Stefan Rieger
Tekst z 02/11/2007 Ostatnia aktualizacja 02/11/2007 14:57 TU
Skłoniła mnie do tych rozważań gorąca polemika wokół kolejnego wybryku jednego z największych uczonych XX wieku, współodkrywcy DNA Jamesa Deweya Watsona, który to 80-latek znany jest z tego, iż od czasu do czasu lubi sobie coś prowokacyjnie „chlapnąć”, wprowadzając w stan histerii wszechświatowe instytucje i stowarzyszenia Obrony Politycznej Poprawności.
Sięgnięcie DNA
Amerykański genetyk i biochemik James Watson, laureat nagrody Nobla z medycyny w 1962 r.
Foto: Wikimedia Commons
Watson, owszem, dał popalić, wskrzeszając ni z tego ni z owego, w dyskusji na łamach Sunday Times’a, od dawna już zdyskredytowane przez naukę kryteria rasowe. Powiedział m.in., że „bardzo martwi się przyszłością Afryki”, ponieważ „cała nasza polityka opiera się na przekonaniu, że inteligencja czarnych jest taka sama, jak nasza – podczas, gdy wszystkie testy mówią, iż tak nie jest”. I dorzucił jeszcze parę zdań w podobnym duchu.
Wybuchł skandal, różne instytucje odwołały zaplanowane wystąpienia Watsona, nawet jeśli uczony szybko walnął się w piersi, przepraszał i prostował, stwierdził, że sam nie wie, jak coś takiego mógł powiedzieć i że nie ma absolutnie żadnych naukowych dowodów na tezę, jakoby Afrykanie byli „genetycznie w jakimś stopniu gorsi”. Niemniej wkrótce potem Noblista złożył dymisję z funkcji dyrektora słynnego laboratorium Cold Spring Harbour, którym kierował od 40 lat, przemieniając tę mikrostrukturę w jeden z najbardziej prężnych ośrodków naukowych w świecie.
Wraca nowe?
Znający Watsona zapewniają, że ani trochę nie jest rasistą, a jedynie urodzonym prowokatorem i zdarzało mu się nieraz palnąć coś monstrualnego, np na temat kobiet albo gejów. Sprawa ma jednak szerszy wydźwięk, chodzi bowiem o to, jak ratować naukę przed próbami ideologicznego jej wykorzystania, co nie tylko ją kompromituje, ale zawieść może zgoła (jak dowiedli naziści) do najczarniejszego z koszmarów. A dzisiaj, gdy niemal każdy dzień przynosi odkrycia, otwierające nowe horyzonty (w genetyce, biologii molekularnej czy w badaniach mózgu), zachęt po temu nie brakuje.
Po II Wojnie Światowej wzięto na wstrzymanie: nazistowski horror zdyskwalifikował wszystko, co zalatywało biopolityką, socjobiologią, eugenicznymi pokusami lub „naukowym rasizmem”. Otóż dziś odnosi się wrażenie, iż okres „kwarantanny” się zakończył i pod naciskiem tyleż „niepoprawnych politycznie” naukowców, co cynicznych polityków odżywa, zwłaszcza w Ameryce (lecz nie tylko) skłonność do naruszania rozmaitych tabu i do wyciągania z badań naukowych podejrzanie ideologicznych wniosków.
Francuski genetyk Axel Kahn uważa, iż wybryk Jamesa Watsona nie jest przypadkowy, gdyż mieści się on w „nurcie deterministycznej, anglosaskiej prawicy”, która od wiek wieków kultywuje „ideę nierówności i scjentyzm flirtujący nierzadko z rasizmem”.
Wylewanie dziecka z kąpielą
Kahn ma rację, gdy przestrzega naukę przed ideologicznym dryfem, szkopuł jednak w tym, że wszyscy ci, co ostrzegają przed niebezpiecznym mezaliansem między nauką a socjologią i polityką, nawołują często nolens volens do wyrzucenia na śmietnik fenomenalnych narzędzi zrozumienia i poznania ludzkiej, złożonej rzeczywistości, jakich dostarcza neodarwinizm, genetyka czy biologia. Zapominają bowiem o poczynieniu najważniejszego rozróżnienia: między tym, co dzień po dniu odkrywa przed nami nauka, a tym, jakim to podlegać może interpretacjom, czyli moralnej albo ideologicznej skłonności do wartościowania. Słowem: każda wiedza jest potrzebna, ale trzeba wiedzieć komu i w jakim celu.
Geny a inteligencja
A co do wybryku Jamesa Watsona: niesposób w kilku słowach się do niego ustosunkować. Ograniczmy się do paru lakonicznych uwag. Primo: pojęcie „rasy” nie ma naukowych podstaw, mówi genetyk Lluis Quintana-Murci, gdyż żadnej rasy nie da się „wyizolować”: ludzkie populacje są przemieszane i różnice genetyczne składają się na nieskończony ciąg niuansów i wariacji. Secundo: nie odkryto dotąd żadnej korelacji między genami a inteligencją. Nasze zdolności umysłowe, powiada Axel Kahn, „opierają się na niesłychanie subtelnej równowadze między tym, co wrodzone, a tym, co nabyte, zaś o zasadach owej równowagi prawie nic dziś jeszcze nie wiemy”.
Aj kju
Nade wszystko zaś, tercjo, konia z rzędem temu, kto umie podać jakąś ścisłą definicję inteligencji. Osławione „testy”, na czele z IQ, dowodzą tylko tego, co chcą dowieść: gdyby inaczej postawiono pytania, dowiodłyby czegoś zupełnie innego – mówi Borys Cyrulnik, który w książce „Narodziny sensu” ośmiesza z talentem tego rodzaju metody badania „inteligencji”.
„Postawcie kogokolwiek przed sądem, a winę zawsze się znajdzie” – mawiał tow. Stalin, święty patron psychologów, nie tylko z gruzińskiej szkoły. Tymczasowa konkluzja? Ideolodzy, moraliści, psycholodzy, kaznodzieje, politycy: ręce precz od nauki!
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU