Agnieszka Kumor
Tekst z 11/04/2007 Ostatnia aktualizacja 11/04/2007 18:33 TU
Już niedlugo, bo w czerwcu, wystąpi w Paryżu niemiecka choreografka Pina Bausch ze swoim zespołem. W oczekiwaniu na spektakl tej niezwykle cenionej we Francji artystki, przypominamy jej ubiegłoroczne przedstawienie.
Rough Cut
Tradycją już się stało, że w czerwcu paryski Théâtre de la Ville odwiedza Pina Bausch z najnowszą produkcją, kierowanego przez siebie teatru tańca z Wuppertal. W roku 2006 dla potrzeb spektaklu zatytułowanego Rough Cut, niemiecka choreografka odwiedziła Koreę Południową. Ale jak to zwykle bywa, egzotyczny obraz posłużył jej do wypowiedzenia kolejnej prawdy o nas samych – o kobietach, o mężczyznach, o naszych doznaniach, obawach, o życiu i śmierci. Na dużej scenie teatru de la Ville scenograf Piny Bausch, Peter Pabst, ustawił wielką górę – ni to granitu, ni to lodowca. W kilku momentach spektaklu z góry spuszczali się i wspinali się po niej alpiniści - w feerii różnokolorowych obrazów, przywracając nam poczucie rzeczywistości. Łatwiej potem wyjść z teatru na ulicę i zderzyć się z życiem codziennym, które, jeśli chcemy i mamy na to dość sił, możemy sami pomalować. Pomalować w fioletowe kwiaty, jak na upstrzonym lawendą wideo, puszczonym na białą ścianę góry, lub w twarze ludzi z koreańskiego hipermarketu, wśród których scenograf przemycił swoją własną, przyklejoną do kamery twarz. Na scenie tancerze i aktorzy Piny Bausch tworzyli maleńkie, surrealistyczne scenki dramatyczne (było ich nieco mniej niż w poprzednich spektaklach) i scenki taneczne (dużo więcej) solo, duety, układy zbiorowe.
Głód drugiego człowiekaW eksplozji kolorów, w tańcu nasyconym uczuciem (choć nie czułostkowością), w układach powstałych w dużej mierze z improwizacji, ukazane zostało ciało w ciągłym ruchu, głodne kontaktu z ciałem drugiego człowieka. Ten drugi nas uwiera, staje na naszej drodze do ciepłego łóżka, wypija nasze wino, ale jest też stopniem do wspięcia się wyżej, świecą zapaloną w noc pełną koszmarów sennych, miękką poduszką pod zmęczoną głową. W swych spektaklach z lat 90. Pina Bausch podkreślała niezrozumienie między mężczyzną i kobietą, prowadzące do jakże częstej walki płci. Pina z XXI wieku wie, że tak do końca mężczyzna i kobieta nigdy się nie zrozumieją, ale twierdzi zarazem, że mogą odbyć część drogi jedno obok drugiego, wspierając się wzajemnie. W układach tanecznych przebłyskuje spolegliwość, radość życia, zrozumienie, które przychodzi dopiero z wiekiem. Na ścianie góry pojawia się rozszalałe morze, fale rozbijają się o brzeg, bryzgając pianą na wszystkie strony. Ale po jakimś czasie słońce chyli się ku zachodowi, fale uspokajają się i pobłyskują złotem. Taniec ujarzmił morze, przywracając duszy ukojenie.
Już nie "skłócona z życiem"
Może zblazowani krytycy Piny Bausch, spragnieni nowinek za wszelką cenę, nie dostrzegli tej wielkiej przemiany, jaka nastąpiła w jej teatrze. Nie rozumieją, że można pojednać się z życiem, umieścić jednostkę w kręgu swoich zainteresowań, szukać sposobu na pojednanie jej z sobą samym i z bliźnim. Pina Bausch, wraz z takimi artystami, jak Merce Cunningham czy Maurice Béjart, wynaleźli nowy "język tańca", stworzyli (każde na swój sposób) własny, niemożliwy do podrobienia słownik znaczeń. I jak powiedziała jedna z francuskich dziennikarek – trwają. Niech trwają jak najdłużej!
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU