Stefan Rieger
Tekst z 13/07/2007 Ostatnia aktualizacja 13/07/2007 17:51 TU
Wszyscy się ponoć cieszą, bo znowu spadło bezrobocie, o ćwierć procenta. Od z górą ćwierć wieku każdy polityk się zaklina, że da wszystkim pracę: ot, wystarczy tu odkręcić śrubkę, tam smagnąć biczem. Niedowiarkom pokazuje się palcem te kraje, którym udało się rzekomo osiągnąć pełne niemal zatrudnienie. Zapewne długo to nie potrwa: iluzja pryśnie pod naporem długofalowych tendencji, nad którymi nikt nie panuje. Tradycyjne narzędzia analizy i klasyczne remedia są tu bezużyteczne. Uelastycznienie rynku pracy może doraźnie poprawić koniunkturę. Ale prawomocne jest pytanie, czy wykładniczy wzrost bezrobocia nie jest aby wpisany w logikę współczesności. Nie o to chodzi, by się nastraszyć, lecz aby rzecz przemyśleć.
Zaprasza nas do tego tryskający ponurym nonkonformizmem, intrygujący publicysta, który udziela się często na świetnej francuskiej stronie Agora Vox pod pseudonimem Kandyd Drugi, a przedstawia się zwięźle jako były inżynier, lekarz i półnaukowiec.
K2 wychodzi z trzeźwego, ewolucyjnego założenia, że społeczeństwo to nie zbiór jednostek, lecz nowa, niesłychanie złożona forma życia, zbiorowy organizm podlegający prawom „biologicznym” (w rozszerzonym zakresie tego słowa) i zgodnie z prawami ewolucji, doboru naturalnego i bezustannej akumulacji wiedzy, ulegający coraz szybszej „kompleksyfikacji” (brzmi to ciężkawo, ale trudno to inaczej wyrazić). Ów nieustający wzrost złożoności zadań, stojących przed uczestnikami ludzkiej społeczności, wiedzie do stopniowego zaniku prostych zajęć, poddających się łacno automatyzacji i do przesuwania się akcentu na zawody, wymagające coraz większych zdolności do abstrakcyjnego myślenia.
Rezultat tego wyścigu zbrojeń zależy od odpowiedzi na dwa pytania:
1. Czy kompleksyfikacja społeczeństw kiedyś się zatrzyma? Iście diaboliczne przyspieszenie tego procesu, bez precedensu w dziejach ożywionej materii, bynajmniej tego nie wróży (skoro kultura pozwala na oderwanie się od chemii i materii – i rozpędzenie nowej, wirtualnej ewolucji, drogą nieograniczonej akumulacji wiedzy).
2. Czy da się większość ludzi przysposobić do wykonywania dużo bardziej złożonych zadań? Usłyszymy zewsząd odpowiedź, że oczywiście: ot, wystarczy więcej łożyć na edukację, a każdego uda się podciągnąć – czyż nie mamy już 80% maturzystów, a wkrótce pewnie i stu? Tyle, że każdy maturzysta więcej to nic innego, jak obniżenie o ząbek maturalnej poprzeczki. Krzywa niby rośnie, ale wciąż – relatywnie – kształt ma taki sam: kształt „dzwonu”, czyli krzywej Gaussa.
Komu bije dzwon
Ta osławiona krzywa, ilustrująca tzw. normalny rozkład prawdopodobieństwa, pasuje doskonale do większości zjawisk naturalnych: opisuje w szczególności statystyczny rozkład wszelkiego rodzaju umiejętności, fizycznych i mentalnych przypadłości, w dużych populacjach. Co więcej, te proporcje są zasadniczo stałe, od prehistorii do dzisiaj: dzwon pozostaje dzwonem.
Inaczej mówiąc, niewzruszona krzywa Gaussa wskazuje w przybliżeniu na to, ilu statystycznych obywateli (wyposażonych nadto w gadzinowy móżdżek, wrzucający im nieustannie wsteczny bieg, z pomocą wyspecjalizowanych w tej dyscyplinie mediów i rozmaitych wyrafinowanych ogłupiaczy) – zdolnych jest wzbić się mozolnie na szczebel abstrakcyjnego myślenia. A że proporcje zasadniczo się nie zmieniają, nieustannie uciekająca do przodu krzywa wykładnicza, ilustrująca kompleksyfikację społeczeństw, wycina w naszym „dzwonie” populacji coraz większy zbiór „nieprzystosowanych”, a więc potencjalnie bezrobotnych.
Łańcuszek nieszczęścia
Oczywiście można się oburzać na tak „biologiczne” podejście do rzeczy, ale gniew nie sprzyja myśleniu. Można też się spierać o to, czy da się precyzyjnie zmierzyć ową „kompleksyfikację” społeczeństw. Wiemy jednak, że mamy do czynienia z procesem akumulacji, właściwym zjawiskom lawinowym czy eksplozjom łańcuchowym. Ów postęp wykładniczy znamy już z informatyki pod postacią ”prawa Moore’a”, zgodnie z którym moc procesorów podwaja się co jakieś półtora roku. Całość dostępnej wiedzy, wedle przybliżonych szacunków, ulega podwojeniu co lat 15. Oznaczałoby to z grubsza, że w połowie tego stulecia ludzkość dysponować będzie dziesięciokrotnie większą wiedzą, niż dzisiaj; za 150 lat tysiąckrotnie większą, a za 500 lat – 10 miliardów razy większą...
Jak to się ma do naszego, za przeproszeniem, ptasiego móżdżka, który biologicznie nie ewoluował o włos od czasów, gdy Wańka-jaskiniowiec ciągnął za włosy swoją żonę? Nie ma się to nijak, nawet jeśli tego rodzaju abstrakcyjne kalkulacje, ilustrowane przemądrzałymi wykresami, można rzecz jasna kontestować.
Trudno wszak podważyć ogólną tendencję i jeśli nie znajdzie się oryginalnych sposobów, by jej przeciwdziałać – w ciągu paru dziesięcioleci (zgodnie z przepowiednią Kandyda Drugiego) bezrobocie może eksplodować i nasze społeczeństwa pogrążą się w chaosie. Albo przybiorą formę, znaną z niektórych „czarnych” powieści science fiction: 5 do 10% wtajemniczonych, mających władzę - i olbrzymia masa półniewolników-półbumelantów, przemienionych w półjarzyny za pomocą coraz bardziej wyrafinowanych metod wirtualnego zniewolenia.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU