Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Paryska Kronika Muzyczna

Szaleństwo ludów - Folle Journée 2007

 Stefan Rieger

Tekst z  03/02/2007 Ostatnia aktualizacja 25/02/2010 12:06 TU

 

Nadstawiam zazdrośnie ucha, wyłapując z radia ostatnie odgłosy gasnącego festiwalu w Nantes, gdzie po raz pierwszy od lat mnie nie ma. Szczęśliwie France Musique retransmituje przez pięć dni co ciekawsze z 250 koncertów, ale marne to pocieszenie, gdyż trzeba być na miejscu, by zakosztować z niczym nieporównywalnej atmosfery Szalonych Dni Muzyki.


Szalone Dni Muzyki

23/02/2010

Choć specjalnością wielu dziennikarzy jest recenzowanie książek, których nie czytali lub spektakli, na których nie byli, nie będę państwu opowiadał bajeczek, ograniczając się do paru informacji z drugiej ręki. Tematem trzynastej już Folle Journée była „Harmonia ludów”, czyli szkoły narodowe z przełomu XIX i XX wieku: skandynawskie i środkowoeuropejskie, oraz rosyjska, francuska i hiszpańska, z małą polską wkładką w postaci paru dzieł Szymanowskiego. Główną salwę w Miasteczku Kongresowym w Nantes, gdzie w dziewięciu salach ponad tysiąc artystów uprawia przez pięć dni radosny stachanowizm od rana do późnej nocy, poprzedziła jak zwykle rozgrzewka w Regionie nad Loarą: w 11 miastach i miasteczkach odbyło się w poprzedni weekend kilkadziesiąt koncertów. Ogółem sprzedano circa 170 tysięcy biletów, z czego zapewne blisko połowę patentowanym profanom, dla których był to pierwszy żywy kontakt z muzyką poważną.

Czarodziej z Nantes, René Martin pewnie nie spocznie, zanim ostatni homo sapiens nie będzie grał, śpiewał lub przynajmniej nadstawiał ucha. Co roku zresztą wymyśla jakiś nowy koncept, aby przełamać uprzedzenia nieuświadomionych lub opornych. Urządzał już koncerty i spotkania w więzieniach i na ponurej sławy blokowiskach, wpraszał się do mieszkań prywatnych, nagłaśniał tramwaje i autobusy, wciągnął do kabały restauracje i sklepikarzy, konserwatoria i ogniska muzyczne, a nade wszystko – całą niemal młodzież z Nantes i okolic, którą i tym razem stosownie przeszkolono, przedstawiając we wszystkich gimnazjach spektakl słowno-muzyczny, ilustrujący temat Szalonych Dni.

W tym roku René Martin zastosował inny jeszcze fortel. Wysłał komando artystów do rozmaitych domów kultury i klubów spod ciemnej gwiazdy, gdzie element szarpie struny gitar elektrycznych lub wyżywa się w techno i rapie. Amatorskim zespołom zadano wypracowanie: zaaranżować parę klasycznych utworów, od Czajkowskiego i Griega po Ravela i Bartoka. W aranżacji pomógł im kompozytor Pierre Charvet, a w czwartek 1 lutego, na oficjalnym koncercie w Miasteczku Kongresowym, chłopcy dali czadu. Nie słyszałem, więc powstrzymam się od ocen. Ale metoda mi się podoba. Do muzyki wszyscy się garną, ale w większości nie mają o niej zielonego pojęcia. Wystarczy trochę ich oświecić, pokierować, wstrzyknąć dawkę muzyki z prawdziwego zdarzenia i kto wie – może znów wyrośnie, gdzieś w podmiejskim ghetcie, nowy Queen?

Muzyka jest dobra na wszystko

Gdyby tak było ze stu, albo i z tysiąc René Martinów! Może by element zaczął wszędzie rapować Griega i Mozarta? A kto wie, czy by się nawet i nie od-rapował? Na międzynarodowym sympozjum na temat efektów edukacji artystycznej, jakie odbyło się w styczniu w Paryżu, przedstawiono wyniki badań, które zaskoczyły, zwłaszcza głuchych i notorycznych niedowiarków, z jakich składa się w większości społeczeństwo, włącznie z elitami. Amerykanka Helen Neville, która od lat prowadzi badania porównawcze z różnymi grupami dzieci, w wieku od 3 do 8 lat, stwierdziła jednoznacznie, że gra na instrumencie wydatnie pomaga w znalezieniu równowagi, usytuowaniu się w czasoprzestrzeni, rozwinięciu zmysłu krytycznego; że muzyka ratuje dzieci wypadające za margines i u wszystkich poprawia wyniki w matematyce czy języku. Nic to nowego, wracamy w sumie do średniowiecznego Quadrivium, na które składały się nauki ścisłe i muzyka, z tą wszak różnicą, iż wracamy całkiem rozbrojeni: choćbyśmy wiedzieli, że muzyka i sztuka w ogólności jest najlepszą szkołą życia i fabryką sensu, iluż mamy pedagogów, zdolnych ten sens i tę przyjemność przekazać naszym dzieciom?

Wznieść się ponad jazgot

Skala ignorancji jest przerażająca, nie mogli tego pojąć ani Yehudi Menuhin, ani Daniel Barenboim, a dziś jeszcze puka się w czoło Jacques Attali: jak to się dzieje, że w edukacji nie poświęca się najmniejszej uwagi temu, co stało się główną, jeśli nie jedyną treścią kultury szerokich mas? Muzyka jest wszędzie i będzie jej coraz więcej, każdy chodzi z walkmanem na uszach, to powietrze którym oddychamy – a nikt nie umie oddychać. To trochę tak, jakby nikomu nie wpojono podstawowych zasad gramatyki (zresztą i w tym kierunku zmierzamy...): z kim moglibyśmy wówczas porozmawiać? Osaczający nas zewsząd jazgot wynika z tego, że nikogo nie wyuczono choć trochę, jak wznieść się ponad jazgot. Trzy lekcje, ba, czasem nawet jeden koncert wystarczy, by amator jazgotu odkrył przyjemniejszy hałas i nieporównanie szerszą skalę przeżyć. Można zrozumieć oskarżenia o rzekomy „elitaryzm”: muzyka to piekielnie trudne rzemiosło, trudności wszystkich odstraszają, pedagogów ani na lekarstwo, a Edukacja Narodowa ma to w nosie. Ale coraz więcej rodziców rozumie, że jest w tym jakiś sens: zaciskają zęby, wożą dzieci do odległych konserwatoriów i ognisk muzycznych, zaganiają swe pociechy do ćwiczenia. To nie jest żaden „plan kariery”, stawką jest wyłącznie w miarę harmonijna osobowość: spośród dzieci uczących się muzyki, zaledwie 1% uczyni z tego swój zawód. Z tego procenta ledwie promil naprawdę zabłyśnie i znajdzie się w gronie „młodych rewelacji roku”.

Rewelacje na miarę epoki

Szóstkę pretendentów do tego tytułu podsunięto nam pod nos i ucho na milionie kompaktów, które rozesłano za darmo czytelnikom różnych pism – trójkę w branży instrumentalnej i trójkę w wokalnej. Nazwiska tych ostatnich miłosiernie pominę. Z pierwszej trójki znany jest szerzej i dość przesadnie promowany pianista Jean-Frédérick Neuburger, który nagrał ostatnio Etiudy Chopina ot tak sobie, nie ma czym się ekscytować. Młoda skrzypaczka Sarah Nemtanu ma temperament, ale to za mało. Altowiolista Antoine Tamestit gra zaś z definicji na altówce, no comment... Laureatów desygnuje lud w powszechnym głosowaniu, a ujawnieni zostaną 28 lutego w sali Pleyela, na dorocznej ceremonii klasycznych Wiktorii, koturnowej akademii ku czci i na pohybel. Młodych rewelacji zaiste w tym roku nie dowieźli...

Klimat niespodzianie się ociepla

Ale mimo wszystko byłbym ostrożnym optymistą. Muzyka klasyczna, wyrzucona za margines przez cyniczny biznes, eliminujący od ćwierć wieku wszystko, co rzekomo nierentowne, najwyraźniej łapie znów wiatr w żagle i wraca do łask (nawet jeśli na polskim ugorze wcale tego jeszcze nie widać). Świadczą o tym choćby jej sukcesy w Internecie, gdzie jej podaż i popyt rosną w postępie geometrycznym, dużo szybciej niż w przypadku muzyki „lżejszej” (choć to fakt, że zaczyna omalże od zera).

Ewolucję smaku odzwierciedla też ranking zeszłorocznych przebojów, klasyczne Top Twenty, ogłoszone przez francuski instytut badań statystycznych IFOP. Najwięcej sprzedało się kuferków Brilliant Classics z kompletem dzieł Mozarta na 170 kompaktach: ponad 200 tysięcy sztuk w samej Francji, z górą 400 tysięcy na świecie. Czwarte miejsce zajęła zresztą inna cegła Brillianta za 99 euro: komplet dzieł Bacha, 80 tysięcy egzemplarzy w parę miesięcy, co jeszcze bardziej zaskakuje. Srebrny medal zdobyła Nathalie Dessay, obecna zresztą na Top Twenty aż trzykrotnie (co cieszy, gdyż to żywe srebro, temperament i inteligencja, choć za arie Haendla nagrody bym jej nie dał). Pociesza nade wszystko degrengolada pseudoklasycznego kitu, królującego do tej pory na listach przebojów, o których kształcie decydują supermarkety, nastawione wyłącznie na mydełka, proszki do prania i kulturalne blockbustery-samograje, w stylu André Rieu. To się jeszcze dobrze sprzedaje, ale z każdym rokiem gorzej. W pierwszej dwudziestce znalazły się za to tak przyjemne niespodzianki i spodzianki, jak Sting śpiewający Dowlanda, Rolando Villazon, Roberto Alagna aż po trzykroć, na dobre i na złe, Alexandre Tharaud w Walcach Chopina czy młody kontratenor Philippe Jaroussky w ariach Vivaldiego, któremu przepowiedziałem, iż przebije sukces Cecilii Bartoli i faktycznie: jej Opera proibita, z Markiem Minkowskim, znalazła się na liście o jedno miejsce dalej. Co oczywiście nic nie znaczy, ilość nigdy nie przechodzi w jakość i do tej pory było zwykle tak, że prawdziwy artysta, który trafia nagle na Top Twenty, winien spłonąć ze wstydu. Ale widać coś się zmienia, może wkrótce już nie będzie się czego wstydzić. Zresztą takie gwiazdy, jak Callas lub Cecilia, i tak są poza konkurencją.

Midem Classical Awards

Skoro już mówimy o listach przebojów, rzućmy okiem na jeszcze jedną laurkę z muzycznymi Oscarami, Midem Classical Awards, opublikowaną przy okazji międzynarodowych Targów w Cannes. Nie ma tu szczególnych niespodzianek, większość nagrań zebrała już laury gdzie indziej. Nie pogniewamy się za to, że jeden z naszych ulubieńców – Christian Zacharias – uznany został za Artystę Roku. W dziedzinie opery nie dziwi wyróżnienie „Griseldy” Vivaldiego pod dyrekcją Spinosiego, zresztą nie było prawie konkurencji, gdyż w operowe superprodukcje nikt już nie chce inwestować. W muzyce symfonicznej triumfuje Mariss Jansons z kompletem symfonii Szostakowicza, w koncertującej – Christian Tezlaff z Davidem Zinmanem w Koncercie skrzypcowym Beethovena, w kameralnej – Trio Wanderer za komplet triów i pierwszy Kwartet fortepianowy Brahmsa, a w solowej – Elisabeth Leonskaia za recital Brahmsa. W muzyce barokowej – Midem Award dostała płyta „In furore”, z ariami Vivaldiego w wykonaniu Sandrine Piau, w muzyce chóralnej – Msza c-moll Mozarta pod dyrekcją Louisa Langrée, wreszcie w kategorii nagrań archiwalnych całkiem słusznie nagrodzono Brilliant Classics za świetną reedycję nagrań wielkiego Emila Gilelsa.

CD1 Queen – Bohemian Rhapsody, fragm. HR-61311-2
CD2 Sarasate – Airs bohemiens, fragm. – S.Nemtanu
CD3 Bach – Suita B.1007, Preludium – A.Tamestit
CD4 A.Scarlatti – Ecco negl’orti tuoi - C.Bartoli DECCA 4756924
CD5 Brahms – Trio Nr3, Scherzo – Trio Wanderer MC901915.16

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU