Agnieszka Kumor
Tekst z 02/01/2008 Ostatnia aktualizacja 02/01/2008 15:17 TU
W okresie świątecznym miałam okazję obejrzeć przedstawienie w warszawskim Teatrze Powszechnym. Były to Czarownice z Salem Arthura Millera, w reżyserii Izabelli Cywińskiej. Spektakl muzyką opatrzył Jerzy Satanowski, a scenografią – Paweł Dobrzycki.
W czarnych latach maccartyzmu
Każdej mojej sztuce towarzyszyła intencja odsłonięcia jakiejś prawdy, znanej już, ale nie przyjętej – pisał w swoich pisarskich wyznaniach Arthur Miller. Bezpośrednim bodźcem do napisania Czarownic z Salem była największa w historii USA kampania polityczna wymierzona w członków partii komunistycznej Stanów Zjednoczonych i agentów Moskwy, rozpętana w latach pięćdziesiątych. Przesłuchania przed wszechmocną komisją senacką, której sekretarzem był Joseph Raymond McCarthy, doprowadziły do inwigilacji środowisk opiniotwórczych, „polowaniem na czarownice” objęto nie tylko członków, ale i podejrzanych o sympatyzowanie, w przypadku odmowy składania zeznań konsekwentnie łamano ludziom kariery.
Nagonka zakończyła się równie gwałtownie, jak się rozpoczęła, w roku 1954 kres działaniom komisji McCarthy’ego położył amerykański Senat. Wśród ofiar maccartyzmu znalazło się wielu wybitnych ludzi teatru, muzyki i filmu, w tym Charlie Chaplin, jak również sam Arthur Miller.
Salem, Massachusetts
Oskarżając swych współczesnych o polityczną histerię, autor sięgnął do tragicznego epizodu z amerykańskiej historii: w roku 1692, w purytańskim miasteczku Salem, w stanie Massachusetts, kilka dziewcząt bawiło się w lesie tańcząc wyuzdane tańce i wywołując duchy. Na tym wysoce niemoralnym zajęciu „nakrył” je pastor; w obawie przed karą, podpuszczone przez dorosłych, dziewczęta zaczęły oskarżać wpływowe osoby w miasteczku o współpracę z diabłem. Nagonka zakończyła się po dziewięciu miesiącach, zdążono jednak wtrącić do więzienia dwieście osób, dwadzieścia kilka zginęło – zostały powieszone, zmarły w więzieniu lub w wyniku tortur.
Na sali sądowej
Izabela Cywińska poprowadziła spektakl niczym rozprawę sądową, w rytmie narastającego bolera (przy czym funkcję sekcji skrzypcowej przejęły dźwięki dzwonów i obsesyjna muzyka Satanowskiego). W ascetycznej scenografii Dobrzyckiego, łączącej stare i współczesne motywy, bohaterowie odkrywają swe prawdziwe oblicze w obawie o życie własne, swych bliskich lub (rzadziej) przyjaciół. Solidarność ze społecznością miasteczka autor dzieli ze starą Rebeką Nurse i odważnym, lecz miotanym wyrzutami sumienia za zdradę żony, Johnem Proctorem. W rolach tych jakże prawdziwa Mirosława Dubrawska i tragiczny, wyrazisty Tomasz Sapryk (czy reżyserzy zaczną mu wreszcie powierzać więcej takich mocnych ról...?).
Poraża spokojną logiką wywodów Zbigniew Zapasiewicz w roli zasadniczego sędziego Danfortha, zastanawia oportunizm pastora Parrisa (świetny Kazimierz Kaczor), współ-czujemy bezsens i grozę sytuacji wraz z małą Marry Warren (Anna Moskal). Niestety Krzysztofowi Stroińskiemu zabrakło dramatycznego rozedrgania, jakie charakteryzuje grę jego kolegów, choć autor dał mu samograj w ręce, jako jeden z niewielu członków trybunału pastor Hale rezygnuje ze swych funkcji na znak sprzeciwu.
W rezultacie otrzymaliśmy spektakl ważny, zmuszający do refleksji, nie koniecznie (jak tego chciał jeden z krytyków) na temat „polskich teczek”, byłoby to trywialną i nachalną aktualizacją arcydzieła. Izabela Cywińska i aktorzy Teatru Powszechnego znakomicie wyczuli millerowskiego bohatera w starciu z... miernotą, jak mawiał Salieri w filmie Formana.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU