Agnieszka Kumor
Tekst z 07/05/2008 Ostatnia aktualizacja 19/05/2008 08:00 TU
Anioły w Ameryce Tony’ego Kushnera w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego zleciały do Théâtre du Rond-Point w Paryżu, gdzie goszczą od 13 do 18 maja 2008. O spektaklu tym opowiadałam w relacji z Festiwalu w Awinionie i bardzo go Państwu polecam.
Oskaras Koršunovas wystawił tymczasem w Komedii Francuskiej Poskromienie złośnicy, Williama Szekspira. Ta dość trudna sztuka stawia zazwyczaj reżyserom więcej pytań niż daje odpowiedzi. Administratorka pierwszej sceny paryskiej, Muriel Mayette, nie pomyliła się zapraszając litewskiego reżysera, który z tej komedii uczynił błyszczącą światłem perłę kałakucką, pełną przeciwstawnych, ale równie bogatych znaczeń.
"Poskromienie złośnicy", W. Szekspir, reż. Oskaras Koršunovas, Comédie Française
fot. Brigitte Enguérand
Enigmatyczny prolog
Wielu reżyserów rezygnuje z otwierającego sztukę prologu, którego bohaterem jest pijany szewc Szlaj. Jego kosztem zabawia się pewien lord, który ubiera go w bogaty strój i wmawia, że jest panem, który odzyskał zmysły po latach niemocy ku radości sług i żony (jest nią przebrany paź). Trupa aktorów na usługach szlachcica ma utwierdzić Szlaja w błędzie odgrywając przed nim sztukę o ugłaskaniu sekutnicy. Jej bohaterem jest Baptysta, bogaty kupiec z Padwy, któremu los zesłał dwie urodziwe córki i fortunę. Podczas gdy jednak młodsza, Bianka, jest chodzącym przykładem poddania, łagodności i wdzięku, starsza, Katarzyna „najdziksze wyczynia swawole”: sprzeciwia się ojcu, dręczy siostrę, kłóci się z każdym o wszystko. Ojciec nie zamierza wydać słodkiej Bianki za mąż (choć o jej rękę starają się trzej pretendenci), zanim nie zgłosi się ktoś, kto chciałby wejść w stadło ze złośnicą Kasią.
Lustrzany teatr iluzji
Skoro Szekspir dał prolog, to musi w tym być jakieś głębsze znaczenie, powiedział sobie Koršunovas i zaufał autorowi. Ściana z głów ludzkich, czaszek, ciał, popiersi rzymskich i teatralnych masek unosi się w górę odkrywając podest, stojaki z kostiumami i przebieralnie zaopatrzone w lustra. Jesteśmy w magazynie teatralnym. Aktorzy występują w czarnych, współczesnych ubraniach aktorów lalkowych, mały posłaniec ma szelki, stary lord kamizelkę, ale z reguły na czarne, neutralne „tło” roboczych ubrań każdy nakłada dopiero kostium. Części elżbietańskich strojów skrojone lub częściowo już uszyte przypięte zostały do desek jak do stołów krawieckich, które z drugiej strony okazują się być lustrami. I takie oto kostiumy bohaterowie noszą pod pachą jak teczkę. Podczas gry aktorzy często odwołują się do Szlaja, wyjaśniając mu meandry intrygi, bądź on sam wydaje sądy o bohaterach. Iluzja teatralna, drugie, trzecie, czwarte dno, fanstasmagoria i prawda, którą kryje zmyślenie to fundamenty, na których reżyser zbudował swój spektakl.
Mamy zatem niezliczoną ilość małych sztuk podlegających tak rozumianej strukturze. Jest i walka płci w osobach Kasi i Petrycego, są „stracone zachody miłości” pod postacią pretendentów Bianki, są rubaszne (nigdy wulgarne) intermedia, ale również subtelnie wypunktowana prawda o kruchości ludzkiego losu, którym kupczą możni tego świata. Jest miejsce na okropny charakter Katarzyny, na brutalność i okrucieństwo jej małżonka-tyrana, ale i na uładzenie obojga, a nawet zakochanie, Bianka okazuje się wcale nie taką trusią, jak ją malowali, to raczej „cicha woda, która...” no, wiadomo. Ostatni monolog Kasi o posłuszeństwie, jakie żona winna swemu mężowi i panu staje się parodią i słodką zemstą na wyjącym jak pies z pożądania Petrycym. Zgromadzeni na uczcie goście przyjmują tę zmianę z niedowierzaniem i słusznie, gdyż równi sobie złośliwością i przekornym charakterem małżonkowie opuszczają scenę pokazując im język, niczym swawolne łobuzy.
Idealnie zgrany zespół
Wymieńmy na koniec emanującego osobistym wdziękiem (rozumiemy Kasię) i błyszczącego aktorską inwencją Loïca Corbery w roli Petrycego oraz plejadę aktorów Komedii Francuskiej; zadziwiających jednością stylu i dynamiką gry, ewoluującej od commedia dell’arte po parodię rapu i (kontrolowaną) prywatność: Pierre’a Louis-Calixte’a jako giętkiego jak guma służącego Trania, Christiana Gonona w roli zakatarzonego choleryka Gremia (nieszczęśliwego pretendenta do ręki Bianki) czy Christiana Cloarec’a jako pijanego w „pestkę” szewca Szlaja, którego hałaśliwe wejście na widownię i szamotanina z bileterką zwiodły najwytrawniejszych teatromanów, nie mówiąc o przestraszonej młodzieży. Za zbałamucenie publiczności został srodze ukarany przednią szopką o (rzekomym) poskromieniu złośnicy.
Piękny, jasny, od początku do końca komediowy i nad wyraz „alchemiczny” spektakl Oskarasa Koršunovasa w paryskiej Komedii Francuskiej.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU