Wprowadzenie i ostrzeżenie
Tylko idioci nie zmieniają poglądów... Kiedy przeglądam te ćwierć wieku publicystyki doraźnej, skażonej duchem czasu, targają mną sprzeczne uczucia. I w gruncie rzeczy mniej mnie cieszy ciągłość poglądów, co ich ewolucja.
W utrzymaniu, choćby i przez pół wieku, osobistych przekonań, uprzedzeń czy dogmatów nie ma żadnej zasługi. Skoro panta rei, co pojął już Heraklit, ten co drepcze w miejscu, stale się cofa. A gdy nurt jest tak wartki, jak dziś, niewzruszoność to wręcz gwarancja anachronizmu, śmieszności albo śmierci.
W każdym dziesięcioleciu Duch Czasu starał się nam narzucić swe Ostatnie Słowo w materii polityki, ideologii, moralności, ekonomii... W dekadę później Duch szydził z niegdysiejszych pewników. Reaganowsko-thatcherowski kapitalizm był ostatecznym horyzontem, Solidarność stempelkiem cnoty, Watykan szpicą awangardy postępu a neo-moraliści, ukazujący spustoszenia rewolucji obyczajowej z lat 60. rycerzami moralnej odnowy. Czas wszystko przewartościował, kryzys skompromitował wczorajsze aksjomaty, pędząca naprzód nauka zmiata akty wiary i przesądy.
O życiu wiemy wciąż niewiele, lecz tysiąckroć więcej, niż przedwczoraj. Staje się dziś jasne, że żyjemy od zawsze na krawędzi chaosu. To w owej strefie granicznej między porządkiem absolutnym, synonimem śmierci, a chaosem totalnym, równie śmiercionośnym, rozgrywa się misterium życia. Tylko w strefie stanów średnich – między wolnością i kontrolą, kreatywnością i statycznością, bałaganem i regulacją – możliwa jest ewolucja: chemii, życia, kultury, ekonomii, społeczeństw... Nie ma w tym nic z intelektualnej spekulacji: to nieznane dotąd oblicze Wszechświata odsłania dziś matematyka chaosu i systemów złożonych.
Karol Darwin nie miał o nich zielonego pojęcia, tak jak nie znał mechanizmów dziedziczności, genetyki, biologii molekularnej czy epigenezy (o której jeszcze dziś niewiele wiemy). Lecz niemal wszystko, co wiemy dziś o życiu i człowieku, intuicyjnie zdołał przeczuć. Toteż spotkanie z Darwinem, poprawionym dziś przez genetykę, kwanty i teorie złożoności, było dla mnie szokiem. Wszystko, co dotąd jedynie podejrzewałem, nabrało rumieńców. Wszystko, w co wątpiłem, odpłynęło w siną dal.
Z dnia na dzień, w sędziwym już wieku, ujrzałem w darwiniźmie największy przełom w ludzkiej myśli. Z chwilą przyswojenia głębokiej natury ewolucyjnego myślenia – czego szkoła, nawet skrajnie liberalna, nie umie przekazać – rodzimy się na nowo, w całkiem innym świecie. Nie ma już w nim żadnych cudów ani duchów. Wszelkie formy spirytualizmu stają się głęboko podejrzane – od religii i teologii, poprzez filozofię skażoną pożalsięboże metafizyką (wyjąwszy paru antyplatońskich Greków, Spinozę, Diderota, Feuerbacha, Nietzschego czy Camusa), aż nawet po chimerę duchowości, wiązanej często ze sztuką.
Darwin nie obrzydził mi Bacha. Przeciwnie, pomógł mi zrehabilitować ucho, jeden z cudów ewolucji, dzięki któremu słyszę, co trzeba, mimo interferencji religijnych czy kulturowych. Zrozumiałem, że poza szeroko pojętym myśleniem ewolucyjnym nie ma zbawienia. Wystarczy pojąć, że wszystko płynie, włącznie z domniemaną prawdą, by wypaść na zawsze z orbity stacjonarnych mistyfikacji.
Poniższe felietony z ostatniego ćwierćwiecza ilustrują zapewne te paradoksy i rozpaczliwe próby wyzwolenia się spod terroru Ducha Czasu. Były to próby najczęściej nieudane. Nie ma wielu mocnych, naprzeciw Ducha Czasu. Sam mu lizałem stopy, raz po raz, lecz rzadko nadgorliwie – to mój jedyny powód do dumy.
Najbardziej histeryczne manifestacje doraźnej paranoi – skurcz neuronów i gruczołów wobec terroryzmu, islamu, geopolitycznej koniunktury – wymazałem z tego pejzażu myśli in progress, gdyż każdy ma prawo do autocenzury i wyboru tego, co chciałby po sobie zostawić. Lecz zostawiam sporą część uniesień dziennikarskich i przejawów doraźnej ubris, czyli myśli histerycznej i przesadnej, pod warunkiem że przesadyzm jest w miarę oświecony i daje minimum kluczy do przyszłości.
Przepraszam z góry tych, których mój radykalizm boli. Nie przepraszam tych, których jedynie razi: to ich problem, a nie mój. Nie widzę zresztą powodu, by przepraszać kogokolwiek za słowa i myśli, skoro za czyny znacznie poważniejsze, niewybaczalne, mało kto przeprasza, a niejeden system, ideologia czy religia zgoła je nobilitują. Tym zaś, których myśl nazbyt ostra boli, radzę przeprowadzenie diagnozy, co boli i dlaczego. Będą zaskoczeni, odkrywając że przyczyny bólu tkwią zupełnie gdzie indziej, niż myślą – na przykład w sferze hormonów, seksu lub wątroby, a nie w doszczętnie zmitologizowanych kategoriach honoru, wartości czy ducha.
Co nie znaczy, że nie ma takich pojęć, jak honor, wartości czy nawet duch, lecz każde z nich należy niezmordowanie aktualizować, dzień po dniu, kierując się wiecznie ewoluującym Rozumem, naszym jedynym oknem na świat.
Poniżej znajdą Państwo moje felietony z ostatnich lat, ostro przebrane, lecz nie aż tak, bym je do końca dzisiaj akceptował. Nikogo też nie zmuszam, by je przyjął z całym dobrodziejstwem inwentarza. RFI było zapewne radiem wyjątkowym, gdyż nikt nam nigdy nie patrzył na ręce i nie tępił żadnych form warcholstwa. Tępiliśmy je ewentualnie sami, kierując się samokrytycyzmem, lecz nawet na sobie nie sposób polegać, to jedna z niewielu rzeczy, jakie wiem.
Kontakt z autorem: stefanrieger2009@gmail.com
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU