Stefan Rieger
Tekst z 14/03/2008 Ostatnia aktualizacja 16/03/2008 17:33 TU
„Żywność, zdrowie, nadzieja” - z tym to tryptykiem na sztandarze firma Monsanto ruszyła by „zbawić świat”, ni mniej ni więcej. Orwellowskie Ministerstwo Miłości. Prawdziwe hasło w „Świecie według Monsanto” – jak zatytułowany jest nadany 12 marca przez ARTE przerażający dokument o praktykach światowego lidera w produkcji herbicydów i quasi-monopolisty w dziedzinie zmodyfikowanych genetycznie roślin – powinno raczej brzmieć: „Trucizna, rak, samobójstwa”. Można je też dziś wyrazić trzema literami: GMO, które jednym się kojarzą z nadzieją, drugim z interesem, trzecim z apokalipsą.
Marie-Monique Robin, laureatka prestiżowej nagrody dziennikarskiej Prix Albert Londres, zbierała materiały przez trzy lata. Zaczęła od paromiesięcznego szperania po milionach stron internetowych. Znaleźć tam można wszystko: odtajnione archiwa, protokoły rozpraw sądowych, naukowe ekspertyzy. Adwokat doradził jej trzymanie się upublicznionych dokumentów. Potem jeździła po czterech kontynentach, przepytując świadków i protagonistów.
Blisko dwugodzinny dokument jest bezlitosnym aktem oskarżenia, rozwiniętym szerzej w wydanej równolegle książce, pod tym samym tytułem. Brak jedynie argumentów strony przeciwnej, ale zarząd Monsanto odmówił komentarzy. Zważywszy na wagę oskarżeń, wolał zapewne schować głowę w piasek. Marie-Monique Robin dostała kosza od różnych telewizji, bojących się procesu – jedynie ARTE się nie zlękła. Przed tygodniem nadała równie karkołomny reportaż Manon Loizeau o „Serial-zbrodniach w krainie Putina” – więc to jej należy się dziś Prix Albert Londres, lub przynajmniej kwiatek na nagrobku, ktoś lada moment podpali lont.
Pomarańczowa Alternatywa
Film otwiera scena na wielkim polowym cmentarzu w Anniston, w stanie Alabama, najbardziej zatrutym mieście USA. Przez lata produkowano tam toksyczny olej PCB, znany też jako Pyralen i wyrzucano byle gdzie tysiące ton odpadów. Zatrutych zostało 18 tysięcy osób, wyłącznie Murzynów, z których dziesiątki zmarły. Monsanto skazany został na wypłacenie 700 mln dolarów odszkodowań, ale ludzie nadal zapadają na raka i rodzą się upośledzone dzieci. PCB zatruł niegdyś wody Renu, wykryto go nawet u niedźwiedzi polarnych.
Gigant z St.Louis w Missouri przedstawia się dziś jako „koncern rolniczy”, ale przez pół wieku był arcymistrzem w chemicznym truciu planety i jej mieszkańców. Zawdzięczamy mu takie piękne wynalazki, jak tzw Agent Orange, potężny defoliant wydzielający dioksyny, który Amerykanie masowo stosowali w Wietnamie, ze straszliwymi skutkami dla milionów ludzi, w tym tysięcy własnych żołnierzy. Zawdzięczamy mu również DDT, Aspartam czy Posilac, bydlęcy hormon wzrostu, zakazany w Kanadzie i większości krajów Unii, gdyż stymulowanie produkcji mleka opłaca epidemią zakaźnych chorób, masowym stosowaniem antybiotyków i przekazywaniem tego konsumentom.
Roundup Ready czyli Frankenfood
Lecz nade wszystko chlubą Monsanto jest najsłynniejszy z herbicydów, Roundup, przynoszący firmie krociowe zyski, przy tym najzupełniej „nieszkodliwy i biodegradowalny”, jak głosiła reklama. Kłamała jak z nut, za co Monsanto skazano przed sądami w Nowym Jorku i we Francji. Oczywiście ani trochę się nie przejął, gdyż nawet 700 mln grzywny to pestka przy dochodach rocznych rzędu 7,5 miliardów.
Jeśli Monsanto czymś się przejął, to groźbą wygaśnięcia patentu na Roundup (po 20 latach patent przechodzi do sfery publicznej i każdy może go bezkarnie spiratować) i dlatego tylko wymyślił Frankensteina o nazwie Roundup Ready: tak zmodyfikowane genetycznie odmiany kukurydzy, soji czy rzepaku, że odporne są na działanie uniwersalnego herbicydu, który niszczy wszystko inne, za wyjątkiem ich – aczkolwiek nikt dotąd nie zbadał, ile z potężnych dawek Roundupu odkłada się w spryskiwanych ziarnach i ląduje w pysku bydła lub na naszym talerzu. Roundup Ready to zaś dzisiaj 70% nasienniczej oferty Monsanto, jak świat długi i szeroki.
Genetycznie zmodyfikowana władza
Bo też gwóźdź programu to rzecz jasna GMO i w tej materii dokument wnosi najwięcej. Monsanto, który przejął pół setki firm nasienniczych, dyktuje dziś swe prawo w 46 krajach świata, kontrolując 90% rynku genetycznie zmodyfikowanych ziaren. Źródeł tej hegemonii szukać należy w zdumiewającej synergii między interesami firmy a polityką administracji USA.
Film ukazuje w jaskrawym świetle owe kazirodcze związki. Nie pozostawia cienia wątpliwości dokument, relacjonujący wizytę Busha Seniora w laboratorium Monsanto, gdy dyrekcja firmy wręcz musztruje ówczesnego wiceprezydenta, domagając się szybszego zezwolenia na testy pod gołym niebem, a Senior obiecuje, że pomoże, gdyż jest „championem deregulacji” czyli zniesienia wszelkich biurokratyczno-naukowych przeszkód. I pomógł, jak wszyscy jego następcy.
Kolejne administracje Bushów i Clintona wspierały bezkrytycznie ofensywę biotechnologii, może dlatego, że w strategii Monsanto ujrzały nowy sposób na „kolonizację świata”, może dlatego, że były przekupione – zapewne jedno i drugie. Jeśli ktoś sądzi, że kieruje mną zoologiczny antyamerykanizm, to przed formułowaniem oskarżeń niech lepiej posłucha świadków, włącznie z byłymi prominentami z rządu USA i jego agend.
Warto choćby posłuchać Jamesa Maryanskiego, kierującego do 2006 roku departamentem biotechnologii w rządowej agencji kontroli FDA, Food and Drugs Administration, który przyciśnięty pytaniami przyznaje, że decyzja o zalegalizowaniu GMO była czysto „polityczna”, a nie naukowa. Równie budujące są zwierzenia Dana Glicksmana, ministra rolnictwa Clintona, który wcale nie ukrywa, iż był pod nieustanną presją z góry, aby „nie formułować przesadnych wymagań” odnośnie testów i ekspertyz, jakim winno się poddać transgeniczne wynalazki.
Nauka pod ścisłym nadzorem
Toteż nie poddawano ich prawie wcale, a liczni naukowcy, podważający propagandę Monsanto – jak sławny biolog Arpad Pusztai, któremu w Wielkiej Brytanii zamknięto laboratorium, gdy wykrył u szczurów wielce podejrzane skutki GMO, czy francuski profesor Bellé, który wskazał na potencjalnie rakotwórcze właściwości Roundupu – stawali się przedmiotem szykan i dyskryminacji.
Były minister pracy Clintona, Robert Reich pisze w ostatniej książce, iż pieniądz – czyli wszechpotężny lobbying ze strony wielkich korporacji – niszczy resztki demokracji. Jest poniżej prawdy, gdyż jest to więcej niż lobbying: to obustronny klincz, co film i książka „Świat według Monsanto” ukazują w zatrważającym świetle.
Firmie Monsanto udało się infiltrować wszystkie instancje decyzyjne. Dość powiedzieć, że inspiratorem absolutnie liberalnej reglamentacji organizmów genetycznie zmodyfikowanych, która jest odtąd Biblią nie tylko w USA, lecz i Dobrym Słowem dla reszty świata – jest niejaki Michael Taylor, najprzód adwokat Monsanto, potem członek rządowej FDA, odpowiedzialny za biotechnolegie, a następnie z powrotem w Monsanto, jako wiceprezes. Z firmą flirtował też Donald Rumsfeld, a w międzynarodowych negocjacjach handlowych maczali palce związani z nią eksperci.
Ostateczne zbawienie świata
Trudno lepiej zilustrować ideę „korporacyjnego terroryzmu”, o jakim mówią alterglobaliści, niż czyni to ów dokument. To nawet nie o zdrowie czy o żywność chodzi, w pierwszym rzędzie, lecz o demokrację, autonomię, tradycje, życie jako takie.
Gdybym miał parę godzin więcej, wspomniałbym o transgenicznej kukurydzy, rozsiewającej zmodyfikowane geny w Meksyku, pośród tradycyjnych upraw 150 smakowitych gatunków, wypieszczonych od tysiącleci, albo o dramatycznej epidemii samobójstw wśród wieśniaków w Indiach, których Monsanto uczynił niewolnikami uodpornionej rzekomo bawełny BT, lecz zapadającej na tyle chorób, że wciąż wymagają więcej pestycydów i nawozów od Monsanto, wobec którego wszyscy zadłużają się po uszy i coraz częściej wybierają dobrowolną śmierć: 2448 samobójstw rolników w samym tylko stanie Maharashtra między czerwcem 2005 a grudniem 2007, a następnie masowy bunt wieśniaków i setki aresztowań.
Entuzjaści GMO i tzw „przemądrzali realiści” twierdzą, że transgeniczna żywność to jedyny ratunek dla przeludnionej planety. Nie wdaję się w naukowe polemiki, z braku kompetencji, lecz zalecam entuzjastom nieco uważniejsze przyjrzenie się temu, co jest niemającym bodaj precedensu (jeśli wyłączyć pół wieku kłamliwej propagandy przemysłu tytoniowego) przedsięwzięciem dezinformacji, manipulacji, politycznej korupcji i zastraszania lub przekupywania naukowców.
I radzę też posłuchać tych ekspertów i cenionych naukowców, jak choćby ekonomista Jeremy Rifkin, którzy mówią, że nigdy dotąd nie widzieli tak bezwstydnego lobbyingu i takiej dezinformacji. W filmie i książce „Świat według Monsanto” raz po raz pada z różnych ust podobne oskarżenie: celem Monsanto jest przejęcie kontroli nad żywnością na całym świecie. A kto ma żywność, ma władzę.
Pragnącym sprawdzić me dywagacje lub pogłębić temat polecam dwie strony internetowe:
http://www.combat-monsanto.org
http://www.arte.tv/monsanto
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU