Agnieszka Kumor
Tekst z 21/02/2007 Ostatnia aktualizacja 21/02/2007 17:17 TU
Plakat spektaklu Żurnaliści, w reżyserii Jean-Claude’a Cotillarda
fot. Claire Besse - libre de droits
Dziś będzie coś z własnego, dziennikarskiego ogródka. W prywatnym Teatrze Tristan Bernard w ósmej dzielnicy grana jest sztuka Żurnaliści, w reżyserii Jean-Claude’a Cotillarda. Właściwie jest to złośliwy pamflet na dziennikarzy zajmujących się kulturą, a w szczególności teatrem we Francji. Autor sztuki, Pierre Notte, przejechał się po najgorszych cechach swoich bliźnich pretendujących do miana krytyków. Portret, jaki nakreślił przypomina Doriana Greya..., ale już po zniszczeniu obrazu.
Diabeł chodzi do teatru…
Czegóż tam nie ma: pokazy dla prasy, koktaile, przygotowywane na ostatnią chwilę przemądrzałe wywiady, sądy wydawane o wszystkich i na każdy temat, niszczące krytyki i wzajemne, koleżeńskie podchody, podróże prasowe, marzenia, frustracje... Oczywiście jest i festiwal w Awinionie i stołeczne premiery. Żyć nie umierać, byle być dziennikarzem we Francji! "Są ludzie, którzy płacą za bilety?" Jak pisze Pierre Notte, sztuka powstała pod wpływem dość gorzkiego doświadczenia, jakim były lata pracy spędzone w jednym z poczytnych, francuskich magazynów kulturalnych. Autor nie wyjawia nazwy pisma, mówi jedynie, że było ich trzech – trzech dziennikarzy pracujących dorywczo, piszących na zlecenie, aspirujących do wyższych zadań, niż te, które im zlecano, młodych wilków żądnych władzy, ale ponad wszystko zawodowego uznania i sławy w środowisku. A kto mówi sława ten ma w domyśle wpływy, komfort życia i szeroką karierę usłaną różami. Coś à la Diabeł ubiera się u Prady tylko w teatralnym wydaniu. Bohaterami tego, jako się rzekło - bardziej pamfletu niż sztuki dramatycznej, jest trzech takich właśnie - mówiąc z francuska - piżystów. W toku akcji okazują się skończonymi potworami. Łączy ich ta sama żarłoczność, bo zdolni są podbierać sobie nawzajem tematy i artystów, byle skończyć z codzienną katorgą bycia „chłopcem” lub „dziewczyną na posyłki” na usługach u redaktorki naczelnej.
„Zmarła wielka dama francuskiego teatru”. „Nareszcie!”
Mamy zatem przemyślną dziennikarkę, która udławiwszy orzeszkiem "wielką damę francuskiego teatru", planuje napisanie sztuki dla Isabelle Adjani. Jaką? To się jeszcze okaże. Gwarancją powodzenia jest przecież gwiazda. Potem jeszcze trzeba zorganizować produkcję, reżysera, teatr, a temat to już najmniejszy kłopot. Jest też podstarzały, ale wciąż na dorywczym statusie, dziennikarz, przygotowujący pucz. Wielki, ogólnokrajowy pucz wymierzony w redaktorów naczelnych głównych dzienników i tygodników. Jeden mały donosik, groźba wyjawienia osobistego sekretu (każdy przecież ma coś do ukrycia) i już będą nam z ręki jedli. Celem puczu – zamiana miejscami, klasyczny przewrót rewolucyjny, żebyśmy my mieli to co mają oni, a oni, żeby nie mieli nic. Jest wreszcie i trzeci – ten, którzy żadnych studiów nie ukończył, bo niczym się nie interesował, został dziennikarzem niejako z braku, z braku czegoś lepszego, konkretnego. Ten naiwny i niedouczony właśnie kolega, zainteresuje swoją nową sztuką z Isabelle Adjani (tą, którą właśnie pisała jego koleżanka po piórze) wpływową attaché de presse, która zna kogoś, kto zna kogoś... Cały ten mały światek spotyka się w pociągu do Dijon, gdzie trzeba obejrzeć nowego Szekspira, a którego już się i tak opisało zanim się go jeszcze obejrzało.
Świetny, złośliwy, ociekający krwią i jadem spektakl! Ciekawe kiedy podobnego autokrytycyzmu doczeka się teatr w Polsce u rodzimych krytyków teatralnych...
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU