Stefan Rieger
Tekst z 16/11/2007 Ostatnia aktualizacja 16/11/2007 11:33 TU
„Tak mi dopomóż Bóg” – powiedział Donald Tusk i usiadł. Ja też usiadłem. Sejm poprzedniej kadencji modlił się o deszcz. A o co będzie modlił się ten nowy?
I tak odbyło się zaprzysiężenie, telewizja pokazała. To był dla mnie pierwszy szok cywilizacyjny. Drugi przeżyłem przeglądając program telewizyjny w Gazecie Wyborczej. W dzienniku dla inteligentów nie zapomniano o niczym – była tam nawet cała kolumna dla TV4, gdzie od rana do wieczora straszy Big Brother – ale nie było programu TVP Kultura! Towar niechodliwy?
Wszyscy pany i plebanyPowstać z klęczek! Stanąć na własnych nogach! Bronić się przed narodem! Wyzwolić się z polskiej formy! – wołał na puszczy Gombrowicz. Nie umiałby sobie nawet wyobrazić, że minie z górą pół wieku i rzeczywistość prześcignie „Trans-Atlantyk”. Francja tkwi wciąż po pachy w Wersalu, Polska po szyję w Sarmacji. Każdy każdemu panem, choćby mu słoma z butów wychodziła, panami i tytułami wzajem się okładają, a biskup chodzi i święci.
Oczywiście to dobrze, że chadecja wygrała z endecją. To miło, że w Sejmie nie będzie odtąd Giertycha, Leppera, Wierzejskiego, Madame Beger czy Wrzodaka. Może nawet z telewizora znikną mordy. Pewnie nie całkiem: w końcu jaki telewizor, takie twarze. A telewizor straszny: co kanał, to piękniejszy – trzeba by tam pójść z Karcherem, jak nasz pan prezydent na przedmieścia.
Ale mordy nie znikną tak szybko z krajobrazu. To w końcu dobra jedna trzecia Polski, może znacznie więcej: kto wie, czy wśród tych 46 procent, którzy nie głosowali, nie ma jeszcze gorszych? Może zresztą nie: więcej tam zagubionych nieszczęśliwców.
Wysiadam na Dworcu w Krakowie: po horyzont Ściana Wschodnia, kilometr oszklonego betonu, a za nim niekończące się galerie i butiki. Jedyna stara fasada przesłonięta gigantyczną reklamą Samsunga. Troszkę straszno, ale może być gorzej. Wysiadam na Dworcu w Katowicach i jakbym przeniósł się do Doniecka z lat 50. A może ta brudna i śmierdząca gąsienica, która 70 km dzielących Kraków od Katowic pokonała z trudem w dwie godziny, to wehikuł czasu?
Północna Dakota
Nie było mnie w Polsce nieprzyzwoicie długo, ponad dwa i pół roku. Odlecieliśmy przez ten czas od siebie daleko, ja w swoją stronę, Polska w swoją. Jakoś mało nam po drodze. Jestem też z pewnością niesprawiedliwy: byłem tam krótko, rzucałem roztargnionym okiem na prawo i lewo. To nie żadna próba syntezy, lecz garść luźnych impresji. I arbitralnych uogólnień.
Niewiele tu z owej Starej Europy, na którą wybrzydzał Donald Rumsfeld. Rozumiem teraz, dlaczego ta Nowa bardziej mu się podobała: musiała mu przypominać, bo ja wiem?, Północną Dakotę czy Nebraskę. Coraz bardziej dostatnia, nowoczesna, zabita dechami amerykańska prowincja. Biznes, handel i pom-pom-girls. Śladu filozofii, głębszej myśli społecznej, refleksji o globalnym świecie.
Monkey business
Owszem, książek zatrzęsienie. Wszystko się tłumaczy, szybciej niż we Francji, na ogół byle jak. Ale wybiórczo i pod kątem. Niekończące się półki psychologii i biznesu. Psychologii w służbie biznesu. Jak być prężnym i dynamicznym? Jak zwalczyć stress? Jak się dać zwerbować? Jak rekrutować pracowników? Jak zarządzać ludzkimi zasobami? Jak manipulować umysłami? Od lat powtarzam, że psychologia i dziennikarstwo to największe, współczesne plagi.
Wszędzie lśnią supermarkety, biurowce i kościoły. Knajp bez liku, nawet w GSie na osiedlu dziesięć razy tyle spożywczej egzotyki, co w wielkim paryskim markecie. Wszędzie elektronika, plazmy i gadżety. I nade wszystko: reklamy, reklamy i reklamy, wszędzie i zawsze, aż po kres wytrzymałości.
Billboardy przesłaniają wszystko, a najprzód wstydliwie (a może raczej bezczelnie) tę „drugą Polskę”, tę z dworca i z ciuchci do Katowic, o którą nikt zupełnie się nie troszczy. Nawet lewica, której zresztą nie ma.
Pogarda dla mas
Takiego politycznego spektrum próżno szukać w Europie: neoliberalna, arogancka chadecja, chamsko-zakompleksiona endecja, cyniczno-obłudna lewica, liberalnie-świątobliwa, nie próbująca nawet walczyć o neutralność światopoglądową państwa czy o prawo do aborcji, by już nie wspomnieć o kulturze i edukacji społeczeństwa. Czy ktoś się troszczy o podciągnięcie go w górę, o instytucje masowej kultury, o darmowe biblioteki, poziom publicznej oświaty? A mass media? Sprywatyzować publiczną telewizję! – woła część liberałów. Big Brother i Taniec z gwiazdami po horyzont?
Niechaj się potem nikt nie dziwi, że kraj – jak mówił celnie Bartoszewski - wpada w łapy „dewiantów”. Ale może nie wszystko stracone. Kraj, w którym powstaje takie arcydzieło, jak „Sztuczki” Andrzeja Jakimowskiego, nie jest pewnie aż tak zły. Teraz jeszcze trzeba go skleić. Musi się po bliźniakach zabliźnić. Bez odrobiny maści typu „solidarność” będzie to trudne. Szkoda, że to słowo zostało w Polsce skompromitowane.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU