Piotr Kamiński
Tekst z 25/12/2009 Ostatnia aktualizacja 19/02/2010 16:33 TU
Wówczas jednak teatry zeszły do podziemia, gdzie wytrzymały do kolejnego ciosu, kiedy to 16 października 1647 parlament wręcz rozkazał więzić aktorusów przyłapanych na scenicznym rozpasaniu. Teatru jednak kijem nie dobijesz, przetrwał zatem do Restauracji, owe 18 lat wielce jednak zaszkodziły Szekspirowi, przerywając ciągłość w odbiorze jego twórczości. Zmieniły się gusta, gdy więc powrócił na scenę w drugiej połowie XVII stulecia, przystrzyżono go na modłę francuską, czy – jakby powiedzieli postępowi teoretycy dnia dzisiejszego – „psyblizono wspulcesnej wrazliwości”.
Gdy więc na londyńskiej scenie pojawił się jeden z największych kompozytorów stulecia, a w dziejach Anglii bodaj w ogóle największy, Brytyjski Orfeusz nazwiskiem Henry Purcell, znalazł wprawdzie okazję by pisać muzykę do „tytułów” Szekspira, ale już nie do jego słów. Tych ze świecą by szukać w jego twórczości, bo kiedy nam się zdaje, że już, już schwytaliśmy stratfordzkiego Łabędzia za kuperek – okazuje się, że to gęś, dorodna wprawdzie, ale szarawa...
Jedna, ta najdłuższa, z trzech purcellowskich wersji słynnej frazy Szekspira otwierającej Wieczór trzech króli, „Miłość, podobno, muzyką się żywi, grajcie więc dalej....” i na tym koniec. Reszta tekstu spłynęła z pióra pułkownika Henryka Heveninghama, który zamiast miłosnej niestrawności, niczym chimeryczny książę Orsino, sławi tu jej upojne rozkosze. Śpiewała Catherine Bott, towarzyszyli jej muzycy z Kwartetu imienia Purcella.
Przez pewien czas sądzono, że mamy przynajmniej parę pełnych, dobrze znanych tekstów Szekspira z muzyką Purcella, dokładnie dwie piosenki Ariela z Burzy. Jeszcze John Eliot Gardiner, w swojej znakomitej serii dla Erato, nagrał 30 lat temu całość muzyki do tej sztuki właśnie pod nazwiskiem Purcella. Już wtedy mówiło się jednak, że nie tylko ten Szekspir to nie Szekspir, ale dokonana przez Thomasa Shadwella adaptacja w tonie modnej wówczas „feerii” (skąd podtytuł: „Burza, albo zaczarowana wyspa”), ale rzekomy Purcell to też nie on, tylko diabli wiedzą kto.
Gdy tekst ten wystawiono po raz pierwszy w roku 1674, muzykę napisało doń pół tuzina kompozytorów, 21 lat później ich partyturę zastąpiono zaś nowymi wstawkami niejasnego pochodzenia, gdzie Purcellowi przypisuje się dziś już tylko jedną, swawolną piosenkę z IV aktu. Z Szekspira nie ma w niej nic.
Rosemary Hardy i orkiestra im Monteverdiego, John Eliot Gardiner, piosenka z IV aktu muzyki do Burzy Szekspira w adaptacji Shadwella, jedyny fragment, jaki dzisiaj się tam przypisuje Purcellowi.
Nie ma natomiast żadnych wątpliwości co do autorstwa muzyki do Tymona Ateńczyka, lub dokładniej – do Maski, czyli Divertimenta kończącego tej przedziwną tragikomedię w adaptacji tegoż Thomasa Shadwella. To także druga już wersja muzyki do tej sztuki. Pierwszą zmajstrował 17 lat wcześniej ulubieniec Karola II, Francuz Louis Grabu. W partyturze Purcella, datującej się z jego ostatniego roku, 1695, szczególną sławę zyskała „muzyka finałowa”, czyli „curtain tune”, niezwykle kunsztowna, krótka fantazja, oparta na typowym dla niego basowym „gruncie”.
I jeszcze dwa króciutkie numery śpiewane z muzyki do Tymona Ateńczyka Szekspira w wersji Shadwella, solo i tercet.
Lynne Dawson, Gillian Fisher i Stephen Varcoe oraz przepoczwarzona w Angielskich Solistów Barokowych orkiestra Gardinera, trzy fragmenty z muzyki Purcella do Tymona Ateńczyka. Nagrywa się ją zazwyczaj w sąsiedztwie jego innej, obszerniejszej znacznie muzyki scenicznej, tym razem już bez literackiego związku z Szekspirem, choć innych związków nie brak.
Chodzi o Dioklecjana, dokładny tytuł: Wieszczka, czyli Historia Dioklecjana. To typowa dla Londynu sprzed ery Händla „pół-opera”, czyli coś jakby musical, w gatunku najlepiej znanym z Króla Artura Drydena i Purcella. Typowe są również dzieje tego tekstu. Najpierw była sztuka Johna Fletchera i Philipa Massingera sprzed lat 70. Tu znajdziemy pierwszy związek z Szekspirem, Fletcher był bowiem jego następcą w trupie „King’s Men”, czyli „Królewskich aktorów”, oraz przypuszczalnym współpracownikiem w trzech sztukach, Dwóch szlachetnych kuzynów, Cardenio i Henryk VIII.
Dioklecjana wznowił po latach Thomas Betterton, w swoim teatrze Dorset Garden, czyli Teatrze Książęcym, we własnej adaptacji. Betterton to jedna z gwiazd „restauracyjnej” sceny, wybitny aktor szekspirowski. U niego grano również adaptację Makbeta pióra Williama Davenanta, wspomnianą wyżej Burzę Shadwella i tegoż pierwszą wersję Tymona Ateńczyka.
Muzyka Purcella do Dioklecjana trwa niemal półtorej godziny i należy do jego arcydzieł, by jednak nie wykraczać poza ścisłe granice naszego „szekspirowskiego” tematu, ograniczymy się do największego przeboju: jednej z najpiękniejszych pieśni Purcella, z III aktu tej sztuki: „Cóż mam uczynić, by jej okazać swą miłość, ile milionów westchnień potrzeba, wszystko, co inne zniewala, na niej nie robi wrażenia...” „I kamień już bym zmiękczył, jej zmiękczyć nie mogę” : może gdyby Albin tak zaśpiewał Klarze, uległaby od razu...
Lynne Dawson i Angielscy Soliści Barokowi, John-Eliot Gardiner, piosenka z III aktu muzyki Purcella do dramatu Fletchera, Massingera i Bettertona Wieszczka, czyli Dioklecjan.
No i wreszcie najpiękniejszy klejnot w niezupełnie szekspirowskiej koronie Purcella, Królowa wróżek. Kto sporządził tę adaptację Snu nocy letniej – nie wiadomo; podejrzewają o to czasem niejakiego Elkanaha Settle, dramaturga, który próbował wówczas rywalizować z Drydenem. Tytuł pochodzi z nieukończonego, rycerskiego eposu Edmunda Spensera, tam Szekspir znalazł jednak nie leśne przygody erotyczne ludzi, wróżek i zwierzyny kopytnej, ale szczegóły intrygi Wiele hałasu o nic, która zresztą przesiąkła również, via różne źródła włoskie, do Ariodante Händla, bo w teatrze dobry żart tynfa wart i marnować go nie wolno.
Królowa wróżek to, obok Króla Artura, jedyna pół-opera Purcella, którą wznawia się dzisiaj w całości, wraz z przynależną do niej sztuką, bo w adaptacji wiele się zachowało z szekspirowskiego oryginału, a muzyka jest – bajeczna. Szczególnie umiłował sobie ten utwór William Christie, który wystawił go po raz pierwszy 20 lat temu na Festiwalu w Aix en Provence, w reżyserii Adriana Noble, a w tym roku wrócił do niego, sięgając po nowe, krytyczne opracowanie partytury, na Festiwalu w Glyndebourne, w reżyserii Jonathana Kenta. Tam też spektakl nagrano, a nagranie odtworzyła właśnie telewizja Mezzo, w styczniu zaś będzie go można obejrzeć w Paryżu, w Opéra-Comique. Proponuję Państwu najsławniejszy może fragment tej muzyki, słynną „Skargę” z V aktu, napisaną znów do ukochanego purcellowskiego „basu ground”. „Odszedł, odszedł, płaczcie nad tą stratą, bo już go nigdy więcej nie zobaczę”... Lynne Dawson, Les Arts Florissants, William Christie.
Chandos 0571 Track 1 – 3’30”25/12/2009
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU