Marek Brzeziński
Tekst z 02/08/2007 Ostatnia aktualizacja 02/08/2007 08:37 TU
Restauracja dworcowa. Ciekawe, jakie Państwo macie skojarzenia? Mnie się przypomina dworzec w Koluszkach dokąd w czasach studenckich często dojeżdżaliśmy jadąc na narty do Zakopanego. Za barem pani Kazia. „Pani Kaziu! Da nam pani dwa piwka, ale bez tych tatarów. One mogą zostać na przyszły tydzień.” Bo bez tak zwanej konsumpcji, piwa dostać nie można było. Przepraszam – nie dostać. Kupić. Toteż płaciliśmy za piwo i owe tatary, które jednak zostawialiśmy na następny tydzień. Romantyka Dworca w Koluszkach. Takie skojarzenia z restauracją dworcową biorą w łeb, kiedy zajrzymy do „Błękitnego Pociągu”. Dworzec Lyoński z wieżą jak minaret. Wejście względnie obskurne, przez ciemny korytarz, w którym nie widać twarzy czarnoskórych ochroniarzy. Drgniemy nieco przestraszeni, jak zobaczymy mignięcie bieli, gdy otworzą się zaspane oczy. Może to jedyna różnica z dworcem w Koluszkach. Ale potem bajka. No to dalej – przekroczmy próg bajki.
Sam dworzec jest czymś porywająco wspaniałym. Eklektycznym. Imponującym swoją równowagą arkad i secesyjnymi ozdobami. Cofnijmy się do roku 1900. Oto Kompania Kolei Żelaznych PLM – Paryż, Lyon i Morze Śródziemne, postanawia wybudować nowy dworzec zdolny przyjąć tysiące ludzi, którzy odwiedzą Paryż w związku z Wystawą Powszechną w 1900 roku. Fasada sto metrów długości. Ozdobiona alegorycznymi motywami.
Nad nią wysoka wieża – mnie kojarzy się z minaratem, ale to może kierunek, w którym pędziły pociągi nasuwa te skojarzenia. Z punktu widzienia architekta, wieża w pierwotnej formie, nie odbiegała od tych, jakie wznoszono na ratuszach miejskich, dzisiaj, dzięki rozszerzającej się kopulastej części na samej górze, tam gdzie mieści się zegar, może nasuwać inne skojarzenia. Rzeczywiście jest to przykład apoteozy architektury dworcowej.
Restauracja tak jak i dworzec, obecnie unowocześniony we wnętrzu i na peronach, jest monumentalna. Do „Błękitnego Pociągu”, można wsiąść także od strony stacji.
Wtedy wpadniemy od razu w głębie foteli klubowych, jakich nie powstydziłyby się kluby przy londyńskim Pall Mall, idąc ciemną klatką schodową, nagle otwiera się przed nami świat w barwach neo-renesansowego baroku. Najpierw wchodzimy do tak zwanej „Złotej Sali”. Nazwa bierze się od złotej sztukaterii. Zachwycające przepychem, ale też przyprawiające o zawrót głowy, nie tylko tym, że trzeba ją cały czas mieć zadartą, lecz i paletą barw, sufity ozdobione są scenami przedstawiającymi pejzaże z południa Francji.
Są tu obrazki z Algieru, wtedy to było południe Francji, są sceny z winobrania w Burgundii, jest wiecznie ośnieżony szczyt Mont Blanc. Dalej, możemy się przekonać, że Stary Port w Marsylii nic nie stracił na swym romantycznym uroku. Na ścianach wiszą obrazy z Tulonu i Marsylii, bądź co bądź dwóch największych portów francuskich nad Morzem Śródziemnym. Teraz Wielka Sala – Grand Salle. To serce „Błękitnego Pociągu”.
Dekoracje w tej samej manierze. Pejzaże nieco inne, ale styl ten sam. Jezioro Annecy. Lyon, ale do tego sceny z mitologii greckiej. Na końcu Sali bar, za którym zaczyna się część klubowa. Wszystko, jak na na gigantycznym transatlantyku, łączy szeroki korytarz. To od niego w bok, za szklanymi drzwiami, znajdują się dwie, intymne salki, także związane ze śródziemnomorskimi klimatami – algierska i tunezyjska. Na ścianach stosowne malowidła pokazujące Algier i Dolinę Rummel. Na sufitach arabskie motywy.
Restauracja powstała na początku XX wieku. W czasie drugiej wojny światowej zamieniono ją na magazyny. W 1950 roku, Francuskie Koleje Państwowe SNCF chciały ją wyburzyć, ale odezwały się takie głosy protestu, że „Błękitny Pociąg” wiezie swoich gości przy restauracyjnych stolikach do dzisiaj.
Sama nazwa nie jest tak stara, jak restauracja, którą siódmego kwietnia 1901 roku uroczyście zainaugurował ówczesny prezydent Republiki Emile Loubet. W 1963 roku Albert Chazal został dyrektorem generalnym i nadając restauracji dawny blask nazwał ją właśnie w ten sposób. Tym samym uczcił ekspres Paryż – Ventimiglia, który Kompania PLM uruchomiła w 1922 roku. Pociąg wyruszał z Paryża o godzinie dwudziestej – do Ventimiglia dojeżdżał po piętnastu godzinach z hakiem, o 11.22. Z punktualnym hakiem.
To właśnie ten ekspres nosił nazwę „Błękitny Pociąg”, bo w takim kolorze była pościel w wagonach sypialnych. W przeciwieństwie do awangardowego w tamtej epoce Art Nouveau, które miało tak silny wpływ na dekoracje Maxima i innych słynnych restauracji tamtej epoki, „Błękitny Pociąg” osadzony był w realiach starej, eklektycznej sztuki. Wpuszczają mnie do kuchni. Rozmawiam z szefem. Przygotowują od dwustu w czasie pory obiadowej do czterystu wieczorem, posiłków. W czasie Bożego Narodzenia – dwa razy tyle. Ruch się zacznie po wakacjach. We wrześniu będą tłumy, rezerwacje niezbędne. A w karcie dań – żadnych specjalnych rewelacji. Gęsie wątróbki domowej roboty. Bogactwo dań rybnych. Jagnięcina. Marynowana pierś kaczki. Dobre, francuskie jedzenie we wspaniałych dekoracjach.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU