Agnieszka Kumor
Tekst z 14/11/2007 Ostatnia aktualizacja 14/11/2007 14:39 TU
Rodzina, rodzina, rodzina, ach, rodzina...
Temat ucieczki i powrotu do domu rodzinnego, akceptacji przez najbliższych, poczucia utraty i zarazem przesycenia ich oczekiwaniami to tematy, które goszczą we wszystkich sztukach Jean-Luka Lagarce’a. Jego język uwiódł niejednego tłumacza na języki obce, tak jest pełny i bogaty.
François Berreur zna dobrze twórczość tego autora, gdyż pracował z nim jako aktor w latach dziewięćdziesiątych i zakładali wspólnie wydawnictwo Les Solitaires Intempestifs, które dziś jest głównym propagatorem dzieła Lagarce’a, ale drukuje również teksty innych autorów współczesnych. Sztuka To tylko koniec świata (Juste la fin du monde) rozgrywa się na wsi lub w małym miasteczku. Louis, najstarszy z trojga rodzeństwa, zamierza odwiedzić bliskich, by powiadomić ich o swej bliskiej śmierci. Jest niedziela, więc Louis włożył swój najlepszy smoking (sic!), co jeszcze bardziej odróżnia go od jego „mieszczańskiej” rodziny. W toku wizyty mówić będą głównie domownicy: młodsza siostra, pyskata Suzanne i „milczek” Antoine, oraz ich Matka, próbująca połatać zadawnione resentymenty rodzinne. Ostatecznie, Louis wyjedzie jak przyjechał – zataiwszy prawdziwy powód swej wizyty. „Miesiąc później zmarłem”, obwieszcza przychylnej mu publiczności, obciągając smoking niczym wodzirej schodzący w kulisy.
Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest...
Reżyser nie chciał, by jego spektakl odzwierciedlał jedynie biograficzny podtekst sztuki. Wielu miłośników twórczości Lagarce’a wie, że ten niezwykle utalentowany autor zmarł na AIDS w roku 1995, w wieku zaledwie 38 lat. Co ciekawe, tekst sztuki powstał na dwa lata zanim artysta dowiedział się o swej chorobie. Instynktem człowieka teatru przeczuwał jednak swą przedwczesną śmierć i z przeczucia tego uczynił uniwersalny przedmiot swoich autorskich poszukiwań.
Tekst sztuki jest gęsty, intensywność skrywanych uczuć i nieumiejętność ich wyrażenia dominują nad bohaterami. Na scenie ustawiono tylko ścianę domu, kilka krzeseł, nieodłączny stół, tłem i niepokojącym kontrapunktem dla akcji jest horyzont z wymalowanym szarym pejzażem i niebem; w pewnym momencie horyzont otwiera się szerzej – bohater wdrapuje się na ścianę domu, by zobaczyć jak w przyszłości będą wyglądać jego najbliżsi, gdy jego już wśród nich nie będzie.
...lecz kiedy jej nima, samontyś jak pies!
Znów mieliśmy szczęście do ściszonej gry i znakomitych aktorów - postać Louis z inteligencją i brawurą stworzył Hervé Pierre, „wypożyczony” z Komedii Francuskiej. Ciepła Danièle Lebrun w roli Matki, Clotilde Mollet jako naiwna Catherine, kochająca żona Antoine’a, Elisabeth Mazev w roli lekko zwariowanej, ale i samotnej Suzanne, a wreszcie Bruno Wolkowitch jako pochmurny, brutalny Antoine dostarczyli nam niezapomnianych przeżyć!
Wniosek:
Takie spektakle tworzą twórcy, którzy nie wstydzą się mierności swoich bohaterów, gotowi są usprawiedliwić ich racje, a w odpowiedzi na otaczającą nas atomizację społeczeństwa i kulturę śmierci – tworzą na scenie życie.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU