Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Paryska Kronika Muzyczna

Dwa oblicza Bacha

Stefan Rieger

Tekst z 22/03/2008 Ostatnia aktualizacja 22/03/2008 17:29 TU

Wizerunek J.S.Bacha odtworzony cyfrowo przez C.Wilkinson z uniwersytetu Dundee w Szkocji

Wizerunek J.S.Bacha odtworzony cyfrowo przez C.Wilkinson z uniwersytetu Dundee w Szkocji

Mówimy Wielkanoc, myślimy Bach. Gdy Cioran pisał mądrze, choć na wpół bluźnierczo, że „Bez Bacha, Bóg byłby postacią drugorzędną”, musiał myśleć nade wszystko o tym, że nikt nie nadał podobnego dramatyzmu i artystyczno-duchowej siły perswazji eschatologicznej symbolice Wielkiego Tygodnia i Niedzieli Wielkanocnej - owemu wiecznie odnawianemu misterium, będącemu dla chrześcijanina kołem napędowym wiary i nadziei. Tej sile perswazji, emanującej z bachowskich Pasji nie oprze się bowiem nawet niedowiarek i ateusz, choć skłonny jest wyciągnąć z tego doświadczenia cioranowski wniosek, w formie pytania: „Kto tu komu więcej zawdzięcza?”.

Zastanawiam się czasem, jak odbierać będzie pasje i kantaty Bacha słuchacz za sto lub dwieście lat, gdy być może z religijnej symboliki, jakimi są nasycone, nie zostanie nawet strzęp wspomnienia. Zresztą nie trzeba się wysilać na science -czy raczej- religious fiction, gdyż już i dzisiaj nikt praktycznie nie posiada receptorów takich, jakie parafianom od św.Tomasza w Lipsku pozwalały odbierać metafizyczne przesłanie tej muzyki bezpośrednio i prostodusznie, by nie rzec trywialnie (gdyż słyszeć głos Boga to nie to samo, co mieć wykształcone ucho).

Cudowne sprzysiężenie neuronów

Pada niekiedy pytanie, czy ateista może słuchać, względnie słyszeć muzykę Bacha. Oczywiście nikt mu tego nie zabroni (sam uprawiam bezkarnie od dziesięcioleci ten grzeszny proceder), ale – czy nie słyszy znacznie mniej, niż wierzący? Czegoś mniej, czegoś więcej, a może tyle samo, lecz poniekąd lepiej? Gdyż nie słucha tylko w pierwszej osobie, jak wierzący, lecz może jej słuchać również w trzeciej, jako obserwator z zewnątrz, który wie lub się domyśla, co może czuć wierzący, lecz wie ponadto, że tajemnica do tego się bynajmniej nie sprowadza i że sekret tej najwyższej sztuki tkwi gdzie indziej: w najbardziej wyrafinowanej, najdalej uporządkowanej kombinacji neuronów, których cudowne sprzysiężenie pozostaje, jak dotąd, największym wyzwaniem rzuconym ludzkiemu umysłowi i wskazaniem najpiękniejszego z celów, do jakich mógłby zmierzać, drogą ewolucji i zawziętej autokorekty.

Bach żył w swoim czasie, jak każdy z nas, lecz nie każdy czas daje zamieszkującym go istotom podobny margines swobody. Ludzkość amknięta była przez długie stulecia w stalowej klatce boskiego paradygmatu i jedynie garści szaleńców, kończących zwykle na stosie, marzyło się przepiłowanie sztachet i wyfrunięcie na wolność. Ewangelista Reformacji, chorąży luterańskiej ortodoksji – Bach przysłużył się zapewne, mimo woli, złej sprawie, propagując myśl głęboko reakcyjną i na wyrost sprzeczną z budzącym się w tym czasie duchem Oświecenia.

Kres wyobrażeń o wielkości

Sony Classical

Nie zapominajmy o kontekście: mały Jan Sebastian znalazł się nagle sam na ziemi spalonej, nawiezionej świeżą krwią milionów ofiar, bez rodziców i mentorów, zdolnych przełożyć na dziecięcy język koszmar trzydziestoletniej wojny o podłożu religijnym. Rozpaczliwie szukał Ojca, być może znalazł go w Lubece, gdzie parę miesięcy spędzonych potajemnie u boku mistrza ekspresyjnej polifonii, Dietricha Buxtehude, natchnęło go wiarą – może nie tyle w Boga, co w moc kombinatoryki dźwięków, sławiącej imię Najwyższego.

Jeśli Bach kojarzy się nam dzisiaj z Bogiem (cokolwiek przez Boga rozumiemy), to nie dlatego, że muzyka jego Boga sławi i ku chwale Bożej powstała, lecz dlatego zapewne, iż nic od niej większego nie znamy i nie umiemy sobie nawet wyobrazić. Zdaje się wyznaczać kres naszego pojęcia Wielkości i Doskonałości - i dlatego wielu niedowiarków i zatwardziałych racjonalistów skłonnych jest widzieć w Bachu szpicę awangardy ludzkiej Odysei, limes humanizmu (choćby od czasu Auschwitz, Kambodży i Rwandy nikt już w ów „humanizm” nie wierzył).

Żałoba i pocieszenie

Mirare

Na pięknej płycie wydanej ostatnio przez Mirare, a zatytułowanej Tombeau Jej Wysokości Królowej Polski, znakomity Ricercar Consort ilustruje przekonująco tezę z pasjonującej książki Gilles’a Cantagrela „Młyn i rzeka” (najbardziej wnikliwej, moim zdaniem, spośród monografii poświęconych Bachu), oprawiając Trauerode czyli Odę żałobną h-moll – zadedykowaną zmarłej w 1727 roku małżonce Augusta zwanego „Mocnym”, której śmierć silnie Bachem wstrząsnęła - słynnym dyptykiem organowym, złożonym z żałobnego, rozdzierającego Preludium i pocieszającej Fugi h-moll.

Warner

O najsłynniejszej z bachowskich mszy, choć też jest utrzymana w podstawowej tonacji h-moll, trudno jednak powiedzieć, by była „żałobna”, gdyż zawiera w sobie wszystko - od czarnej rozpaczy i bólu, po radosne Resurrexit i pełne nadziei Dona nobis pacem. A że Wielkanoc nie obrodziła tego roku w żadne pasyjne nowości, pocieszymy się odświętnym i frenetycznym Sanctus, z jakże akuratnie wznowionej przez Warnera historycznej wersji Nicolausa Harnoncourta z ...maja 68. Podczas gdy studenci naparzali się z policją na paryskich barykadach, szef wiedeńskiego Concentus Musicus rewolucyjnym, pionierskim gestem zdmuchnął z tej muzyki dwustuletni kurz, przywracając Mszy h-moll barokowy rytm i blask. Podobnego cudu dokonał dwa lata później z Pasją Mateuszową – i oba te pionierskie przedsięwzięcia nie tylko się nie zestarzały, ale nie zostały wręcz zapewne do tej pory prześcignięte.

Wieloznaczny testament

Umierający Bach pozostawił w formie „testamentu” dwa arcydzieła, poniekąd przeciwstawne, nad których doszlifowaniem, już na wpół ślepy, pracował do ostatniego tchnienia. Pierwsze – Msza h-moll - to pomnik eklektycznego humanizmu, wzniesiony przez ortodoksyjnego luteranina na schemacie katolickiej liturgii. Drugie – Kunst der Fuge – to niewykończony, lecz oszałamiający pomnik czystej, matematyczno-dźwiękowej abstrakcji.

Deutsche Grammophon

Każdy zatem znajdzie coś dla siebie w tym oceanie muzyki, zapewne wiecznej, jeśli istnieje coś takiego, jak wieczność. Inteligentną i wyrazistą, choć może niezbyt odkrywczą wersję Sztuki Fugi nagrał właśnie dla Deutsche Grammophon francuski pianista Pierre-Laurent Aimard. Posłuchajmy na koniec Pierwszego Kontrapunktu, Wesołych i Zadumanych Świąt!

CD1 Bach – Pasja wg św. Jana, Chór – P.Schreier Philips 4541082
CD2 Bach – Sonata BWV 1016, Adagio – F.P.Zimmermann/E.Pace Sony 8697112432
CD3 Bach – Tombeau de S.M. la Reine de Pologne BWV 198, Chór – Ricercar Consort MIR030
CD4 Bach – Msza h-moll, Sanctus – N.Harnoncourt Warner 2564698535
CD5 Bach – Kunst der Fuge, Contrapunctus I – P-L.Aimard DG 4777345

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU