Stefan Rieger
Tekst z 11/04/2008 Ostatnia aktualizacja 11/04/2008 16:26 TU
Co nowego? Maj 68... Ostatni krzyk mody. Rocznic było już dużo, lecz takiej nawałnicy jeszcze nigdy. Ponad 80 książek, periodyki i gazety przelewają się od majowej tematyki, w mediach nieustanne debaty, wspominki, archiwalne filmy. Skąd to nagłe rozgorączkowanie? Czyżby sprowokował je mimo woli Nicolas Sarkozy, gdy przed rokiem, podczas kampanii wyborczej, wzywał do „likwidacji” majowego dziedzictwa?
Wolne żarty, nie przypisujmy mu nadprzyrodzonych mocy. Zresztą musiałby najpierw siebie samego „zlikwidować”, jest bowiem – jak mówi o nim filozof Luc Ferry, związany raczej z prawicą – „stuprocentowym dzieckiem Maja 68”. Sam Sarkozy przyznał zresztą od razu, za kulisami, że był to majstersztyk nieszczerości. Obecny na sali André Glucksmann śmiał się w kułak, po czym ze swym synem Raphaëlem spłodził na cztery ręce esej pod tytułem „Maj 68 wytłumaczony Nicolasowi Sarkozy’emu”. Skądinąd całkiem niepotrzebnie, gdyż jest to festiwal napuszonej, salonowej paplaniny: taniec figurowy na lodzie, paryska specjalność.
Planetarne tsunami
O wiele zresztą za dużo pępkologii, w owych majowych celebracjach. Francuzi skłonni są zapominać, że zadyma w Quartier Latin to tylko karnawałowa osobliwość czasoprzestrzeni: jeden ze szczytowych punktów głębinowej fali, która szła przez całą niemal planetę i przez wiele lat. Coś się wówczas wszędzie przegryzało, fala podmywała pewniki, tradycje, autorytety, rodzinę, obyczaje, państwo...
Rok 68 był pod tym względem, owszem, emblematyczny, ale jedynie jako pierwsze uderzenie młotem we wrota konserwatywnej twierdzy, zbiorowy akt łamania tabu i emancypacji jednostki – pryszczatego nastolatka, kobiety, robotnika, imigranta, geja (słowem: nieistniejących dotąd mniejszości stanowiących de facto większość). Lecz wrota ustąpiły później, w latach 70., zaś 1968 – rok bardziej tragiczny niż karnawałowy – zakończył się wszędzie ryglowaniem: we Francji wzięły górę tropizmy lękowe, w Stanach Zjednoczonych wietnamski kac oraz zabójstwa Martina Luthera Kinga i Roberta Kennedy’ego przemieniły poryw zbiorowej nadziei w konwulsyjne formy rozpaczy i przemocy, w Czechosłowacji socjalizm z ludzką twarzą rozjechany został przez braterskie czołgi, w Meksyku trzystu manifestantów padło pod kulami establishmentu.
Bomba z opóźnionym zapłonem
Rok Nadziei, plus parę dni, zwieńczy samopodpalenie Jana Palacha. Nikt lepiej nie ukazał tragizmu owego przełomowego roku, niż wyśmienity dokumentalista Patrick Rotman, którego dwugodzinny film, wyzbyty niemal komentarza, lecz nasycony duchem, muzyką i wyszperanymi w niedostępnych dotąd archiwach obrazami oddaje lepiej, niż nadęte eseje, atmosferę wolności i rychłej utraty złudzeń.
Rok 1968 zwieńczyło generalne dokręcenie śruby, gaullistowskie lub komunistyczne, wszystko jedno, gdyż gwint już i tak nie trzymał. W Czechach łatwiej było normalizować z pomocą sowieckiego czołgu, niż we Francji, gdzie w latach 70. poczęły wykruszać się samoistnie wszelkie normy. Fala głębinowa emancypacji i autonomii zmiotła aksjomaty tradycji.
Jeśli Maj 68 może czymś się poszczycić, to najprzód tym – powiada Luc Ferry - iż obowiązujący od wiek wieków model małżeństwa z rozsądku zastąpił związkiem z miłości, innymi słowy: tradycyjną rodzinę mieszczańską rodziną nowoczesną, opartą na więzi uczuciowej. Pod względem obyczajowym – mówi Ferry – dziedzictwo tej rewolucji jest zdecydowanie pozytywne: szczerość i autentyczność poczęły wypierać kłamstwo.
Autorytet versus autonomia
Można mieć co najwyżej wątpliwości co do reperkusji, jakie majowe podważenie wszelkich autorytetów miało w dziedzinie edukacji, gdyż z piedestału spadł Mistrz i Profesor, a przekazywanie wiedzy stało się odtąd misją karkołomną. Ale skoro się raz zabiło (symbolicznie) Ojca, nie da się go sztucznie wskrzesić. Trzeba wymyślić nowe formy autorytetu – powtarza dziś w kółko Daniel Cohn-Bendit – który nie opierałby się na przemocy, arogancji czy boskim namaszczeniu, lecz współgrał z wywalczoną w latach 70. autonomią jednostki, także dziecka.
"Forget 68” – radzi były lider majowej rewolty, który świetnie się zestarzał i który w szczerym, umysłowo giętkim eseju – pod tymże właśnie tytułem: „Zapomnij o 68” – pisze dzisiaj, że to, co było, było, dawno się skończyło, a teraz wszystko jest przed nami: pora wymyślić nowe formy polityki.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU