Agnieszka Kumor
Tekst z 03/10/2007 Ostatnia aktualizacja 03/10/2007 10:18 TU
Paryż odwiedziła brytyjska reżyser, Deborah Warner. Tradycyjnie gościła ona w Théâtre de Chaillot, gdzie zaprezentowała Radosne dni, Samuela Becketta, z niezwykłą Fioną Shaw w roli Winnie. Aktorce, która odsłoniła w tym spektaklu, swoje nieznane komiczne możliwości, towarzyszył (w roli Williego) Tim Potter.
Na kopcu świata
Na temat Becketta powiedziano i napisano już wszystko: że udramatyzował nicość, pokazał znikomość ludzkiego istnienia, a nade wszystko ból przemijania. W Radosnych dniach starzejąca się drobnomieszczanka Winnie próbuje zapełnić tytułowe dni swego życia szczebiocząc nieustannie, równocześnie zapada się coraz głębiej w piasek, który jest alegorią przemijania, starości, życia – będącego zapowiedzią śmierci.
Nie jest łatwo powiedzieć coś nowego o Becketcie, można jednak idealnie oddać intencje, jakie autor wpisał w swój tekst, a to już (w dzisiejszych czasach!) ogromnie wiele. Pozornie Deborah Warner nie dodała nic do jakże precyzyjnej scenografii Becketta – na ogromnej scenie teatru de Chaillot umieściła kopiec Winnie, za nią powiesiła, jak tego chce autor, malowany horyzont z sielskim pejzażem. Wbrew dokładnym didaskaliom, autor zostawia jednak reżyserowi margines swobody – trzeba umieć go dostrzec. Warner znalazła ten margines, umieszczając w bezpośrednim sąsiedztwie kopca zwały gruzów. Przysypane piaskiem, pozbawione roślinności przemawiają do widza totalnym wyobcowaniem. Typowa miejska no man’s land – ziemia niczyja.
Radosna Winnie
Fiona Shaw w roli Winnie przede wszystkim śmieszy. Znakomitym brytyjskim aktorstwem wprowadza element humoru, by tym bardziej wypunktować tragizm postaci. Dzień Winnie składa się z metodycznego wykładania na kopiec przedmiotów z torby. Gdy już zęby zostaną umyte, włosy wyszczotkowane, parasolka otwarta i zamknięta... minie połowa dnia. A popołudnie wydaje się wtedy mniej przerażające.
Winnie Fiony Shaw jest radosna, jak dni, które usilnie takimi nazywa. Willy rzuca jedynie półsłówkami, ale któryż mąż tak nie odpowiada swojej gadatliwej żonie. Słodkim szczebiotaniem Winnie zapełnia resztki życia, które nie chce przeminąć. Patrzymy na tę bohaterkę i widzimy... siebie. Starzy widzą zmęczenie, młodsi – swą niewiarygodną walkę w otaczającym ich świecie. Deborze Warner udało się nasycić spektakl nieuchwytną obawą, irracjonalnym lękiem, jaki przenika nasz współczesny świat a wraz z nim naszą egzystencję. Wyjaskrawione światło zalewające scenę, wyostrza tragiczną sytuację postaci, naszą sytuację.
Ożywczy komizm
Humor, jaki przewija się przez ten spektakl ocala nas przed rozpaczą, uczy dystansu. Kochamy Winnie, bo chcemy kochać siebie. Bo nie sposób jej nie kochać, jak nie sposób żyć w nienawiści do samego siebie. Nie sposób, nawet jeśli życie ma swoje prawa – tak jak choroba, jak starość, jak śmierć. Prawa, których być może nigdy nie zrozumiemy.
Piękna lekcja teatru i lekcja życia.
Deborah Warner powróci do Théâtre de Chaillot w maju 2008 roku, wybór spektaklu pozostaje na razie tajemnicą...
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU