Stefan Rieger
Tekst z 22/08/2008 Ostatnia aktualizacja 28/08/2008 16:16 TU
W Gruzji wojna, w Afganistanie wojna, w Chinach igrzyska, a we Francji w tym czasie tajfun w kieliszku Bordeaux: psychodrama w tygodniku „głupim i złośliwym”, jak sam trafnie się nazwał, u zarania swych dziejów, satyryczny głupawiec Charlie Hebdo. Sprawa z pozoru niepoważna, lecz śmiertelnie poważna w świecie, który stracił poczucie humoru, owej jak ktoś powiedział „ucywilizowanej formy rozpaczy”.
Stary, głupi i złośliwy anarchista, notoryczny pijak i rysownik Siné pozwolił sobie na całkiem niewinny żarcik na temat żydowskiego pochodzenia narzeczonej syna Pana Prezydenta, Jeana Sarkozy’ego, politycznego playboya o długich zębach – narzeczonej będącej skądinąd spadkobierczynią imperium Darty, największej sieci supermarketów ze sprzętem gospodarczo-elektronicznym. Redaktor naczelny Philippe Val, pełen zdrowych zasad socjaldemokrata, wywalił go na pysk, po 40 latach wiernej służby.
Wszystkie kosy podniosły się na sztorc. Z jednej strony, na barykady wspięli się rzecznicy politycznej poprawności, uzbrojeni w groźne paragrafy, kompasy moralności i humanistyczne narzędzia do wytyczania granic humoru. Z drugiej strony barykady intonowały hymn wolności słowa, tolerancji dla bluźnierstwa i nieskończonej licenzia poetica mocno przerzedzone ostatnimi czasy zastępy warchołów, adwokatów szaleństwa i filozofów świadomości, wiedzących iż tolerancja dla transgresji - tak jak sposób traktowania inwalidów, wariatów, więźniów, zwierząt, artystów, Cyganów czy ateistów (wymieniam w kolejności zgodnej z krzywą rosnącej nieufności) - jest podstawowym miernikiem wolności w społeczeństwach, uważających się za demokratyczne.
Festiwal obłudy
Po pierwsze, cała ta historia to jak zwykle balet hipokrytów. Zainicjował ją Patrick Gaubert, prezes LICRA, Ligi przeciwko Rasizmowi i Antysemityzmowi, ujawniając w wywiadzie dla prasy, że Sarkozy Junior zamierza nawrócić się na judaizm, aby poślubić pannę-dziedziczkę imperium Darty. Stary anarchista Siné, uprawiający zazwyczaj humor od siekiery, walący na oślep w księży, władzę, bogaczy lub cokolwiek, skopiował wiernie informację, wzbogacając ją co najwyżej o wiadomość, że syn Pana Prezydenta został ułaskawiony w procesie o „ucieczkę z miejsca wypadku na skuterze”.
W chwilę potem Siné pozwany został przed sąd przez tęże bogobojną Ligę LICRA, za „współudział w prowokacji na rzecz dyskryminacji, nienawiści i przemocy”. A to ci dopiero! Im więcej kto ma na sumieniu, tym silniej się zapiera i odgraża: skryci homoseksualiści ze ściśniętą pupką prym wiodą w homofobii, podobnie jak zamaskowani pedofile są często chorążymi walki z pedofilią, a narkomani, dealerzy czy handlarze bronią itd...
Granice humoru
Mój ukochany, nieodżałowany humorysta Pierre Desproges powtarzał, iż „śmiać się można z wszystkiego, ale nie z każdym”. Osobiście byłbym nawet mniej od niego skłonny do przestrzegania tego rodzaju zasad asekuranckiego savoir vivre’u. Gdyż pod terrorem politycznej poprawności znaczy to tyle, iż tylko Żydzi nabijać się mogą z Żydów, Arabowie z Arabów, a Polacy z Polaków (to ostatnie jest tylko hipotezą, której od czasów Gombrowicza nikt nie sprawdził).
„Doniesiono mi, że na salę wślizgnęli się Żydzi” – brał pod włos publiczność na sali paryskiej Olympii Pierre Desproges, w latach 80., po czym przejeżdżał się po równo po Arabach i Żydach, prawicy i lewicy, klerze i komunistach, bogaczach i nędznikach, Bogu i medialnych bóstwach. Nikt go dzisiaj nie zastąpił, gdyż każdy dba o swój wizerunek i anonimowość swego szwajcarskiego lub karaibskiego konta. Przejrzystość i szczerość do bólu szkodzą interesom, którym sprzyja noc. Ale humoru, który lubi wstawać w nocy – lub nigdy nie zasypia – nikomu nie uda się oswoić.
Paragraf 22
Francja, w ideologiczno-sentymentalnym szale i ku zgrozie historyków, wymyśliła nieznane innym paragrafy – przeciw rasizmowi, antysemityzmowi czy rewizjonizmowi – grożące hańbą, grzywną i więzieniem każdemu, kto podważa historyczny aksjomat o wyjątkowości Holocaustu, o wyższości ludów uciskanych nad je gnębiącymi, itp...
To zresztą powszechna choroba współczesnych demokracji: sanktyfikacji ofiary, uznanej za jedyne ucieleśnienie Dobra, towarzyszy nieprzeparta skłonność, właściwa dotąd reżimom totalitarnym, do nadawania „prawdzie” sankcji prawnej i politycznego namaszczenia.
Poczyniliśmy zatem wielkie postępy od czasu, gdy przed z górą dwustu laty, w Statucie Wolności Religijnych w Wirginii (który zainspirował Pierwszą Poprawkę do amerykańskiej konstytucji) nieoceniony Thomas Jefferson pisał, że „Prawda jest wielka i sama zwycięży, jeśli tylko pozostawi się jej swobodę działania; że jest ona odpowiednim i dostatecznie potężnym przeciwnikiem dla błędu i nie musi lękać się starcia z nim, o ile nie zostanie przez ludzką interwencję pozbawiona swej naturalnej broni – swobody spierania się i debatowania; błędy przestaną być niebezpieczne, gdy wolno będzie otwarcie z nimi walczyć”.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU