Agnieszka Kumor
Tekst z 25/07/2007 Ostatnia aktualizacja 25/07/2007 17:16 TU
„... who I am!- / Lear’s shadow”. Zazwyczaj kwestie te zaczerpnięte z aktu pierwszego Króla Leara tłumaczy się jako „... kim jestem? / Cieniem Leara”. W przedstawieniu Jean-François Sivadiera, zaprezentowanym w Awinionie w nowym, specjalnie zamówionym tłumaczeniu Pascala Collina (ja nazwałabym je raczej adaptacją) powyższy dialog brzmi: „... kim jestem?/Grasz Leara”. Ta nieduża, ale istotna zmiana mówi wiele o projekcie Sivadiera. W jego zamierzeniu tragedia Leara jest przede wszystkim sztuką teatralną rozgrywaną na naszych oczach. Będzie zatem o aktorach, o interpretacji życiowych ról, ale z brechtowskim dystansem i bez „utożsamiania się”. Zostaliśmy uprzedzeni.
Wściekły mistral wdarł się na scenę
Jak w każdym tego rodzaju ryzykownym przedsięwzięciu są momenty genialne, ukazujące rzadko eksplorowane pokłady sztuki, są i momenty chybione – nieprzystające do narzuconego wzorca. Kiedy publiczność zajmuje miejsca, aktorzy obecni są już na scenie. Przechadzają się we współczesnych ubraniach, witają ze znajomymi. W dniu premiery na Dziedzińcu Honorowym Pałacu Papieży mistral rozhulał się niczym burza w akcie trzecim, zerwał nawet czerwoną płachtę rozwieszoną w poprzek sceny w charakterze dekoracji, wprowadzając nieco mistyki do „kartezjańskiej” reżyserii Sivadiera.
Kiedy aktorzy witali się jeszcze z widzami, pracownicy techniczni umocowywali pośpiesznie ogromny, czerwony materiał pokrywający – niczym wielka mapa królestwa – umieszczony pośrodku sceny podest. Po scenie szaleństwa Leara ów podest rozpadnie się na części jak chora świadomość króla i jak jego skłócone królestwo w bitwie z Kordelią, na czele wojsk francuskich śpieszącą na odsiecz odrzuconemu władcy. W miarę postępu akcji aktorzy porzucają współczesne ubrania, „wchodzą” w role, przywdziewając stylizowane kostiumy szekspirowskie.
Z dystansem
Element umowności ma podkreślać obsadzenie mężczyzny w roli Regany i kobiety w roli hrabiego Kenta. O ile pierwsze rozwiązanie wprowadza ciekawe formalnie okrucieństwo, to interpretacja wiernego towarzysza niedoli Leara (trochę wzięta z commedia dell’arte) zanadto zbliża tę postać do roli Błazna; aktorka robi co może (aż do granic zdartego głosu), ale reżyser wyświadczył jej iście „niedźwiedzią przysługę”.
O dystansie przedsięwzięcia informowani jesteśmy zresztą nieustannie – tekst jest wykrzykiwany, „siekany”, gra świadomie "apsychologiczna", porywy namiętności kontrowane lakoniczną puentą. Burza zasugerowana została przez Błazna i Leara onomatopejami, naśladującymi odgłosy deszczu i grzmotów, które wprowadzają nutę nieomal prywatnego humoru. Reżyser przełamuje go genialnym zabiegiem rozpadu sceny, zniekształcony głos króla wzmocniony mikrofonem przypomina ryk wściekłego lwa. Teatralność przychodzi reżyserowi niejako mimochodem...
Duet samograj!
W tym „brechtowskim”, acz oryginalnym przedstawieniu wybija się dwoje aktorów: Nicolas Bouchaud jako czterdziestoletni, złamany własną ślepotą, przedwcześnie postarzały Lear oraz Norah Krief jako Kordelia/Błazen. Już Szekspir obsadzał obie role jednym aktorem, mały błazen Krief – zawadiaka i mędrzec – potwierdza swą kreacją filozoficzny wydźwięk tej zbitki ról.
Niestety spektakl był za długi (z przerwą - cztery i pół godziny), a lodowaty wiatr (pomimo hojnie rozdawanych przez obsługę koców), pokonał opierającą się mu widownię, której (nieliczni) przedstawiciele dali za wygraną przed końcem przedstawienia. A szkoda!
Był to Król Lear w reżyserii Jean-François Sivadiera na Dziedzińcu Honorowym Pałacu Papieży.
Festiwal Teatralny w Awinionie kończy się 27 lipca.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU