Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Paryska Kronika Muzyczna

Na co komu szopeny i bemole?

Piotr Kamiński

Tekst z 05/01/2008 Ostatnia aktualizacja 05/01/2008 18:21 TU

W styczniu ubiegłego roku Gene Weingarten, komentator Washington Post, namówił znakomitego skrzypka, Joshuę Bella, na pewien eksperyment. Bell stanął mianowicie – w dżinsach, bylejakiej koszulce, czapeczce baseballowej – u wyjścia pewnej stacji metra w Waszyngtonie w godzinie szczytu, wyjął z pudełka swego Stradivariusa za 3,5 miliona dolarów i zaczął grać jedno z największych arcydzieł muzyki światowej, Chaconne d-moll Bacha na skrzypce solo. Chodziło o to, by sprawdzić, co się stanie.

Perły przed... głuszce

Oczywiście, nic się nie stało. Tłum przechodził mimo, nawet się nie odwracając. Parę osób wrzuciło do pudła groszaka. Pewien emerytowany skrzypek połapał się, że gra nie byle kto i wrzucił pięć dolarów. Kto inny poznał Bella i wrzucił dwadzieścia. Po czym Gene Weingarten napisał w swojej gazecie rozbulgotany z oburzenia artykuł, cytując Kanta i Tocqueville’a, oraz rozdzierając szaty w temacie upadku obyczajów. Zahuczała też blogosfera, rodząc dziesiątki wypowiedzi w podobnym tonie. Ktoś napisał, że niewinne dzieciątka stawały, by słuchać, ale zdeprawowani rodzice wlekli je dalej, do metra. „Tak samo było z Chrystusem”, pisze blogowy Savonarola. Tylko jeden blogowiec chichrał się sceptycznie, sugerując, by następny taki eksperyment zrobić pod płonącym wieżowcem, sprawdzając, jak reagują strażacy, na autostradzie po karambolu, testując ekipy ratunkowe, albo zgoła na pasie startowym lotniska.

Polały się łzy me czyste

Oczajduszne doświadczenie o z góry przewidzianym wyniku wydrwił w obszernym artykule na łamach The New Republic jeden z najwybitniejszych muzykologów współczesnych, autor monumentalnej, sześciotomowej Historii Muzyki Zachodniej w Oxford University Press, a zarazem umysł niespokojny i żwawy, zawsze pod prąd: Richard Taruskin. Taruskin należy do tych ludzi, z którymi ciekawiej się kłócić, niż z innymi zgadzać, zawsze więc czytam łakomie, co pisze. Tym razem wali z grubej rury, tratując autorów trzech kolejnych książek, narzekających na straszny upadek muzyki „poważnej” we współczesnym świecie. Było ich mrowie, poczynając od bestsellerów angielskiego dziennikarza-muzykologa, Normana Lebrechta.

Tancerka na kredyt

Taruskin stawia tezę Lebrechtowi bliską: przez minione pół wieku muzyka poważna żyła ponad stan, dojąc rządowe subwencje. Dzisiaj w wielkim pomieszaniu i panice (zwłaszcza wśród twórców „muzyki współczesnej”, którzy bezwstydnie żarli z tego koryta nic nikomu w zamian nie dając), powraca do rzeczywistości, wierzgając i wrzeszcząc, że ją krzywdzą, jak nie przymierzając palaczy w zadymionej dyskotece.

Nowa gwiazdaPhoto: Virgin

Nowa gwiazda
Photo: Virgin

"Jeremiady w obronie muzyki klasycznej cuchną historyczną ślepotą i egoistyczną hipokryzją. Wiary w jej niezbędność oraz kulturalną wyższość odbudować się nie da, co nie oznacza, że muzyka ta jest godna moralnego potępienia, gdyż tylko ludzie na nie zasługują. Potępić należy jedynie postrzeganie tej kwestii w kategoriach walki dobra ze złem. Muzyki klasycznej bronić należy przede wszystkim przeciwko jej wyznawcom”, pisze Richard Taruskin 22 października 2007 w The New Republic, patrz internet.

Komu w czym ładnie

Taruskin wspomina powojenne czasy, gdy prezydenci Stanów Zjednoczonych, na przykład Eisenhower czy Kennedy, kłamali w żywe oczy, udając, że słuchają muzyki klasycznej, gdyż to im podbijało towarzyskiego i wyborczego bębenka. Gdy 50 lat temu Van Cliburn wygrał Konkurs Czajkowskiego w Moskwie, było to wydarzenie planetarne, a powracającemu pianiście zrobiono na Broadwayu paradę, jak niegdyś Lindberghowi. Gdyby dzisiaj amerykański pianista wygrał taki konkurs, bo ja wiem, w Teheranie, pies by ogonem nie merdnął.

Prawda w uszy kole

Już w roku 1968 klasyczny kompozytor Ned Rorem napisał w New York Review of Books swój artykuł na chwałę Lennona i McCartney’a; było to w czasach, gdy rzekomy poli-erudyta, w istocie wszechstronny ignorant, Zygmunt Kałużyński, grzmiał na łamach Polityki o ich „żenującej nędzy muzycznej”. Rorem ogłosił, że sam nie chodzi na koncerty klasyczne i nie zna nikogo, kto to czyni. Była to prowokacja, zarazem jednak zwiastun pewnej ewolucji.

Dzisiaj, jeśli już, politycy będą udawać, że muzyki klasycznej NIE słuchają, gdyż więcej głosów zbiorą wyliczając swe upodobania w innych dziedzinach muzycznej twórczości. Nikt na przykład nie uważa za skandal, że w Warszawie, stolicy 40milionowego kraju, nie ma opery z prawdziwego zdarzenia. Dzienniki wycofują się stopniowo z recenzowania poważnych koncertów, czego chwalić oczywiście niesposób, co jednak stanowi objaw jednoznaczny: ich wydawcy przestali udawać, że ich to cokolwiek obchodzi, skoro nie obchodzi. Wiedzą, że im to ujmy nie przyniesie.

Słuchalność radiostacji nadających tę muzykę spada zawrotnie. W Nowym Jorku jest jedna. O ruinie nagrań płytowych nawet wspominać nie warto. „Muzyka klasyczna przestała być uważana za część naszej wspólnej spuścizny kulturalnej, stała się produktem „niszowym””, pisze Taruskin, podkreślając wszelako, że to w znacznej mierze złudzenie optyczne: żyliśmy dotąd w sztucznie nadmuchanym bąblu, który właśnie pękł.

Wiele w tym naszej winy, skoro wielomilionowe dotacje z lat tłustych poświęciliśmy na mnożenie bytów ponad potrzebę, np. na subwencjonowanie twórczości granej dwa razy (pierwszy i ostatni), zamiast na dalekowzroczne inwestycje. To znaczy na wychowywanie przyszłych słuchaczy Beethovena. O rosnących „pokoleniach głuchych” mówiono w Polsce już w latach 60-tych. Dzisiaj podobno niesposób wypełnić dwóch koncertów abonamentowych w Filharmonii Narodowej, nawet z dużym nazwiskiem na afiszu.

Ostatni szaman

Herbert von KarajanPhoto: Universal (Siegfried Lauterwasser)

Herbert von Karajan
Photo: Universal (Siegfried Lauterwasser)

W tym roku przypadają dwie okrągłe rocznice: 200 lat temu, 22 grudnia 1808, odbyło się w Wiedniu prawykonanie V Symfonii Beethovena, zresztą na tym samym koncercie, co prawykonanie Symfonii VI, Pastoralnej. 100 lat później, 5 kwietnia 1908, urodził się w Salzburgu Herbert von Karajan. Karajan w znacznej mierze przyczynił się do utrzymywania wspomnianego wyżej złudzenia. Ponieważ był bardzo sławny, bo świetnie to umiał, zdawało się, że sławna jest muzyka, jaką grał.

Złudzenia prysły, gdy umarł niespełna 20 lat temu. Był zresztą ostatnim, wielkim dziedzicem tradycji, którą Taruskin obarcza odpowiedzialnością zarówno za owe złudzenia, jak za dzisiejsze Gorzkie Żale, wypłakiwane przez autorów masakrowanych przezeń książek. To niemiecka tradycja romantyczna, czyniąca z artysty najwyższe wcielenie człowieczeństwa; tradycja wzdęta pychą, zrodzona w czasach E.T.A. Hoffmanna i wcielona w teorię przez proroka modernistycznej muzykologii, Teodora Adorno.

Mario i czarodzieje

Dziś jej odór rozrzedził się nieco, muzycy spokornieli, awangardziści piszą muzykę filmową, zajeżdżają nią natomiast na kilometr bałamuctwa tzw. nowoczesnej reżyserii, strojącej się, w praktyce i w teorii, w piórka „sztuki wyzwolonej”, przy wsparciu zdziadziałych rewolucjonistów z wczesnych lat 70-tych. Taruskin kpi sobie z tych złorzeczeń, których autorzy dumnie przeciwstawiają „prawdziwą sztukę” – skundlonej rozrywce.

Dowodzi zaś nie tylko, że płaczki wygadują głupstwa (gdyż muzyka rozrywkowa dawnych stuleci to dzisiaj klasyka, na równi z piosenkami, a no właśnie! Beatlesów, czy, dajmy na to Starszych Panów), gdyż chodzi im głównie o gotówkę, ale wskazuje, że spór między tym, co „wzniosłe” w romantycznym sensie i tym, co powierzchowne, niebezpiecznie ociera się słynny paszkwil Wagnera o „Żydostwie w muzyce”. Stąd już niedaleka droga do strasznych pytań filozofa Georga Steinera: „dlaczego humanistyka nie uczłowiecza?” Jeśli w romantycznej głębi tkwi niezbywalny walor moralny, dlaczego SS-man wieczorem śpiewał Schuberta, a rano sypał do rury Cyklon B? „Nie mam odpowiedzi”, powiada Steiner.

Nie będzie źle, będzie inaczej

Artykuł Taruskina ma happy end, zaczerpnięty zresztą z jednego z autorów recenzowanych przezeń książek, najmniej nadętego romantyczną pretensją. Ów Lawrence Kramer opisuje scenę w nowojorskim... metrze. Całkiem anonimowa skrzypaczka grała tam, zapewne gorzej niż Joshua Bell w Waszyngtonie, choć całkiem nieźle, jakiś inny utwór Bacha na skrzypce solo. Stała nie u wejścia, gdzie się tłoczą w pośpiechu spóźnieni do pracy, ale na szerokim peronie, na stacji Times Square. Zgromadził się wokół niej gęsty, zasłuchany tłum. Mogę to potwierdzić z własnego doświadczenia: w metrze paryskim działa od wielu lat młodociana orkiestra smyczkowa, grająca przeróżne klasyczne przeboje. Ma zawsze liczną publiczność, blokującą przejście.

Taruskin pisze tak: badacze z Teksasu doliczyli się 237 powodów, dla których ludzie uprawiają seks. Powodów słuchania muzyki jest zapewne tyle samo. Chwała Bogu, nigdy ich nie zabraknie. Muzyka klasyczna nie umiera, tylko się zmienia. Co z tego wyniknie, tego przewidzieć niesposób, podobnie jak ci, co załamywali ręce nad upadkiem łaciny, widząc w tym schyłek i śmierć, nie byli w stanie przewidzieć, że zrodzi się z tego język francuski, Ronsard i Racine.

Virgin 7243 5 45089 2 9 CD 2 Track 5 2’30”
Virgin 0094639525027 Track 6 – 2’55”
DG 463 091-2 Plage 1 – 7’10”
Harmonia Mundi HMC 901708 Track 11 – 4’05”

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU