Stefan Rieger
Tekst z 18/07/2008 Ostatnia aktualizacja 18/07/2008 17:59 TU
Nastało Imperium Mamony. Pieniądz był onegdaj, przynajmniej potencjalnie, narzędziem wyzwolenia, emancypacji, awansu. Dzisiaj staje się celem samym w sobie, jedyną wartością, jedynym kryterium oceny. Dante Alighieri, który znał się na Piekle, pisał, że „ci, którzy sądzą, iż pieniądz wszystko może, zdolni są zrobić wszystko, by go mieć”. Trudno zaś o lepszą receptę na to, jak świat przemienić w piekło.
Pieniądz był we Francji tradycyjnie czymś wstydliwym. Nikt się do niego nie przyznawał, chowano go w materacu lub za zasłoną hipokryzji. Jeszcze generał de Gaulle radykalnie mu nie ufał. „A gdzie to byliście Panowie za Okupacji?” – pytał podchwytliwie biznesmanów i trąbił z ambony, że „polityki nie robi się na giełdzie”, ani dla giełdy. Jego następcy trochę odpuścili, ale dopiero Sarkozy ośmielił się dokonać rewolucji, czyli pełnej rehabilitacji pieniądza. Pływa jachtami miliarderów, obnosi się z Rollexem za 50 tys. euro.
„Wzbogacajcie się!”
– nawołuje Francuzów, jak drzewiej Guizot, premier za monarchii lipcowej. Nie wszyscy usłyszeli, a ściślej rzecz biorąc – usłyszała tylko garstka. Parę procent tych, którzy widać myją uszy, albo bliżej są ambony i mają cynk z pierwszej ręki.
Spierając się Marksem, który w kapitale widział instrument ekonomicznej rewolucji w służbie bogaczy, teoretycy liberalizmu starali się dowieść, iż w miarę przybywania bogactw, bogacą się wszyscy, tyle że nierówno. Innymi słowy, gdy rośnie torcik, nawet najmniejsze porcje torcika rosną proporcjonalnie. Czyli lepsza nierówność z korzyścią dla każdego, niż dzielenie nędzy po równo.
Było to prawdziwe do czasu, aż kapitalizm oszalał, czyli przedsiębiorcę – pozytywnego bohatera rewolucji przemysłowej, głównego aktora postępu technicznego, gracza na giełdzie innowacji i ryzyka – zastąpił spekulant w służbie akcjonariuszy, czyli graczy na giełdzie najszybszego i maksymalnego zysku, przy najmniejszym ryzyku.
„Pieniądz dobry sługa, lecz zły pan”, pisał Alexandre Dumas.
„Pieniądz Pan” to tytuł sążnistego numeru periodyku Medium, pod redakcją Régisa Debray, w którym na pięciuset stronach dziesiątki filozofów, naukowców czy publicystów, żywych lub martwych, poddają szmal intelektualnej obróbce. Zacytujmy jeno Paula Soriano, speca od nowych technologii, który parafrazuje sławny cytat o wojnie, stwierdzając, iż „finanse stały się czymś o wiele zbyt ważnym, aby je powierzyć samym finansjerom”.
Biblia apostołów Niewidzialnej Ręki Rynku zwietrzała po dwóch-trzech dekadach. Statystyki zadają brutalnie kłam teoriom o zrównoważonych korzyściach ze wzrostu ogólnego bogactwa. Bogacze się bogacą, biedni biednieją. Nierówności rosną, kontrasty jaskrawieją aż do bólu. Jeszcze 20-30 lat temu, robotnicy zarabiali 20 razy mniej niż kadry kierownicze. Dzisiaj rozpiętość między dołem a górą mierzy się w skali jeden do trzystu lub czterystu.
Granica wytrzymałości materiału
Niby drobiazg, jedno zero z okładem, lecz zmiana paradygmatu. Nierówności w skali 1 do 20 odpowiadają z grubsza nierównościom naturalnym, w sensie antropologicznym: są zdolniejsi i mniej zdolni, ambitni i leniwi, manualnie uzdolnieni i umysłowo uzbrojeni w kierunku innowacji i inicjatywy. Nierówności w skali 1 do 300 lub 400 to jednak czysta abstrakcja i dynamit rozsadzający każdą społeczność. Przez Styks, na drugą stronę, nie płyniemy odtąd tym samym promem: parę procent płynie pierwszą klasą, reszta zbitą z fałszywych obietnic tratwą, która zatonie w pół drogi.
5% Francuzów zgarnia dziś trzy-czwarte zysków, a 1% blisko połowę giełdowych akcji. W ostatnich ośmiu latach, dochody tego jednego procenta wzrosły niemal dwukrotnie, zaś 99% pozostałych o 5 do 6 procent. Tak naprawdę zresztą spadły, jeśli uwzględnić inflację, oraz kryzys na rynku energii i nieruchomości.
Szanse ocalenia
Są, jako się rzekło, nierówności naturalne, które da się zdyskontować lub zharmonizować – w ramach społeczeństwa opartego na hierarchii zasług i talentów. Nierówności 1 do 400 są abstrakcją, rozsadzającą każdą społeczną tkankę. Robotnik nie płynie odtąd jedną łodzią z dyrektorem, urzędnik z prezesem, profesor uniwersytetu z biznesmanem, naukowiec ze spekulantem...
Świat pęka w szwach, i to akurat w momencie, gdy jedynym dlań ratunkiem wydaje się zszycie go po linii wspólnego dla wszystkich interesu, ani trochę tożsamej, jak się okazuje, ze ściegiem, jaki dzierga Niewidzialna Ręka Rynku.
Jestem więc czarnym pesymistą, chyba że się w porę obudzicie: każda piędź Ziemi, wyrwana władzy pieniądza, to szansa ocalenia.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU