Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Post-scriptum

Homo Disparitus

Stefan Rieger

Tekst z 22/06/2007 Ostatnia aktualizacja 22/06/2007 16:39 TU

Jeśli wyobrazimy sobie dzieje życia na Ziemi pod postacią tarczy zegara, cała historia człowieka odpowiadać będzie na niej z grubsza ostatniej sekundzie przed północą. Przez miliardy lat miliony gatunków zamieszkujących naszą planetę doskonale sobie bez nas radziły. Uczy to skromności, nie tylko bowiem cywilizacje są śmiertelne – także i gatunki. W samym tylko Permie wyginęło ich w krótkim czasie 90%. A gdyby i nas nagle zabrakło, ot tak, z dnia na dzień? Co by się wówczas stało? Pytanie z pozoru absurdalne, ale pozwala przynajmniej sobie uświadomić, do jakiego stopnia homo sapiens skolonizował planetę, by nie rzec: stał się jej „pasożytem”, i co ten fakt implikuje.

Stymulującej wyobraźnię, lecz i mrożącej nieco krew w żyłach odpowiedzi udziela oryginalna książka „Homo Disparitus”. Jej autor, amerykański dziennikarz Alan Weisman starał się stworzyć jak najbardziej rzetelny model science-fiction, zasięgając opinii naukowców z wszelkich możliwych dziedzin. Ich werdykt jest dwuznaczny: z jednej strony planeta odżyje, z drugiej zaś strony odcisnęliśmy na niej tak głębokie piętno, że płacić za nasze grzechy i sukcesy będzie jeszcze przez miliony lat.

Szczególnie pouczające i pasjonujące są reportaże Weismana z owych nielicznych zakątków Ziemi, które udało się uchronić przed człowiekiem, najczęściej z przyczyn geopolitycznych. To na przykład strefa zdemilitaryzowana na pograniczu dwóch Korei, która stała się bezcennym sanktuarium przyrody; to również wybrzeże Miskito w Nikaragui, gdzie przez lata wojny domowej morska fauna i flora zdołała odtworzyć swe imperium; to opuszczone morskie kąpielisko Varosha na granicy między grecką i turecką częścią Cypru, a nawet, paradoksalnie, białorusko-ukraińskie ziemie, skażone czarnobylskimi wyziewami, gdzie po exodusie ludzi eksplodowała biologiczna różnorodność.

Alan Weisman daje nam odczuć zarówno kruchość naszej cywilizacji, jak i długofalowe skutki naszej dominacji nad planetą. Gdyby jutro nas zabrakło, skutki tego zniknięcia byłyby odczuwalne już po paru dniach. Nowojorskie metro zostałoby zalane, gdyż zatrzymałyby się urządzenia wypompowujące z niego wodę. Lada moment, co gorsza, z braku chłodzenia, poczęłyby „topnieć” serca setek reaktorów jądrowych i rozprzestrzeniać swój radioaktywny jad. Dla niektórych gatunków byłoby to pewnie zagładą, dla innych byłoby smagnięciem ewolucyjnego bicza, poprzez przyspieszenie procesu mutacji.

Większość osiągnięć naszej dumnej technologii nie przetrwałaby długo: bloki i wieżowce rychło poczęłyby pękać, w zimniejszych regionach eksplodowałyby rury i kanalizacje, Manhattan poczęłaby zarastać dżungla. Owszem, rzeźby z brązu przetrwałyby jeszcze miliony lat – podobnie zresztą jak dryfujące po oceanach torby plastikowe, w których niemalże po Sąd Ostateczny dusiłyby się ryby - ale Kanał Panamski zamknąłby się naturalnie po 20 latach i wszystko to, co wymaga nieustannego zasilania, szczezłoby w okamgnieniu.

Nie poskarżą się na to ptaki, których dobry miliard ocali skórę i piórka, dzięki wyłączeniu prądu w liniach wysokiego napięcia. Tak czy inaczej przyroda, choćbyśmy zostawili jej napromieniowane i zatrute dziedzictwo, znajdzie szybko sposób, by na powrót rozkwitnąć, z pewnością w bardziej jeszcze wybujałych formach. Nie takim umiała sprostać wyzwaniom, w trakcie minionych czterech miliardów lat.

Jeśli zatem chcemy być jeszcze, przez pewien czas, aktorami czy uczestnikami tej wielkiej Odysei życia, musimy zapewne się zmiarkować i dowieść planecie, że nie jesteśmy wyłącznie jej pasożytami, gotowymi wycisnąć z niej ostatnie soki – gwoli hipotetycznego przeżycia gatunku homo sapiens – lecz również i przede wszystkim: ewolucyjną szpicą awangardy rozsądku, czyli zdolności do antycypowania przyszłości, w dobrze pojętym, własnym interesie. Ponoć tylko człowiek jest do tego zdolny (mam na myśli zdolność do przewidywania faktów), ale wciąż czekamy na przekonywające dowody, że więcej ma z Einsteina niźli z troglodyty.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU