Agnieszka Kumor
Tekst z 20/06/2007 Ostatnia aktualizacja 20/06/2007 15:04 TU
Stare i nowe
Tanztheater z Wuppertal pokazał w Paryżu dwa programy: Bandonéon, sztukę z 1980 roku, i najnowszą produkcję (z 2006 r.) zatytułowaną Vollmond. Od początku swojej artystycznej drogi Pina Bausch utrzymuje w repertuatrze swego teatru tańca stare i nowe sztuki. Przez jej zespół przewijają się nowi tancerze, stare produkcje są regularnie wznawiane, niekiedy na nowo montowane, zachowują jednak pierwotny styl. Niemiecka choreografka nie tworzy własnego muzeum, lecz pozwala spektaklom swobodnie koegzystować, a nawet podlegać wzajemnej konfrontacji w oczach widza. Trzeba dużej dozy samokrytycyzmu, by poddać się tego rodzaju artystycznej próbie.
Elegancka prowokacja
Bandonéon dzieli od Vollmonda 26 lat. Sztuka rozgrywa się w starej kawiarni (przypominającej tę z dzieciństwa artystki, pokazaną w Café Müller). Na ścianach – pożółkłe fotografie bokserów, na scenie – stoły, krzesła, stare pianino w rogu sali. Spektakl jest elegancką prowokacją ze strony Piny Bausch, jej odpowiedzią na dyktaturę perfekcjonizmu w balecie klasycznym, tancerzom towarzyszą szlagiery tanga.
Vollmond albo Pełnia księżyca to sztuka na zespół w ograniczonym składzie, występuje jedynie dwunastu tancerzy. Obok najmłodszego pokolenia, starsi artyści – wśród nich błyszczący dyskretnym artyzmem, poruszający aż do bólu, nie mający przy tym nic z gwiazdy Dominique Mercy. Za jedyną dekorację służy szary głaz na pustej scenie, na horyzoncie płytki basen tworzy rzeczkę przecinającą przestrzeń sceny. Solos mieszają się z rzadka z duetami i działaniami scenicznymi oraz krótkimi, absurdalnymi dialogami. W ruchach nadal dominuje ekspresja ramion, ale widać także wiele nowych, nie widzianych dotąd rozwiązań. Choreografka nagina swą sztukę do osobistej siły wyrazu tancerzy. Najbardziej wyrazisty efekt daje to w przypadku Ditty Mirandy Jasjfi, jej hinduskie korzenie przebijają w wymyślnym układzie rąk, w lekkości akrobatycznych ruchów.
Życiodajna H2O
Już w pierwszej części spektaklu kolorowe, długie suknie kobiet i ich rozpuszczone włosy znikną w rzęsistym deszczu puszczonym z olinowania sceny. Do orgiastycznego tańca dołączą mężczyźni: w szarych koszulach i spodniach od garnituru rzucają się do wodnego maratonu. Między pierwszą a ostatnią ulewą spektaklu, Pina Bausch bada serca swych protagonistów: ich oczekiwania, ich frustracje, męsko-damskie niesnaski i rzadkie momenty jednomyślności. Od swych początków, niemiecka choreografka analizuje walkę płci, od kilkunastu lat szuka dróg porozumienia. Wszak przy „pełni księżyca”, jak brzmi podtytuł spektaklu, różne cuda się zdarzają...
Agnieszka Kumor
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU