Stefan Rieger
Tekst z 05/10/2007 Ostatnia aktualizacja 05/10/2007 16:39 TU
Prostaczkom śni się Diabeł jako Alien, potwór z innej planety, jednoznacznie zły lub obłąkany, wyciosany z jednej bryły ohydy, ciemny prymityw prosty w swojej nikczemności, słowem – absolutnie obcy i przez to wymykający się zrozumieniu. Gdyby poczytali Szekspira, lub obejrzeli „Życie na podsłuchu”, wpadliby może w zadumę. Gdy chce się zrozumieć Zło, nie zaszkodzi też wejrzeć w głąb własnej duszy. Wystarczy dobrze pogrzebać, by znaleźć tam niemal wszystko: przyzwolenie na zło i na nie odtrutkę, popędy i hamulce, pokusę grzechu i zachętę do cnoty. Zarówno Szekspir, jak i introspekcja mogą się przydać, gdy chce się na przykład zrozumieć Stalina. I jego niewygasający kult.
Klasyczna historiografia, malując portret Josifa Wisarionowicza, nie wychodziła poza podwójne uproszczenie: Ojczulek Narodów był, z jednej strony, ucieleśnieniem tępego biurokraty o osobowości szarej jak szare mydło, a z drugiej – szaleńcem w stylu Hitlera, któremu zamarzyło się podbicie świata. Podwójne przekłamanie – jak dowodzi brytyjski historyk Simon Sebag Montefiore, którego praca o „Młodym Stalinie” ukaże się lada moment we Francji. Stalin nie był ani wariatem, ani kwintesencją biurokratycznej miernoty (jaką to gębę przyprawił mu zazdrośnik Trocki).
Był postacią wyjątkową, podkreśla Montefiore: pół-bandyta, pół-intelektualista, żył jak swego rodzaju „kloszard-satrapa”, wiecznie nieogolony i niedomyty, nie znający dnia i nocy, przez pół każdej doby zajmujący się organizowaniem terroru, a przez drugie pół zamykający się w swym biurze, by czytać klasyków.
Platon i Biblia
To samo mówi Vladimir Fedorovski, były towarzysz Gorbaczowa i rzecznik Jelcyna, który od lat żyje we Francji, płodząc historyczne bestsellery, z których ostatni, „Widmo Stalina”, wstrzelił się w 90 rocznicę bolszewickiego puczu. Jak również w nadchodzące wybory, które winny przypieczętować wieczną aktualność mitu i owego przekleństwa, jakie od wiek wieków zdaje się ciążyć nad Rosją.
Fedorovski, który miał okazję zwiedzić byłą daczę Stalina, zdumiony był faktem, ile ów człowiek czytał: dzieł o rodowodzie marksistowskim niewiele – za to historycznych bez liku, ezoterycznych i teologicznych niewiele mniej, a nade wszystko Platona i Biblię. To miał w małym palcu jeszcze, gdy był prymusem w prawosławnym seminarium w Tyflisie, zanim wyrzucono go stamtąd za niesubordynację. Bardzo przydatne lektury, a przy tym kłopotliwe dla prostaczków.
Pogańska teokracja
Tym, co widzieć chcą w Stalinie jedynie Księcia Ciemności, warto przypomnieć, że Lucyfer, najważniejszy z Upadłych Aniołów, jest etymologicznie tym, co „niesie światło”. Ale i ta genealogia jest myląca, albowiem Stalin zrozumiał lepiej, niż kto inny (a może raczej nie mógł inaczej, z uwagi na swą głęboką zabobonność, drugą stronę medalu jego wściekłego, lecz tym bardziej powierzchownego ateizmu), że, z punktu widzenia tyranii, najgorszym możliwym pomysłem jest „niesienie światła”, a najlepszym szerzenie ciemnoty i tępienie rozumu we wszelkich jego przejawach.
Ojczulek Narodów pisał własnoręcznie swe przemówienia, nadając im formę litanii. Podczas wojny apelował do „sióstr i braci”, przywołując wszystkich świętych i Chrystusa. Odwoływał się nieustannie do mitu Wiecznej Rosji i odwiecznych „wartości”, gwarantujących jego przetrwanie – od zamordyzmu Iwana Groźnego, po „duchowy cement” Imperium, jakim jest Prawosławie. Otwarcie tego nie mówił, gdyż miał zadrę z czasów seminarium, głęboki uraz do religii w połączeniu z fascynacją wobec kleru i jego duchowej władzy, oraz swoistym rodzajem instynktownej bogobojności.
Mozartowskie egzorcyzmy
Nic nie świadczy o tym wymowniej, jak pamiętny epizod z Koncertem A-dur Mozarta, którego wykonanie usłyszał kiedyś w radiu (a o czym wspomina Dymitr Szostakowicz w swych pamiętnikach, spisanych przez Solomona Wołkowa). Stalin zadzwonił natychmiast do radia, żądając, by dostarczono mu płytę z rzeczonym nagraniem. Szkopuł w tym, iż Maria Judina – Joanna d’Arc fortepianu – grała ów koncert na żywo. W ciągu nocy trzeba było nagrać Wodzowi nieistniejącą płytę. Do studia skrzyknięto muzyków, ale trzem kolejnym dyrygentom tak trzęsła się pałeczka, że dopiero czwarty zdolny był poprowadzić utwór do końca. O świcie fabryka wytłoczyła płytę w jednym egzemplarzu, po czym przekazano go zleceniodawcy. Ten ostatni przesłał Judinie 20 tysięcy rubli. Nawiedzona zakonnica sztuki odpowiedziała mu listownie, że sumę tę przekazuje Cerkwii i że będzie się modlić za jego duszę, gdyż ma na sumieniu straszne grzechy.Było to w latach 30., gdy za chrząknięcie trafiało się przed pluton egzekucyjny. Judiny Stalin nie pozwolił wszakże ruszyć. Zdawał się mieć do niej stosunek bogobojny, a kiedy znaleziono jego zwłoki, 5 marca 1953 roku, na gramofonie obok łóżka spoczywała jakoby płyta z jej nagraniem 23 Koncertu Mozarta.
Szekspir 007
Kiedy pukamy się w czoło, nie mogąc pojąć, jak po 25 (co najmniej) milionach trupów Rosja zerka miłośnie ku spadkobiercom owej totemicznej, pseudoświeckiej teokracji, opartej na kulcie Szamana nad Szamanami i na organicznej nienawiści do Rozumu - warto znów zajrzeć w głąb, ku wstydliwym zakamarkom naszego gadzinowego móżdżku, gdzie znajdziemy być może Stalina, jako postać Szekspirowską, a Putina jako wirtualne, mrożące krew w żyłach echo odwiecznego Zła, archetyp Diabła z organizacji Widmo w filmach z James’em Bondem.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU