Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Post-scriptum

Przekleństwo V Republiki

Stefan Rieger

Tekst z 11/05/2007 Ostatnia aktualizacja 11/05/2007 19:11 TU

Pałac Elizejski

Pałac Elizejski

Francuzi wybrali poniekąd ciągłość i rutynę. Nicolas Sarkozy obiecywał co prawda szumnie „zerwanie z przeszłością”, czy można jednak tego dokonać nie zrywając z systemem? Otóż lider prawicy zastrzegł się solennie, że V Republiki nie ruszy. W tej sytuacji prawomocne staje się pytanie, czy Sarkozy, mimo wielkich talentów i niespożytej energii, nie jest aby skazany na to, by zostać „Chirakiem bis”? Z pewnością bardziej przedsiębiorczym i aktywnym, ale żadne gestykulacje nie pozwolą zapewne przełamać niezmierzonej inercji reżymu.

François Mitterrand, który V Republikę nazwał kiedyś „nieustającym zamachem stanu”, po czym z wdziękiem wbił się w garnitur de Gaulle’a, lubił powtarzać, że „przed nim instytucje były niebezpieczne i po nim staną się takimi ponownie”. Za jego panowania oczywiście były cacy, jeśli nie liczyć takich drobiazgów, jak zorganizowany przezeń imponujący system podsłuchów – ale, abstrahując od cynizmu, Mitterrand miał rację.

Nie ma w Europie kraju, w którym wybierany w powszechnym głosowaniu prezydent miałby tak niegraniczoną władzę. Szef państwa mianuje i odwołuje premiera i ministrów. Może rozwiązać parlament czy rozpisać referendum aby zmienić Konstytucję. Obsadza kluczowe stanowiska w państwie, nawet w najważniejszych organach kontroli. Przewodniczy Najwyższej Radzie Sędziowskiej, co oznacza, że niezależność władzy sądowniczej jest de facto fikcją. Wręcza wszelkie odznaczenia. Dysponuje wreszcie dużą kasą, a jego wydatki nie są poddawane żadnej kontroli. I nade wszystko, za nic nigdy nie odpowiada – ani w sensie prawnym, ani politycznym.

System V Republiki, owa gombrowiczowska „bestia, co zdycha, a zdechnąć nie może” stworzony został w roku 1958 przez de Gaulle’a jako remedium na parlamentarne bezhołowie IV Republiki. Chodziło wówczas, pisze politolog Bastien François, o wzmocnienie władzy wykonawczej kosztem ustawodawczej. Obsesją architektów Konstytucji było zapewnienie rządom stabilności. Nie wyobrażali sobie w ogóle spójnej i trwałej większości w parlamencie, wobec czego zadbali o pozbawienie deputowanych efektywnej kontroli nad władzą wykonawczą. Nie spodziewali się utrwalenia się dwubiegunowej polaryzacji. W rezultacie, istnienie dwóch wielkich, w miarę zwartych bloków i zdyscyplinowanie głosów w łonie tego, który ma większość, doprowadziło do uwiądu ostatnich mechanizmów kontroli. V Republika, wzniesiona w celu poskromienia partii politycznych, stała się więc paradoksalnie „reżymem partyjnym”. Ustrojem kulawym, w którym nikt nikomu nie patrzy na ręce, a zatem (i tu jest pies pogrzebany), w którym nikt za nic nie odpowiada.

Prezydent Republiki, wedle koncepcji de Gaulle’a, miał być najwyższym arbitrem, a nie super-bossem rządu. Nie przewidziano żadnych demokratycznych mechanizmów kontroli nad sposobem, w jaki sprawuje władzę. Zasada nieodpowiedzialności, intronizowana na szczycie państwa, poczęła też się wsączać, niczym trucizna, w tkankę polityczną, zarażając wszystkie szczeble władzy. Nie podając się do dymisji po przegraniu wyborów parlamentarnych w 1997 roku, Jacques Chirac doprowadził tę zasadę do paroksyzmu. Nie ma drugiej demokracji w świecie, pisze Bastien François w książce p.t. Nędza V Republiki, w której faktyczny szef władzy wykonawczej rozwiązałby parlament, by zwrócić się do ludu o przyznanie mu środków do rządzenia i który pozostałby na stołku mimo porażki.

System promieniejącej ze szczytu nieodpowiedzialności –skombinowany z zasadą kumulowania mandatów, nieustającym rozrostem biurokracji czy korporacyjnym szantażem – doprowadził stopniowo do atrofii demokracji, także w jej najbardziej praktycznym, codziennym wymiarze. W administracji, instytucjach, przedsiębiorstwach utrzymuje się bizantyjski system hierarchii i zarządzania. Decyzje zapadają jak w KC: za drzwiami gabinetów. Najpierw się je obwieszcza, a potem – gdy baza staje dęba, strajkuje lub wybija szyby – ewentualnie podejmuje się konsultacje lub rokowania. Wszelkie instytucje pośredniczące (parlament, związki, lokalne samorządy) są w stanie uwiądu, brak zatem mediatorów i mechanizmów dialogu. Wystarczy wspomnieć, że w związkach zawodowych zrzeszonych jest we Francji jakieś 10% pracowników – wobec 80% w Niemczech czy w krajach skandynawskich.

Instytucje V Republiki skrojone były na miarę Wielkiego Człowieka. Nicolas Sarkozy jest politykiem nietypowym, nadzwyczaj błyskotliwym, wściekle zdeterminowanym, ale co do jego domniemanej „wielkości” nie mamy na razie żadnych gwarancji. Można mu pewnie dać na początek mały kredyt zaufania: dysponując takim zakresem władzy wiele mógłby zdziałać – pytanie tylko, czy działać będzie w dobrym kierunku, a nawet jeśli tak – czy „bestia, co zdycha, a zdechnąć nie może” nie będzie mimo wszystko górą.  

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU