Piotr Błoński
Tekst z 17/04/2008 Ostatnia aktualizacja 17/04/2008 14:47 TU
Dotąd były to przeważnie pojedyncze dzieła, umieszczone, celem „dialogu”, naprzeciw danego arcydzieła z przeszłości. Tym razem dyrekcja Luwru udostępniła Fabre’owi cały ciąg sal ekspozycyjnych – składających się na stałą wystawę malarstwa szkół północnych – czyli flamandzkiego i holenderskiego. Kustosze poszczególnych działów obronili podobno cały szereg dzieł, które Jean Fabre chciał tymczasowo przenieść lub odstawić do magazynów, by zrobić miejsce dla swoich.
"Bruges 3004" albo "l'Ange en os" (Anioł z kości), 2002.
(Photo : Attilio Maranzano © Angelos / Adagp 2008)
Tak czy owak, do początku lipca, turyści i amatorzy, którzy przybywają z daleka by podziwiać malarstwo Van Eycka, Rogiera van der Weyden, Boscha, Rembrandta i Rubensa, otrzymują obowiązkową dawkę obrazów, rysunków, ekranów wideo i instalacji, często ogromnych rozmiarów, za pośrednictwem których Jean Fabre – jak sam oświadczył – „krwawi i wypróżnia się z siebie samego”. Wyjaśniam, że nie jest to metafora. Jean Fabre, który twórczość plastyczną łączy z teatralną, wzbudził już przed trzema laty na Festiwalu w Avignon głośne polemiki użyciem w swoich dziełach krwi, moczu, spermy i innych wydalin – co niewątpliwie przyczyniło się do zwiększenia jego sławy. Pokaz jego twórczości w Luwrze zawiera i takie eksponaty, ale większą uwagę przykuwają wielkich rozmiarów rzeźby czy instalacje, jak na przykład Autoportret w kształcie największej na świecie glisty.
"Autoportret w kształcie największej na świecie glisty", 2008.
(Photo : Antoine Mongodin, Musée du Louvre © Adagp 2008.)
Zdychająca glista ma w istocie cztery metry długości i powtarza z taśmy, po flamandzku, że „chce wydobyć swą głowę z zaciskającej się pętli historii”, przy czym ta głowa, to podobizna autora. Zdychającej gliście artysta oczywiście powierzył głębokie przesłanie, gdyż ma ona symbolizować zarówno gnilny rozkład jak i zdolność do regeneracji ziemi.
Nie występuję tu przeciw twórczości Fabre’a w ogóle. Mój sprzeciw budzi jednak brutalne, nie liczące się z odbiorcą, narzucanie się, które jest zresztą pospolitą cechą współczesnych dokonań artystycznych. Tak jak wielu współczesnym artystom, Fabrowi nie wystarcza jego własna twórczość: odczuwa on potrzebę nałożenia jej na istniejące wcześniej sytuacje i dzieła, na których w ten sposób pasożytuje. Sama obecność w Luwrze, z arcydziełami dawnej sztuki w tle, odwraca uwagę widzów od samodzielnej treści, wartości czy sensu jego dzieł, a kieruje ją na tory dyskusji z góry przewidywalnej i przewidzianej.
Dzieła Fabre’a w Luwrze budzą urozmaicone reakcje – od zaciekawienia po niezrozumienie i oburzenie, a wśród młodszej publiczności – rozbawienie. Słowem, wachlarz reakcji, których zdaje się pożądać pewien rodzaj twórczości współczesnej i które zapewniają satysfakcję jej twórcom. Chodzi w sumie o to, by się zabawić i mieć poczucie uczestnictwa w sztuce. Głębsze przemyślenia nie są istotne – wszak ich streszczenie z góry podaje autor.
Burzenie ustalonego porządku stanowi dziś obowiązkowy wyraz wolności twórczej: burzyciele nie dostrzegają w tym sprzeczności. Poddając się tej tendencji dyrekcja Luwru, potwierdza pesymistyczne słowa, które w ostatniej swej książeczce zamieścił jeden z największych erudytów wśród francuskich historyków sztuki, Jean Clair, zgorzkniały były dyrektor Centrum Pompidou i Muzeum Picassa:
„Takim dzisiaj stało się muzeum: nie przychodzi się doń na spotkanie z dziełami po to, by znaleźć odpowiedź na tajemnicę życia i śmierci, lecz po to, by zmierzyć się z nicością”.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU