Piotr Rosochowicz
Tekst z 03/12/2007 Ostatnia aktualizacja 03/12/2007 08:27 TU
W kwestii szpiegostwa wszelkiej maści wojskowi są bardzo dyskretni, ale o tym, że szpiegowanie z Kosmosu to obecnie sprawa wręcz nieodzowna - wiedzą wszyscy.
Wszystko zaczęło się prawie pół wieku temu, kiedy Stany Zjednoczone i Związek Radziecki rozpoczynały podbój Kosmosu. Odbywało się to nie tylko „cywilnie”, ale głównie „wojskowo”. Z dużych wysokości satelity szpiegowskie robiły dla swych „panów” w krajach trzecich (strategicznie ważnych), zdjęcia o niespotykanej dotąd, bardzo wysokiej rozdzielczości. Niektóre z tych zdjęć nastawione były na dokładną obserwację ewentualnych, utrzymywanych w głębokiej tajemnicy wybuchów jądrowych, inne mogły powiadamiać o próbach wysyłania rakiet balistycznych.
Ten „kosmiczny wyścig szpiegowski” rozpoczęły Stany Zjednoczone, wysyłając w roku 1959 na orbitę okołoziemską dwa satelity obserwacyjne: Discoverer i Samos. Ich następcami była cała seria satelitów typu Key-Hole (czyli w tłumaczeniu: „dziurka od klucza”). Związek Radziecki nie pozostał dłużny: skonstruował i wysłał w Kosmos satelitę szpiegowskiego Kosmos-4. Miało to miejsce w roku 1962. A potem to już radzieckie szpiegowanie z Kosmosu poszło lawinowo. Pierwsze satelity szpiegowskie charakteryzowały się stosunkową niską orbitą, krótkim okresem pracy (od kilku dni do kilku tygodni zaledwie), no i systemem robienia zdjęć oraz przekazywania ich na ziemię.
Wyposażone były w trochę „ulepszone” aparaty fotograficzne. „Pstrykały” tam, na górze, a po wypstrykaniu wszystkich filmów, powracały na ziemię, gdzie rolki negatywów wywoływano, a właściciele satelitów otrzymywali zdjęcia potrzebnych obiektów zrobione z odpowiedniej wysokości i z odpowiednim przybliżeniem. Szpiegowanie z Kosmosu ulegało jednak ciągłemu ulepszaniu. Satelity dzisiejsze wyposażone są w podczerwień, mogą robić zdjęcia przez pokrywę chmur (zdjęcia radarowe), no i rzecz najważniejsza – mogą te zdjęcia przekazywać na bieżąco, nie musząc wcale na naszej planecie lądować…
Rozdzielczość czujników na satelitach wojskowych pozostaje informacją ściśle tajną. Można ją oszacować najwyżej w przybliżeniu, obserwując rozdzielczość satelitów używanych do celów cywilnych. Volker Liebig, dyrektor programu satelitarnej obserwacji Ziemi Europejskiej Agencji Przestrzeni Kosmicznej (ESA) twierdzi, że ta rozdzielczość w przypadku satelitów i obiektów cywilnych wynosi około 80 cm. Coraz częściej też zdarza się, wyjaśnia pan dyrektor, że wszystkie dane przysyłane na ziemię przez satelity cywilne, oraz wysyłane im z ziemi polecenia są szyfrowane, aby nie mogli się doń dostać hakerzy.
Trzeba podkreślić, że istnieją dość znaczne różnice między satelitami cywilnymi a wojskowymi. Dotyczy to takich dziedzin jak np. ochrona satelitów przed wszelkiego rodzaju promieniowaniem, lub wydawanie poleceń z Ziemi, aby dany satelita wojskowy (w zależności od aktualnej sytuacji militarnej) nagle zmienił orbitę. Satelity wojskowe zużywają z tego powodu znacznie więcej paliwa, ale mają możliwość wielokrotnego przelotu nad tym samym miejscem i przeprowadzenia dokładnej obserwacji.
Tyle o niezmiennej hegemonii rosyjsko-amerykańskiej w tej dziedzinie. W następnej audycji z cyklu Eureka powiemy trochę o podobnych ruchach dotyczących innych krajów na naszej planecie.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU