Stefan Rieger
Tekst z 21/04/2007 Ostatnia aktualizacja 21/04/2007 19:06 TU
A o takich świat nie pamięta, nawet Polacy – zachłystujący się Paderewskim, wystawiający mu pomniki (bo też nie tylko wirtuoz był to wszechświatowy, ale przy tym Polityk wielki i Patriota) – a nie wiedzący nic o dobrym tuzinie artystów znacznie wyższego lotu, którzy wyrośli na tej ziemi i wyfrunęli w świat, na ogół z trefną niestety metryką, jak Józef Hofmann, Ignacy Friedmann, i tylu, ach tylu spośród największych.
Stuletni młodzieniec
Ale w przypadku Mieczysława Horszowskiego przeszkodą była nie tyle metryka (gdyż nie wiem nic o jego rodowodzie), co quasi chorobliwa skromność i prostota. Nie natchnęły go z pewnością w tym kierunku doświadczenia z dzieciństwa. Jego pierwszym profesorem była matka – uczennica Karola Mikulego, którego nauczycielem był Chopin – z trzeciej ręki czerpał zatem wiedzę ze źródła. Jako cudowne dziecko mógł był też szybko, jak tyle cudownych dzieci, marnie skończyć. Widać jednak neurony miał w stanie przedwczesnego rozbudzenia, skoro już jako pięciolatek – w swym rodzinnym Lwowie – epatował słuchaczy, grając im z pamięci większość utworów Bacha i transponując a vista jego Inwencje. W dwa lata później bierze go do swej klasy w Wiedniu Theodor Leszetycki, uczeń Czernego, który był uczniem Beethovena (raz jeszcze zatem wiedza z trzeciej raptem ręki). W 1901 roku dziewięcioletni Miecio Horszowski podbija warszawską publiczność, grając I Koncert tegoż Beethovena. W dwa lata później spotkanie z Arturem Rubinsteinem przerodzi się w trwałą przyjaźń, równie płodną przyjaźnią obdarza go Józef Joachim, największy skrzypek poprzedniego stulecia (wyłączając demona Paganiniego).
W 14 roku życia Miecio triumfuje w nowojorskim Carnegie Hall, wkrótce potem w Londynie, niebawem zaś spotka swych muzycznych guru, z których jednym był Arturo Toscanini, a drugim Pablo Casals. To ten ostatni nakłonił go do zanurzenia się na powrót w świat żywej muzyki: 19-letni Miecio postanowił bowiem zejść z estrady, by studiować literaturę, filozofię i historię sztuki. Parę lat postudiował, w latach powojennych osiedlił się w Nowym Jorku, wkrótce potem powierzono mu klasę fortepianu w słynnym Curtis Institute w Filadelfii – i jednocześnie zaczęła się jego druga kariera, głównie jako kameralisty. Grał z największymi, najchętniej wszak z Casalsem, który zapraszał go od początku na swój festiwal w Prades i z którym nagrał wiele płyt, począwszy od lat trzydziestych...
Czy to w muzyce kameralnej, czy w repertuarze solowym Horszowskiemu najbliźsi byli wielcy Wiedeńczycy – Mozart i Beethoven (Wiedeńczycy zresztą raczej z przymusu niż wyboru, gdyż obaj do miasta tego ziali nienawiścią) – oraz ich duchowy ojciec, Jan Sebastian Bach. W 1957 roku na dwunastu koncertach w Nowym Jorku Horszowski wykonał komplet utworów Beethovena, w trzy lata później powtórzył wyczyn z sonatami Mozarta, potem zagrał większość jego koncertów, wreszcie zaaplikował publice – jako jeden z piewszych – komplet Das Wohltemperierte Klavier Bacha.
Stał się gwiazdą, równie wielką, co skromną. Zapraszany do Białego Domu – najprzód przez Kennedy’ego, potem przez Cartera – nigdy tym się nie przechwalał. W roku 1981, gdy miał lat 89, poślubił włoską pianistkę Bice Costa, z którą żył na kocią łapę przez z górą ćwierć wieku. Oboje wstąpili w związki małżeńskie po raz pierwszy. Niemal do ostatniego tchnienia – które wydał z siebie w roku 1993, ukończywszy 101 lat – Mieczysław Horszowski produkował się na scenie i, jak twierdzą świadkowie, każdego roku lepiej.
Dowodzi tego chociażby jego recital z Wigmore Hall wydany w serii BBC Legends, a nagrany przez 98-letniego pana w średnim wieku, który zapewne nigdy nie grał lepiej. Tak jak dowodzi tego zarejestrowany dziesięć lat wcześniej, przez 88-letniego młodzieńca, pierwszy tom Das Wohltemperierte Klavier, wydany przez VANGUARD CLASSICS: naturalność, prostota, quasi-smyczkowe legato, słowem – fortepian-uzurpator, domniemany wróg Bachowskiego klawesynu, w tym co ma najlepszego do sprzedania.
Trudno pojąć, dlaczego ten wielki artysta został pominięty w złotej serii stu największych pianistów stulecia, wydanej przed paroma laty przez PHILIPSA. Zasługiwał na to z pewnością bardziej niż niejeden, który tam się znalazł (ale pewnie znowu tłumaczy to jego legendarna skromność i dyskrecja).
Madame Bach
Natomiast całkiem zasłużenie znalazła się tam Rosalyn Tureck,
zmarła w 2003 roku wielka kapłanka Bacha - zasłużenie z nawiązką, gdyż jej najciekawsze nagrania ukazały się dopiero po wydaniu tej serii. Tam uwzględniono jedynie jej dokonania studyjne, Amerykanka zaś w studiu czuła się nie najlepiej, od razu jakby sztywniejąc. Dopiero wydawane ostatnio nagrania live pozwalają nam zrozumieć, dlaczego Glenn Gould tak był jej grą zafascynowany, starając się ją podrobić. I nie zawsze udawało mu się ją prześcignąć – jak choćby właśnie w Wohltemperiertes Klavier jej nagranie z lat 70., wskrzeszone w serii BBC Legends, nie ma zapewne sobie równych.
Niedawno firma VAI pozwoliła nam też odkryć jej najwcześniejsze nagrania, z lat 30. i 40.. Na dwóch kompaktach, zatytułowanych „The Young Visionary” Rosalyn Tureck gra nie tylko Bacha: także Mendelssohna, Brahmsa, Debussy’ego, a nawet Liszta. Tytuł nie jest uzurpacją: na 10 lat przez Gouldem „młoda wizjonerka” gra jak Gould, chwilami nawet – z większą jakby swobodą.
Kalwinista
Geza Anda stał się sławny dopiero w ostatnich 15 latach swego zbyt krótkiego życia, na przełomie lat 60. i 70. – gdy założył swą własną Akademię w Zurychu oraz występował i nagrywał z największymi dyrygentami, jak Karajan czy Ferenc Fricsay. Zmarł przedwcześnie na raka w 1976 roku, gdy miał lat 55. Z Fricsayem zdążył wcześniej nagrać trzy koncerty fortepianowe Bartoka, które pozostają w dyskografii referencją. Należał zresztą do najlepszych odtwórców dzieł swego wielkiego rodaka, aczkolwiek sławę przyniósł mu głównie komplet koncertów fortepianowych Mozarta – pierwszy w dziejach fonografii – nagrany z salzburską Camerata Academica Mozarteum, którą dyrygował od fortepianu. Komplet solidny, ale niezbyt dzisiaj przekonywujący. Mniej znane są natomiast wcześniejsze nagrania Gezy Andy, z czasów, gdy nie był jeszcze sławny.
Po błyskotliwych studiach w Budapeszcie – m.in. u Ernsta von Dohnanyi’ego – w 42-gim roku, gdy na Węgrzech ogłoszono mobilizację, Anda emigruje do Szwajcarii. Jego karierę znaczą ważne spotkania – z Mengelbergiem, Furtwaenglerem, wreszcie z jego rodaczką Clarą Haskil, z którą wspólnie występował. Wydany w znakomitej serii BBC Legends jego recital z Edynburga, w 1955 roku, zdaje się przypominać o jego kalwinistycznej edukacji: nie ma tu śladu sentymentalizmu – uderza za to klarowność, zmysł architektoniczny, czystość tonu – na przykład w Etiudach symfonicznych Schumanna.
Czarodziejka
EMI wznowiło jedno z najpiękniejszych moim zdaniem nagrań w
dziejach pianistyki: utwory Jean-Philippe’a Rameau, zarejestrowane w latach 40. przez Marcelle Meyer, a wydane wcześniej w serii Les Introuvables. Technika poczyniła postępy i dźwięk obecnie jest nieporównanie lepszy. Posłuchajmy francuskiej czarodziejki w „Westchnieniach” czyli Les Soupirs.
CD1 Beethoven – Sonata op.69, III cz. Casals/Horszowski EMI 65185-2
CD2 Bach – WtK-I, Preludium es-moll – Horszowski VANGUARD ATMCD1182
CD3 Bach – III Suita angielska, Courante – R.Tureck VAI AUDIO VAIA 1058
CD4 Schumann – Etiudy symfoniczne, fragm. – G.Anda BBC LEGENDS BBCL41352
CD5 Rameau – Les Soupirs – M.Meyer EMI 5852282
22/04/2007 Stefan Rieger
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU