Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Paryska Kronika Muzyczna

Buxtehude - zapomniany geniusz z Lubeki

Stefan Rieger

Tekst z 26/05/2007 Ostatnia aktualizacja 26/05/2007 16:21 TU

Absolutna cisza morska. Ani jednej zmarszczki na oceanie pamięci, a raczej niepamięci. W konkursie na zapomnianą wielkość Dietrich Buxtehude zdobyłby bez trudu Złotą Palmę. Trzechsetlecie śmierci największego kompozytora niemieckiego przedbachowskiej ery, które przypadło 9 maja, przeszło zupełnie niezauważone: żadnych akademii ku czci, najmniejszych laurek w prasie, niemal żadnych nowości płytowych... Janowi Sebastianowi, dla którego sędziwy mędrzec z Lubeki był mistrzem, mentorem i wręcz duchowym ojcem, byłoby pewnie przykro.

Być może odstrasza samo nazwisko. Jest w nim coś srogiego i nordyckiego. Takoż myśli się o jego sztuce: groźne rafy surowej polifonii, wśród smętnej szarzyzny Bałtyku, które lepiej z daleka omijać. Uprzedzenia niesłuszne, albowiem w muzyce Buxtehudego więcej jest zapewne radosnego rozigrania, a mniej obsesyjnej dialektyki śmierci/grzechu/odkupienia, niż u lipskiego Kantora. Mistrz z Lubeki miał przy tym swoistego pecha: przytrafił mu się na moment najgenialniejszy z uczniów i od tej pory, nolens volens, przeszedł do historii wyłącznie jako „prekursor Bacha”. Wielce to niesprawiedliwe, gdyż wystarczy poznać trochę bliżej twórczość obu kompozytorów, aby pojąć, jak wiele uczeń zawdzięcza nauczycielowi.

Orgelmeister

Dietrich Buxtehude przyszedł na świat w roku 1637 przypuszczalnie w Holsztynie, na pograniczu Niemiec i Danii. Syn organisty, rychło stanie się największym wirtuozem tego instrumentu i jako trzydziestolatek przejmie urząd głównego organisty w kościele św.Marii w Lubece po sławnym Franzu Tunderze, zgodnie zresztą ze zwyczajem poślubiając jego córkę. Dużo później nota bene, w 1703 roku, sędziwy mistrz próbował będzie podrzucić jedną z trzech własnych córek dwum młodziutkim pretendentom do urzędu, ale zarówno Mattheson jak i Haendel – gdyż to oni zjawili się w Lubece – uprzejmie podziękowali, nie mając najprawdopodobniej szczególnych inklinacji do płci pięknej (o ile w ogóle była „piękna”, w tym konkretnym przypadku).

W dwa lata później przybył do Lubeki inny jeszcze dwudziestolatek. Być może również myślał o prestiżowym stanowisku w kościele Mariackim, nic na ten temat nie wiadomo. Jest w każdym razie pewne, że przyciągnęła go żądza wiedzy i pragnienie doskonalenia się w swym rzemiośle. Młody Jan Sebastian, podwójnie osierocony w 10 roku życia, szukał też niewątpliwie ojca. Autorytet Buxtehudego promieniować musiał zaiste z wielką siłą, skoro Bach zdecydował się przebyć na piechotę 400 kilometrów dzielących Armstadt od Lubeki. Wziął urlop na miesiąc, wrócił zaś po czterech, także na piechotę. I wrócił z pewnością jako inny człowiek i inny kompozytor.

Uczeń i mistrz

Nie wiemy, co się wydarzyło podczas owych trzech miesięcy, jakie dwudziestoletni Johann Sebastian spędził u boku 68-letniego mistrza. Nie zachowały się żadne dokumenty, niemal wszystkie lubeckie

archiwa uległy zniszczeniu podczas bombardowań w 1942 roku. W pasjonującym eseju zatytułowanym „Spotkanie w Lubece” (Desclée de Brouver, 2003), znakomity Gilles Cantagrel, autor najpiękniejszej bodaj książki o Bachu („Le moulin et la rivière”, Fayard 1998), popuszcza wodze fantazji, usiłując sobie wyobrazić, co też wówczas wydarzyć się mogło. Cantagrel, który w odróżnieniu od innych trzechsetlecia nie przegapił, publikując w tym roku obszerną biografię Dietricha Buxtehudego, nadał temu epizodowi formę „opowieści o wtajemniczeniu”, czy jak kto woli – „podróży inicjacyjnej”.

Abendmusiken

Łatwo zresztą zrozumieć, dlaczego młody Jan Sebastian tak długo ociągał się z opuszczeniem kościoła św.Marii w Lubece. Podpatrywanie sztuczek niedościgłego organisty byłoby już wystarczającym argumentem, ale – na przekór obiegowej opinii – Buxtehude był artystą i człowiekiem o znacznie szerszych horyzontach. Imał się wszelkich rodzajów muzyki, szczególną zaś sławę przyniosły mu organizowane przezeń Abendmusiken, wieczorne koncerty muzyki sakralnej, przyciągające w okresie poprzedzającym Boże Narodzenie rozlicznych afficcionados. Bach, który przybył do Lubeki w czasie Adwentu, takiej okazji nie mógł przegapić.

Gdy zna się bachowską twórczość z młodzieńczego okresu, jak choćby cudowne kantaty chorałowe z lat weimarskich (np Christ lag in Todes Banden BWV 4), trudno nie dostrzec, ile młody geniusz musiał wyciągnąć korzyści z trzymiesięcznego pobytu w Lubece.

Dwa temperamenty

Lecz oczywiście najmocniejsze wrażenie sprawić musiał na młodym Bachu kunszt niezrównanego organisty, dysponującego w dodatku jednym z najbardziej przepysznych instrumentów w północnych Niemczech, który to instrument wielokrotnie przerabiał i przestrajał, szukając ideału – jak póżniej Jan Sebastian – stroju temperowanego, dającego najszersze ekspresyjne możliwości.

Ich styl pod wieloma względami się różni. Podczas gdy Bach przyjął zasadniczo dialektyczną formę dyptyku – preludium czy toccata o mniej lub bardziej improwizacyjnym charakterze i następująca po tym zdyscyplinowana, złożona fuga, wprowadząjąca swego rodzaju kosmiczny ład – Buxtehude starał się raczej nadać tematyczną i formalną spójność wiązance różnorodnych epizodów, na przemian luźnych i fugowanych, fantazyjnie improwizowanych i ściśle kontrapunktycznych. Kwestia charakteru i temperamentu – tak czy inaczej, wystarczy posłuchać, dajmy na to, Preludium i fugi a-moll, aby omalże dać się nabrać: preludium jest najzupełniej bachowskie, dwie następujące po sobie fugi też są niedaleko, i tylko spięcie całości toccatową klamrą, czyli powrót do początku, należy do estetyki made in Buxtehude.

Warto tu odnotować, że ktoś mimo wszystko (poza Cantagrelem) uczcił okrągłą rocznicę, a mianowicie belgijski organista Bernard Foccroulle, który w swym pięciopłytowym komplecie, nagranym pod szyldem Ricercar, oparł się na najświeższej dokumentacji, dotyczącej tyleż rękopisów, co możliwie zbliżonej do oryginału rejestracji i starannego doboru instrumentów. Ale jednak, choć wszyscy ów komplet zachwalają, bliższa mi chyba elastyczność gestu i płynność frazy Michela Chapuis (Valois), którego również w Bachu przedkładam nad innych.

Obroty ciał niebieskich

Jeśli młody Bach znalazł w Buxtehudem zastępczego, duchowego ojca, to nie tylko z racji jego organowego, czy nawet muzycznego w ogólności kunsztu. Orgelmeister z kościoła św.Marii, nawet jeśli spędził niemal całe życie za swym pulpitem – jeśli nie liczyć kilku wypadów do pobliskiego Hamburga – był bowiem wielce wszechstronnym humanistą, interesującym się nie tylko muzyką przodków i współczesnych, ale filozofią, teologią i nauką swoich czasów. Fascynowały go odkrycia Keplera czy Leibnitza (czym zaraził pewnie Bacha), przyjaźnił się też z największymi myślicielami, by wspomnieć choćby o burmistrzu Lubeki, znamienitym teologu Menno Hannekenie, któremu zadedykował swą słynną odę żałobną „Mit Fried’und Freud” (i ten zresztą wątek odnajdziemy później w jednej z kantat Bacha).

Stylus Phantasticus

Moglibyśmy jeszcze wspomnieć o słynnym, lecz może z lekka przereklamowanym cyklu siedmiu kantat Membra Jesu nostri, w wersji Gardinera czy Koopmanna, o obszernej antologii kantat, nagranej przez tego ostatniego, o poruszających nagraniach zespołu Ricercar czy Alfreda Dellera... – ale obraz sztuki Buxtehudego byłby niekompletny, gdybyśmy pominęli jego dokonania instrumentalne, zwłaszcza jako jednego ze świętych patronów osławionego stylus phantasticus, formy kapryśno-wariacyjnej, o improwizacyjnym najczęściej rodowodzie i nierzadko opartej na schemacie ostinato, czyli wiecznie powracającego, niejako wirującego wokół własnej osi motywu melodycznego czy harmonicznego, w basie lub w wyższych rejestrach. Tę formę cykliczno-rotacyjną – którą zainspirowały niewątpliwie epokowe odkrycia Kopernika czy Keplera – odnajdziemy też u Bacha, chociażby w takich arcydziełach jak skrzypcowa Chaconna czy organowa Passacaglia. I niewątpliwie znów to spadek po Dietrichu Buxtehudem, który do ostinato miał szczególną słabość. Temu zaś wątkowi w jego twórczości poświęcona jest piękna płyta, nagrana dla firmy ALPHA przez zespół o adekwatnej nazwie – Stylus Phantasticus.

CD1 Buxtehude – Canzona C-dur -  M.Chapuis VALOIS V4431

CD2 Buxtehude – Nimm von uns, Herr, du treuer Gott – Anima Eterna, Jos van Immerseel  CCS7895-1

CD3  Bach – Kantata BWV4 – Cantus Cöln  HMC901694

CD4 Buxtehude – Preludium i fuga a-moll – M.Chapuis VALOIS V4431

CD5 Buxtehude – Mit Fried’und Freud – Immerseel CCS7895-1

CD6 Buxtehude - Ciaccona e-moll – Stylus Phantasticus ALPHA 047

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU