Stefan Rieger
Tekst z 24/10/2007 Ostatnia aktualizacja 24/10/2007 16:45 TU
Dajcie nam dziecko na parę pierwszych lat, mawiali jezuici, a zrobimy z niego człowieka. Orwell ujął to w formie przenikliwej metafory o wilczkach chowanych na poddaszu. Dzisiaj dziecka nie musimy już powierzać księżom ani trzymać go na strychu pod kluczem: wystarczy oddać je pod opiekę elektronicznej niańki, jaką jest telewizja. Nie zapewni mu może ona kariery św.Augustyna ani dyktatora, ale wykształci je niechybnie na kompulsywnego konsumenta, ewentualnie serial killera, do wyboru.
Postęp, jak wiadomo, nie zna granic i rzecznicy postępu, których pierwszym zajęciem jest liczenie dudków, nie mogli nie zadbać o to, by do zbożnego dzieła zabrać się tak wcześnie, jak tylko to możliwe. Wychodząc z założenia, że „czym skorupka za młodu nasiąknie...”, wzięli się za nieustanne obniżanie poprzeczki. Mieliśmy więc najprzód telewizję dla pryszczatych, potem dla pełzających i raczkujących, jak CanalJ, Tiji i Piwi, lecz od tej chwili telewizja wkracza też swymi buciorami do kołyski. Po BabyTV, do Francji dotarł koncept BabyFirst, wylansowany przed trzema laty w USA i przeszczepiony odtąd do 28 krajów.
Koncept jest prosty: zatkać dziób, wizualnym smoczkiem, oseskom w wieku od sześciu miesięcy do trzech lat. Osesek nic bezpośrednio nie zrozumie, lecz nasiąknie fluidami, jak należy, niczym stary naiwny koń, którego każdy spec od reklamy umie nabrać podprogowo, podając mu przesłania za szybkie dla świadomości, lecz łapczywie przyswajane przez mózg.
Gruzińska szkoła psychologii
Promotorzy BabyFirst zabrali się do dzieła naukowo: wyeliminowali, po pierwsze, reklamę; wezwali na pomoc, po drugie, armię psychologów (to współczesna plaga) zdolnych sprzedać duszę i zarobić przy okazji parę groszy; podparli się wreszcie głośnymi wynikami badań, przedstawionymi w amerykańskim piśmie naukowym The Archives of Pediatrics and Adolescent Medecine w maju 2007, wskazującymi między innymi na to, iż 90 procent niemowląt amerykańskiego chowu, poniżej drugiego roku życia, ogląda telewizję – a więc byłoby dobrze, żeby oglądały programy dla nich przystosowane, a nie jakieś obrzydlistwa dla cztero-czy-pięcio-latków, których i tak już wcześniej powierzono specom od pedo-reklamowej psychologii, znającym się na dialektyce popędów sprzed okresu pokwitania.
Niechaj nas bohaterski akt rezygnacji z reklamy dla osesków zbytnio nie myli, jako że we Francji tak zwaną oglądalność mierzy się od 4 roku życia, a zatem niemowlęta – ujmując rzecz arytmetycznie – nie mogą dać żadnego przełożenia: to jedynie dobra inwestycja na przyszłość - szansa na pozyskanie nowych klientów byle czego, którzy zdolni będą przypisać sobie i swym opiekunom popęd do posiadania natychmiast wszystkiego, co jest w zasięgu posiadania.
Szkoda poza tym, iż promotorzy BabyFirst nie doczytali do końca raportu uczonych z Uniwersytetu w Seattle, na który się powołują, gdyż odkryli by wówczas, że dzieci karmione smoczkiem telewizji przed trzecim rokiem życia mają później problemy z koncentracją, okazują skłonność do agresji lub też zaburzenia w rozwoju umysłowym.
Nawet jeśli nie każdy osesek, karmiony telewizją, wyrośnie na serial killera, większości maluczkich grozi uzależnienie od owego cycka prosperity i natychmiastowej gratyfikacji pragnień, kojącej lęk nieobecności i braku, które to społeczno-wychowawcze funkcje, z właściwą jej interesowną obłudą, stara się wypełnić telewizja.
Kaczka Lorenza
Ktokolwiek liznął coś ze współczesnej etologii, począwszy od prac Konrada Lorenza, skorygowanych twórczo i subtelnie przez Borysa Cyrulnika, pojmie natychmiast, na czym polega ów mechanizm imprintu, czyli odciśnięcia się na raczkującej świadomości zasady pierwotnego przywiązania do podsuniętego w odpowiednio wczesnym czasie cycka lub, ogólniej rzecz biorąc, najzupełniej dowolnej matki, którą – jak dla kaczki Lorenza – może być ktokolwiek lub cokolwiek: kaczka, człowiek, ręka, gadget albo telewizja.
Najbardziej wzruszające są zaś deklaracje francuskiej Wysokiej Rady ds Mediów, która umyła rączki pod pretekstem, że BabyFirst emitowana jest z zagranicy, dokładniej z Londynu, więc jako kanał europejski wymyka się spod jej kontroli. Lecz zamiast nabijać się z małostkowości naszych medialnych mędrców, powołajmy się raz jeszcze na Cyrulnika, który – jak mało kto – umiał wykazać, iż wszystko rozgrywa się w pierwszych latach czy wręcz miesiącach życia, i w jakim stopniu mały człowieczek buduje swą osobowość, uczy się świata i języka w bezpośredniej, emocjonalnej interakcji ze swymi najbliższymi, a nie naprzeciw dwuwymiarowej, bezdusznej acz interesownej płaszczyzny telewizyjnego okienka na świat, czy raczej na zysk.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU