Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Paryska Kronika Muzyczna

Wersal wiecznie żywy

Stefan Rieger

Tekst z 22/09/2007 Ostatnia aktualizacja 22/09/2007 17:58 TU

Foto: Stockxpert / Carre23

Foto: Stockxpert / Carre23

W piątek 21 września rozpoczął się w Wersalu bezprecedensowy maraton muzyczny z okazji dwudziestolecia tamtejszego Ośrodka Muzyki Barokowej. Przez miesiąc w salach, kaplicach, królewskich komnatach i ogrodach odbędzie się 106 koncertów z udziałem najlepszych zespołów i solistów, gwiazd i młodych talentów. Każdy z weekendów będzie zadedykowany jednemu z czterech Ludwików, od Trzynastego po Szesnastego, którzy uczynili z tego miejsca swoistą świątynię sztuki, mającej promieniować na cały świat. Ale nie tylko sztuki.

Wersal był dla mnie zawsze kwintesencją tego, co we Francji najmniej lubię. Jego duch przepyszny i złowieszczy unosi się wciąż nad Galią, dyrygując od wiek wieków – mimo brutalnego lecz powierzchownego interludium Rewolucji – nieustającym baletem konwenansów, rewerencji i czołobitnej hipokryzji, w rytm którego tańczy francuska niby-to-monarchia, niby-to-demokracja (od Pałacu Elizejskiego po najskromniejszą firmę albo instytucję). Wielkim choreografem, który zainscenizował trwający do dzisiaj spektakl, był Ludwik XIV, genialny autokrata, który nie bez kozery nazwał się Słońcem, skoro umiał sprawić, by wszystko i wszyscy wokół niego się kręcili.

Wykład z socjotechniki

Metoda była prosta: wystarczyło ściągnąć do Wersalu całą elitę, włącznie z wrogim elementem, dać jej wikt i opierunek oraz wszelkie zbytki i rozrywki, oczywiście na jej koszt, dzięki czemu każdy niemal stawał się dłużnikiem, jeśli nie bankrutem na łasce monarchy - gotowego wspaniałomyślnie, ale nie bezwarunkowo, umorzyć długi lub chociaż okazać cierpliwość – i tym sposobem trzymającego wszystkich na krótkiej smyczy.

Król Słońce odkrył wszak inny jeszcze sposób na nadanie władzy splendoru i tego już tak złośliwie nie będziemy mu wypominać: antycypując maksymę Ciorana, zgodnie z którą „Bez Bacha, Bóg byłby postacią drugorzędną”, postanowił ściągnąć do Wersalu wszystkich liczących się artystów, z kraju i zagranicy. Poczynając od emblematycznego Lully’ego, ochoczo sfrancuziałego Włocha.

Melancholijny Trzynasty

Zacząć wszak wypada od początku, czyli od Ludwika XIII, który zbudował sobie wśród wersalskich lasów i grzęzawisk myśliwski pałacyk, by uciec od paryskiego zgiełku i oddać się swym dwum wyłącznym pasjom: polowaniu i muzyce. To prehistoria Wersalu, który dopiero grubo później stanie się królewską rezydencją. Muzyka, zgodnie z gustami trzynastego z Ludwików, melancholijnego naturszczika i lutnisty, była – na równi z towarzystwem gajowych, sokolników czy łowczych - formą odreagowania paryskiego stressu.

Foto: Stockxpert / edwinb

Foto: Stockxpert / edwinb

Po śmierci Ludwika XIII, przez wiele lat jego syn nie interesował się Wersalem, lecz wkrótce potem zapałał doń prawdziwą namiętnością. Czasy splendoru zainaugurował pamiętny festyn baletowo-muzyczny w parku i na wyspie, zatytułowany Plaisirs de l’Ile enchantée. Był to rok 1664 i budowa zamku nie była jeszcze dokończona. Następnym mocnym akordem, cztery lata później, były wielkie muzyczne bachanalie połączone z legendarnym fajerwerkiem, pod szyldem Grand Divertissement royal. Po dalszych czterech latach, z wersalskich ogrodów znika balet, gdyż królowi znudziło się tańczenie. W Oranżerii i na Marmurowym Podworcu pojawia się za to opera, a mistrzami ceremonii są odtąd Molier i Lully.

Słoneczny Czternasty

6 maja 1682 roku, Ludwik XIV przenosi się definitywnie do Wersalu.

Ludwik XIV, portret Hyacinthe'a Rigaud

Ludwik XIV, portret Hyacinthe'a Rigaud

Zamek nieustannie jest rozbudowywany, powstają tak imponujące dokonania, jak Wielki Kanał czy Galeria Luster. Ale być może jeszcze lepiej niż architektura – jak pisze w pięknym eseju muzykolog Philippe Beaussant, współzałożyciel wersalskiego Ośrodka Muzyki Barokowej – o dziejach tego miejsca opowiada właśnie muzyka.

Od chwili, gdy Roi Soleil oficjalnie zainstalował tam swój dwór, Wersal przestaje być miejscem frywolnych rozrywek: odtąd wszystko się toczy wedle ściśle ustalonego rytuału. Muzyka towarzyszy wszelkim królewskim zajęciom, zgodnie z precyzyjnie rozplanowanym kalendarzem. Poniedziałki, środy i piątki zadedykowane są muzyce „apartamentów” czyli kameralnej. W sobotę odbywa się bal. Przybiera to również zrytualizowane formy „intymne”: na dobranoc grają królowi w jego jadalni lub sypialni najwięksi z ówczesnych kompozytorów, jak François Couperin czy Marin Marais.

Ludwikowi XIV marzył się wielki teatr operowy, ale nieustające wojny opróżniły kasę i nawet swoją kaplicę budować musiał przez długich trzydzieści lat. Ale wersalska Chapelle, choćby i niedokończona, stała się jednym z najważniejszych miejsc królewskiego rytuału: zawdzięczamy jej apoteozę wielkiego, francuskiego motetu. W czasach, gdy na zamku panowała niepodzielnie muzyka intymna, jedynie w kaplicy rozbrzmiewały sakralne dzieła większego formatu takich mistrzów, osobiście wybranych przez króla, jak Pierre Robert, Henry Du Mont czy Michel-Richard Delalande, znakomity skrzypek i organista, który po śmierci Lully’ego mianowany został królewskim superintendentem.

Foto: Stockxpert / Pierredelune

Foto: Stockxpert / Pierredelune

Dwór Madame Leszczyńskiej

Wersal Ludwika XV niewiele się zmienia, podtrzymując tradycję Króla Słońca. Odbywają się podobne, muzyczne bankiety i ceremonie z okazji chrztów czy zaślubin. Muzyka jest wszędzie, tak się bowiem składa, że cała królewska rodzina – zarówno młody następca tronu, jak zwłaszcza wszystkie panie: królowa Maria Leszczyńska, jej córki, faworyty króla, podobnie jak później Madame Pompadour i Marie-Antoinette – posiada muzyczne uzdolnienia, a przynajmniej tryska entuzjazmem, próbując gry na rozmaitych instrumentach. W wieku XVIII, krótko mówiąc, muzyka staje się w dużej mierze domeną kobiet. Maria Leszczyńska nie była może wirtuozką i głosik miała cienki, choć miły (jeśli wierzyć ówczesnym kronikarzom), niemniej muzyka towarzyszyła jej codziennie i nowością w Wersalu stały się koncerty, organizowane kilka razy w tygodniu przez królową. Opera i balet wróciły również w tych czasach do łask, teatr ochoczo żenił się z muzyką, tyle że zaprzęg złożony z Moliera i Lully’ego zastępuje odtąd para Wolter-Rameau.

Królewska faworyta, Madame de Pompadour, podtrzymywała tradycję operową i wspierała młode talenty, aczkolwiek gdy w roku 1764 wzięła na kolana pewne ośmioletnie, cudowne dziecko – które przywiózł do Wersalu tata Leopold Mozart – ów cud natury nie był wcale zachwycony i opisywał później z przekąsem wersalskie maniery, nawet jeśli pełen był podziwu dla chórów z królewskiej Kaplicy.

Muzykalna Austriaczka

Marie-Antoinette 1787-8Wikipedia

Marie-Antoinette 1787-8
Wikipedia

Najbardziej jednak muzykalną ze wszystkich francuskich królowych (a zapewne i królów) była importowana Austriaczka, Maria-Antonina. Był to już wszelako początek końca Wersalu: czuć było już miazmaty Rewolucji, która niebawem skróci ją o głowę. Marie-Antoinette nie zmarnowała jednakże swych młodych lat, wspierając muzykę z całego serca i czyniąc na powrót z Wersalu – skąd artyści uciekli w większości do Paryża – prawdziwy tygiel twórczości, jak za czasów młodego Ludwika XIV.

Co najmniej trzydzieści oper i baletów wykreowanych zostaje w tych latach w wersalskiej scenerii, gdzie rozbrzmiewa muzyka wielkich Francuzów, Włochów i Niemców, takich jak Rameau, Gossec, Piccini, Salieri i Gluck, a nade wszystko melodie ulubionego barda królowej, Walończyka André-Ernesta-Modesta Grétry.

Gdy 1 października 1789 roku Marie-Antoinette kazała sobie zaśpiewać arię z opery tegoż Grétry’ego Ryszard Lwie Serce - „O mój Królu, przez świat opuszczony” – było już niemal jasne, że jej los, jak i los Wersalu, jest odtąd przypieczętowany: W pięć dni później Wersal przestał był królewską rezydencją, potem nastały czasy Wielkiej Przepierki i poleciało wiele głów, włącznie z głową Bogu ducha winnej Austriaczki.

Tygiel barokowej odnowy

Ale Wersal jakoś przeżył do dzisiaj. Przeżył nawet huragan stulecia, który niewiele lat temu wykosił w tamtejszych ogrodach niezliczone drzewa. Muzycznie zaś odżył z chwilą, gdy przed równo dwudziestu laty powstał tam Ośrodek Muzyki Barokowej, w którym znaleźli schronienie uczeni muzykolodzy, wydawcy, pedagodzy, archeolodzy i nade wszystko artyści, których ambicją nie jest wyłącznie powielanie ad infinitum muzycznych przebojów, lecz również wskrzeszanie zapomnianych całkiem arcydzieł. Temu właśnie służyć ma między innymi ów bezprecedensowy festiwal w Wersalu, podczas którego – do 21 października – usłyszeć będzie można niezliczone dzieła, potraktowane przez historię po macoszemu.

CD1 Rameau – Zais, fragm. – M.Minkowski  Archiv 4775588
CD2 Lully – Petit air pour les mesmes – Café Zimmermann  Alpha 074
CD3 Ch.Mouton – Gavotte – H.Smith   Astree E8827-31
CD4 Lully – Acis et Galatée – M.Minkowski  Archiv 453 497-2
CD5 Marais – Tombeau pour M. de Sainte-Colombe – M.Muller Zig-Zag Territoires ZZT06001
CD6 Delalande – Beati Quorum – dyr.O.Schneebeli Virgin 5455312
CD7 Rameau- Dardanus, aria – M.Kożena, Minkowski Archiv 463476-2
CD8 Grétry – Céphale et Procris – S.Karthauser, Les Agréments  Ricercar RIC234
CD9 Gluck – Iphigenie en Tauride, choeur – M.Minkowski Archiv 471133-2

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU