Stefan Rieger
Tekst z 01/12/2007 Ostatnia aktualizacja 01/12/2007 17:12 TU
Nadszedł sezon dorocznych nagród płytowych, przyznawanych przez paryskie miesięczniki. A że mamy też sezon przedświątecznych zakupów, połączymy przyjemne z pożytecznym, przebierając w tym, co najlepsze. Jednym słowem, będzie to dzisiaj poradnik dla św.Mikołaja, który niekoniecznie jest melomanem i może podrzucić pod choinkę byle co. A zapomni np. o Marcelle Meyer lub Petrze Magoni.
Z dwóch wielkich miesięczników muzycznych, istniejących we Francji (obok paru innych), zawsze bardziej mi po drodze z Diapasonem niż z Le Monde de la musique. Oba pisma tym razem pogodzili czytelnicy, wybierając zgodnie Artystką Roku Natalie Dessay, ze szczególnym wskazaniem na Lunatyczkę Belliniego, nagraną z chórem i orkiestrą Opery Lyońskiej pod batutą Evelino Pido.
Natalie Dessay
Francuska sopranistka to żywe srebro, humor, inteligencja i wcielone szaleństwo. Być może jeszcze bardziej od Francuzów wielbią ją Nowojorczycy, których serca podbiła we wrześniu Łucją z Lammermoor Donizettiego: całe miasto oklejone było jej plakatami, nawet na biletach do Metropolitan Opera widnieje odtąd jej podobizna. Ikonie bel canto, wspaniałej aktorce, marzy się „prawdziwy teatr muzyczny”, bez modernistycznych fantazmatów sztucznie doklejonych do muzyki, zgodnie z dominującym nurtem reżyserskim określanym wdzięcznym mianem eurotrash (o „enerdowsko-austriackim” rodowodzie, by ująć rzecz skrótowo, gdyż i Polacy mają tu swój wkład). Ale cóż, Natalie Dessay wpisuje się w to, co jest, nawet jeśli śni się jej opera, jak mówi w wywiadzie dla Diapason, sprowadzona do meritum: ot, pusta scena, żadnych kostiumów, żadnych efektów, jedynie aktorzy, którymi ktoś dyryguje... Pomarzyć zawsze warto...
Diapazony Roku
O większości płyt wyróżnionych Diapazonem Roku już tutaj wspominałem, gdyż było od razu jasne, iż wystają ponad przeciętność. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że naprawdę nową jakość wniosły dwa nagrania, obszernie już tu omówione: Sonaty na klawesyn i skrzypce Bacha w wykonaniu Ottavio Dantone i Viktorii Mullovej, godnej podziwu pionierki „trzeciej drogi”, między szkołą barokową a współczesną – i nade wszystko kwintety fortepianowe Schumanna i Brahmsa, z których niezrównany kwartet Artemis z Leifem Ove Andsnesem umiał wycisnąć więcej muzyki, niż ktokolwiek przedtem.
Diapazonem Roku wyróżniony został również kwartet Zehetmair, za nagranie kwartetów Dworzaka i Hindemitha. Dwa razy wygrał los na loterii Liszt, którego niezbyt cenię – raz pod niezawodnymi palcami Arkadiego Volodosa, drugi raz pod smykiem francuskiego wiolonczelisty Alexisa Descharmes, który odsłonił w nagraniu dla Alphy nieznane, lunatyczno-melancholijne oblicze Mefistofelesa klawiatury. Anne Sofie von Otter, wcielenie nordyckiej arystokracji ducha, zebrała laury za wskrzeszenie „zdegenerowanych” pieśni z ponurej sławy obozu koncentracyjnego w Terezinie. Uwielbiany przez publiczność aniołek-kontratenor, Philippe Jaroussky musiał dostać nagrodę za płytę Heroes z ariami Vivaldiego, gdyż inaczej mogłoby dojść do zamieszek.
W kategorii „młodych talentów” redakcja Diapasonu wyróżniła zaś Plamenę Mangową, za II Sonatę i Preludia Szostakowicza, oraz zdolnego Amerykanina, Jonathana Bissa, syna izraelskich skrzypków, który w swym pierwszym schumannowskim nagraniu zdołał dowieść, iż lekcje u Fleischera, Schiffa czy Barenboima nie poszły na marne, tym bardziej, że osobowość zdołał w międzyczasie wzbogacić studiowaniem literatury i nauk politycznych na uniwersytecie Columbia. Myślących artystów nie ma w nadmiarze, warto więc posłuchać.
Chocs de l'Année
Widzą państwo gołym okiem, że jeno o Złotych Diapazonach prawię, stroniąc od „Szoków Roku“ konkurencyjnego miesięcznika, Le Monde de la musique. Niewiele z nich zabrałbym na bezludną wyspę. O Danielu Barenboimie, którego wszechstronne dokonania – począwszy od kompletu sonat Beethovena i master classes nagranych na DVD, po muzyczną działalność na rzecz pokoju na Bliskim Wschodzie – zasługują na osobne omówienie, nie będę wypowiadał się z przekąsem, podobnie jak o beethovenowskiej płycie Vadima Riepina, spadkobiercy Milsteinów i Ojstrachów. Pozostałe wyróżnienia nie wzbudzają szczególnego entuzjazmu.
Le Monde uznał co najwyżej za stosowne uczcić Rok Buxtehudego, ojca duchowego Bacha, wieńcząc laurem (podobnie jak i Diapason) głowę Bernarda Foccroulle, który nagrał dla Ricercaru, na pięciu przepysznych instrumentach z północnej Europy, komplet muzyki organowej mistrza z Lubeki.
Marcelle Meyer
Zostawmy zatem doroczne nagrody, by podszepnąć jeszcze na koniec św.Mikołajowi, Aniołkowi albo (za przeproszeniem) Gwiazdorowi (wedle regionalnych obyczajów) receptę na strzał w dziesiątkę. Archeologom sztuki doradzamy sięgnięcie po komplet europejskich nagrań studyjnych Marcelle Meyer, z pozoru niepozornej, lecz zapewne największej z francuskich pianistek XX wieku, uczennicy Alfreda Cortot, przyjaciółce Ravela i Poulenca, która przemienia wszystko w żywe srebro. Toteż 17-płytowy pomnik, wystawiony jej przez Emi, uznaję za najlepszy prezent pod choinkę, jaki można sobie wyobrazić (obok 80 płytowej cegły, wydanej na ćwierćwiecze śmierci Glenna Goulda). Konfrontacja tych dwóch stylów interpretacji wyczerpuje poniekąd problem: z jednej strony polifoniczny rygor, jazzowy swing i purytanizm, z drugiej strony absolutna elastyczność, podyktowana muzykalnością, kobiecą wrażliwością i tupetem.
Japońska Msza h-moll
Poza kompletem nagrań Marcelle Meyer, znalazłbym chętnie pod choinką ostatnie słowo w materii Mszy h-moll Bacha. W oczekiwaniu na minimalistyczną wersję Minkowskiego, obiecaną na rok przyszły, zadowolę się gładkim, naturalnym, przejrzystym kompromisem, jaki oferuje Japończyk Masaaki Suzuki, który po trzydziestu-paru płytach z kantatami (tylko tego słucham na okrągło, czekając na rewolucję) przekuł wieloletnie doświadczenie na wykład z eleganckiej, bezdyskusyjnej, czystej polifonii w owym, eklektycznym, muzycznym testamencie Bacha. Nie ma tu żadnej emfazy, żadnych intencji, poza troską o wyśpiewanie i wygranie każdej zapisanej nuty.
Musica Nuda
Na zakończenie, w ramach sporadycznego cyklu „muzyka pogranicza”, chciałbym państwa zabrać na wycieczkę daleko poza granice klasyki (w myśl eklektycznego credo, iż nie ma muzyki takiej czy owakiej, a jedynie dobra albo zła). Nikt za mnie tego nie zrobi, gdyż Petra Magoni i jej kontrabasista, Feruccio Spinetti, znani są najwyżej Włochom i garści słuchaczy paryskiego radia FIP.
Petra Magoni, podobnie jak jej partner, Feruccio Spinetti, to ucieleśnienie wdzięku, oryginalności i muzykalnej szajby. Przez maszynkę wyobraźni przepuszczają wszystko, co popadnie: Beatlesów, hity z amerykańskich musicali, arie Haendla czy Monteverdiego, piosenki Claude’a Nougaro czy Brela, włoskie przeboje albo standardy z repertuaru Madonny, Stinga czy z filmu Grease.
Uroczej Petry Magoni, wyszkolonej barokowo i klasycznie, szalejącej wokalnie poza marginesem wszelkiej krytyki, ku udawanej zgrozie swego partnera, wirtuoza kontrabasu Feruccio Spinettiego, posłuchać można w wersji studyjnej, albo na zarejestrowanym na płycie koncercie w studiu paryskiego radia FIP. Ale polecam nade wszystko paryski recital z 2006 roku, nagrany na DVD pod tytułem Musica Nuda, na którym Petra Magoni i towarzyszący jej Kubuś Puchatek wyczyniają takie cuda, że pokochacie ich na zawsze.
CD1 Bellini – La Somnanbule, Ah, non credea mirarti! – N.Dessay Virgin 3951385
CD2 Schumann – Kreisleriana, fragm. – J.Biss Emi 365912
CD3 Couperin – Barricades mistérieuses - M.Meyer Emi 568094-2
CD4 Bach – Msza h-moll, Et incarnatus est – M.Suzuki Bis SA170102
CD5 Beatles - Come together - P.Magoni/F.Spinetti Bonsai BON 060201
CD6 Grease, fragm. – P.Magoni/F.Spinetti Bonsai BON 070801
CD7 Due cordi vocali - P.Magoni/F.Spinetti Bonsai BON 060201
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU