Agnieszka Kumor
Tekst z 07/03/2007 Ostatnia aktualizacja 07/03/2007 13:49 TU
Najweselszy komediopisarz Drugiego Cesarstwa
Labiche spłodził blisko 200 sztuk, w dużej mierze dlatego, iż jak większość współczesnych mu autorów pisał przy pomocy licznych współpracowników (miał ich czterdziestu sześciu!). A były wśród nich takie późniejsze sławy jak Sardou, Barrière, Gondinet czy Augier. Poszybowali na własnych skrzydłach dopiero jak się wyzwolili spod wpływu z lekka tyranicznego pracodawcy. W roku 1880 Eugène Labiche został oficjalnie unieśmiertelniony – wybrano go do Akademii Francuskiej, co było widomym znakiem, że paryski teatr bulwarowy przestał być płochą rozrywką. Trudno nie przyznać racji innemu „nieśmiertelnemu”, Stanisławowi Marczak-Oborskiemu, wielkiemu znawcy teatru we wszelkich jego przejawach, iż wpływ Labiche’a na wodewilistów i farsopisarzy europejskich jest niezaprzeczony.
Makabryczne qui pro quo
Motywy niesamowitości i makabry tkwiące w pisarstwie Labiche’a wyczuł reżyserski tandem Jérôme Deschamps i Macha Makeïeff. Zrealizowali oni na deskach Odeonu (na scenie głównej teatru, przy placu Odéon, w szóstej dzielnicy) jednoaktówkę Zbrodnia przy ulicy Lourcine, dodając doń w formie uwertury humoreskę Georges’a Courteline’a graną przed podniesieniem kurtyny i zatytułowaną Dwadzieścia sześć. Akcja Zbrodni przy ulicy Lourcine jest, jak to zwykle u Labiche’a bywa, totalnym nieporozumieniem, z którego oczywiście wynikają niestworzone komplikacje. Dwóch protagonistów sztuki (Lenglumé i Mistingue) budzi się w łóżku Lenglumé’go po nocy pijaństwa. Koszmarny kac nie pozwala im złożyć puzzli w całość. Przypadkowy rzut oka na prasę podaną przez lokaja i już wszystko wiedzą: to oni zdają się być ohydnymi mordercami młodziutkiej węglarki z ulicy Lourcine. Wszystko na to wskazuje: kieszenie pełne ułamków węgla, damski czepek, który próbują ukryć w puszce z tytoniem, na miejscu zbrodni pozostawiono jej narzędzie – zieloną parasolkę damską z główką małpy. Właśnie takiej parasolki szuka od rana podenerwowana żona Lenglumé’go, która chciała ją zabrać na chrzciny synka swego kuzyna. Likwidacji wszystkich (domniemanych!) świadków zbrodni mogących rozpoznać niedoszłych zbrodniarzy przeszkodzi w porę dokładniejsze wczytanie się w datę inkryminowanej gazety – w zwariowanym domu państwa Langlumé zachował się egzemplarz sprzed dwudziestu lat!
Nie zabijaj węglarek, to brudna robota!
Deschamps i Makeïeff od wielu lat pielęgnują absurdalny humor, czy to w swoich spektaklach autorskich czy w realizacjach klasyków francuskiego teatru. W ich pracy widać uważną obserwację ludzkich odruchów maniakalnych, które czynią życie piekłem. W interpretacji aktorów nie pozostawiono miejsca na niuanse: gra jest ostra, komizm jak nożem uciął (widownia znakomicie reaguje na kwestie przeszłe już do kanonu teatralnego), sympatia dla bohaterów miesza się z cyniczną parodią ich alkoholowych poczynań. Dekoracja i kostiumy utrzymane zostały w konwencji dziewiętnastowiecznej – postaci Labiche’a łączy z nami współczesny humor bez taryfy ulgowej podany w mistrzowskiej formie.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU