Stefan Rieger
Tekst z 06/06/2007 Ostatnia aktualizacja 06/06/2007 19:51 TU
Zatoniemy wkrótce w oceanie informacji. W 2003 roku grupa naukowców z uniwersytetu Berkeley opublikowała w eseju How Much Information rezultaty pierwszych, systematycznych badań zmierzających do oszacowania ilości informacji, produkowanej i magazynowanej przez media. Stwierdzono wówczas, że ta ilość ulega podwojeniu w coraz krótszym czasie. Zawrotnemu przyspieszeniu nie ma końca.
Jannis Kallinikos, profesor z London School of Economics i szef projektu badawczego The Information Growth and Internet Research, cytuje wyniki świeższych badań, przeprowadzonych przez International Data Corporation. Przepowiednie są jeszcze bardziej oszałamiające: do roku 2010, ilość zcyfryzowanych informacji winna wzrosnąć sześciokrotnie, czyli ze 160 eksabajtów do około 1000 eksabajtów (1 eksabajt to zaś trylion gigabajtów, czyli nawet wyobraźnią nie sposób tego ogarnąć). Tłumaczy to przyspieszenie wiele czynników.
Interoperacyjność
Pierwszym jest masowe wtargnięcie w cyberprzestrzeń obrazów i dźwięków w formie cyfrowej, i w ogóle cyfryzacja informacji analogowej ze względu na cudowne rozmnożenie przenośnych mediów, jak aparaty fotograficzne czy telefony komórkowe, oraz nieustanne krążenie i powielanie danych. Tekst, obraz i dźwięk stają się coraz bardziej współzależne i ta możliwość wzajemnej, multimedialnej współpracy (interoperacyjności, by sięgnąć po uczony żargon) jest głównym napędem galopującej cyfryzacji informacji analogowych, które mają to do siebie, że każda siedzi sobie w swoim kącie i z czym innym niechętnie się kombinuje.
Cyfryzacja
Drugi czynnik, to podejmowana dziś na wielką skalę cyfryzacja danych pochodzących z archiwów rozmaitych organizacji, instytucji czy firm produkcyjnych. Wszystko przed nami, gdyż na system zero-jedynkowy przełożono dotąd zaledwie 10% tych zasobów. Takie BBC dajmy na to zamierza być za trzy lata całkowicie tapeless, czyli scyfryzować całość swych gigantycznych archiwów taśmowych.
Błędne koło
Aby w tym oceanie danych jakoś się orientować, trzeba nam coraz bardziej precyzyjnych wyszukiwarek i metod klasyfikowania informacji. Ale porządkowanie informacji wcale nie zmniejsza jej ilości, wręcz przeciwnie: organizacja danych jest przecież sama w sobie także informacją, a ściślej rzecz biorąc – sposobem nadania jej formy. To zatem nowy czynnik astronomicznego przyrostu danych.
Informatyzacja pozwala na nieograniczone kombinowanie ze sobą czy krzyżowanie najrozmaitszych informacji, co nieustannie czynią producenci lub spece od marketingu, a raczej wyspecjalizowane agencje, które śledzą nasze wędrówki po Necie, aby nas „wyprofilować”, czyli namierzyć nasze obyczaje i konsumpcyjne preferencje. To samo starają się robić, w jeszcze mniej chwalebnych celach, firmy ubezpieczeniowe, zbierające strzępki wszelkich cyfrowych śladów, jakie zostawiamy, by skonstruować z tego swoistą „mapę ryzyka”. We wszystkich dziedzinach mamy dziś do czynienia z podobnym fabrykowaniem informacji z informacji, na zasadzie pętli czy sprzężenia zwrotnego.
Ćmy jednodniówki
Wreszcie, cała masa informacji to efemerydy, ulegające bardzo szybkiej dezaktualizacji. To może najbardziej charakterystyczna cecha owego „społeczeństwa hiperinformacyjnego”, o jakim mówi profesor Kallinikos: nieustanna, coraz szybsza dewaloryzacja danych – takich choćby, jak notowania giełdowe czy informacje o ruchu drogowym – które już po paru minutach tracą użyteczność. Trzeba je zatem coraz szybciej aktualizować, ale wówczas coraz szybciej stają się przedawnione – i temu efemerycznemu wyścigowi zbrojeń, który nadaje rytm współczesnemu życiu, nie ma w zasadzie końca.
Prazupa
Prorocy nowej ery, jak Paul Virilio czy zmarły niedawno Jean Baudrillard, przepowiadali już od dawna, jak to się skończy: rzeczywistość wirtualna wyprze tę „prawdziwą”. Z drugiej strony, ów nieskończony ocean informacji przypomina co nieco „prazupę” czyli bulion pierwotny. Kto wie, czy nie zrodzi się z tego jakaś nowa forma „życia”? W końcu to, dzięki czemu życie stało się możliwe – kod genetyczny – jest czymś w stu procentach cyfrowym. Bez tego nie byłoby szans na quasi-idealną replikację, czyli powielanie żywych organizmów. „Życie jest rzeką cyfrową” – mówi wielki biolog Richard Dawkins.
Ale jeśli ów ocean cyfrowy da początek jakiejś nowej „rzece życia”, nam – mizernym homo sapiens – nic dobrego raczej to nie wróży. „Dlaczego jest raczej nic, niż coś?” – zwykł pytać przewrotnie, może trochę na wyrost, Jean Baudrillard – mając na myśli człowieka, jego kulturę i otaczającą go fizyczną rzeczywistość, skazane nieuchronnie (jego zdaniem) na zniknięcie.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU