Stefan Rieger
Tekst z 07/09/2007 Ostatnia aktualizacja 07/09/2007 06:20 TU
Ala ma kota. To kot Ali. A Marysia ma rysia... Wystarczy ot, niewinna słowna pułapka, aby sobie uzmysłowić, że czytanie i rozumienie nie mają w sobie nic oczywistego. Ba, to prawdziwy cud natury. I kultury. Kiedy przyglądamy się dziecku, dukającemu mozolnie sylaby, nie zdajemy sobie sprawy, że jego mózg ssaka naczelnego, ani trochę nie przystosowany do lektury, musi w ciągu paru miesięcy nadrobić parę milionów lat ewolucji.
Naszym człekokształtnym krewniakom nic w zasadzie nie brakuje, ale czytać nie są zdolni. Zresztą i naszym bezpośrednim przodkom jeszcze parę tysięcy lat temu nie było to bynajmniej dane. Pismo wynaleźli Sumeryjczycy przed ośmioma tysiącami laty. Alfabet powstał dwa tysiące lat później. Z punktu widzenia biologicznej ewolucji mózgu tak krótkie okresy nic nie znaczą. A jednak nasze szare komórki znalazły sposób, aby się przystosować. Czy może raczej odwrotnie: to zapewne pismo, drogą prób i błędów, przybrało stopniowo taki kształt, jaki podchodzi naszym neuronom.
Strzelić byka
Okazuje się, że nasze ośrodki wzrokowe w korze mózgowej szczególnie lubią proste formy geometryczne, przypominające np litery T, X lub Y. Toteż kolejne pokolenia homo sapiens mozolnie ciosały rozmaite znaki, zanim doszły do genialnego wynalazku alfabetu: „począwszy od pierwszych artystów z grot w Lascaux, malujących realistyczne głowy byków, poprzez skrybów z Synaju, którzy uprościli głowę byka do kilku kresek, aż po Fenicjan i Greków, którzy wydedukowali z tego literę A” (będącą w istocie odwróconą głową byka) – pisze Stanislas Dehaene w pasjonującej książce „Neurony lektury”.
Dehaene uchodzi za najzdolniejszego z francuskich badaczy świadomości. Jako niespełna czterdziestolatek, co wyjątkowe, został profesorem prestiżowego Collège de France. Pasją zaraził go pionier kognitywistyki, Jean-Pierre Changeux. Potem udał się za Ocean, by pracować u boku Michaela Posnera, jednego z papieży neuropsychologii. Gdy wrócił do Francji, przed badaczami mózgu otworzył się ocean możliwości, dzięki udoskonaleniu nieinwazyjnych metod obrazowania rezonansu magnetycznego. Zapalające się na mapie mózgu światełka pomogły rozszyfrować tajemnicę czytania.
Centralna rozdzielnia
To bowiem wcale nie dziecinna igraszka, lecz omalże magiczna sztuczka. Jak bowiem nadać sens graficznym znakom? Okazało się, że literki podążają do szczególnego miejsca w płacie potyliczno-skroniowym lewej półkuli mózgu, które pierwotnie wcale do tego celu nie było predestynowane i być może zawiadywało wcześniej, u naszych przodków-myśliwych, czynnością rozpoznawania zwierzęcych śladów. Tamże słowo jest zczytywane w 170 milisekund, a następnie rozsyłane do ośrodków leksykalnych i fonologicznych, gdyż w identyfikacji uczestniczy także dźwięk.
Okazało się również, o dziwo, że u ludzi najróżniejszych kultur i języków czytaniem zawiaduje ten sam ośrodek. Ale nie wszystkim dzieciom opanować tę sztuczkę jest równie łatwo: mali Anglicy, Chińczycy czy Japończycy muszą bardziej się napocić, niż na przykład Włosi, dla których każdej literce przypisany jest z reguły ten sam dźwięk.
Precz z globalizacją
Z książki profesora Dehaena, powitanej we Francji jako ważne wydarzenie, dowiedzieć się można jeszcze wielu bardzo interesujących rzeczy, dotyczących np. źródeł dysleksji albo możliwości czytania podprogowego: okazuje się, że nasz mózg rejestruje bardzo szybko wyświetlane słowa, z czego świadomie nie zdajemy sobie sprawy. Należy zatem uważać. I należy się wystrzegać jak ognia rozmaitych bałamutnych eksperymentów jak osławiona „metoda globalna”, którą część „postępowych” nauczycieli próbowała przeforsować we francuskich szkołach, z opłakanymi skutkami. Polega ona z grubsza na przyuczaniu dzieci do zczytywania, na zasadzie „fotograficznej”, od razu całych słów, bez uprzedniego sylabizowania. Otóż Stanislas Dehaene dowodzi niezbicie, iż sprzeczne jest to najzupełniej z architekturą mózgu, który przy czytaniu posługuje się niezmiennie metodą analityczną, rozkładając wszystko nieustannie na literki i sylaby, poddawane następnie złożonej, systetyzującej obróbce.
Dla pedagogów i rodziców książka „Neurony lektury” winna być lekturą obowiązkową.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU