Piotr Błoński
Tekst z 09/10/2008 Ostatnia aktualizacja 15/10/2008 10:35 TU
Od samych swoich początków, świadomy swego talentu, Picasso żył z myślą o swoich wielkich poprzednikach, mając stale w pamięci swoiste muzeum wyobraźni, na które składały się obrazy Velasqueza, Goyi, Zurbarana,Tycjana, Rembrandta, Poussina, Delacroix, Courbeta, Maneta, Renoira – i wielu innych. Stąd w pierwszej sali zestawienie jego i ich autoportretów. Ale to tylko baza ideowa: we wszystkich następnych salach na dwóch piętrach tej ogromnej wystawy zestawienia dotyczą samej materii i treści malarstwa. Ekspozycja nie jest chronologiczna, chociaż Picasso programowo nawiązywał do konkretnych obrazów dopiero od 1917 roku, a obsesyjnie do nich powracał w ostatnim ćwierćwieczu swego długiego życia. Nie chodzi bowiem tylko o konkretne porównania. Owszem, temu służyć mogą wystawy towarzyszące w Luwrze i muzeum Orsay – pierwsza wokół Kobiet z Algieru Delacroix, druga wokół Śniadania na trawie Maneta. W Grand Palais chodzi zaś o to, że wielka tradycja malarska przenika każdy obraz i całą twórczość Picassa.
Jest to dialog na szczytach. Picasso stawia czoła swemu wyzwaniu, malując, jak sam mówił, to czego brakuje, to czego nie ma w owych wzorach, toteż im wzór doskonalszy, tym picassowska wersja bardziej zaskakująca. Najbardziej zdumiewająca sala, nosząca nazwę „indigomania”, to zestaw przeniebieszczonych, natchnionych obrazów El Greca, obok naiwnych portrecików Celnika Rousseau, z których Picasso wyciąga zupełnie przeciwstawne elementy techniki i kompozycji i łączy je w takich obrazach jak Rodzina Soler lub Pogrzeb Casagemas. W poprzedniej sali monumentalna różowa, płasko malowana Czesząca się z 1906 roku sąsiaduje z kilka lat wcześniejszą, całą w lśniących wolumenach Czeszącą się Renoira i podbija stawkę, podkreślając zalety jednego i drugiego; podobnie adorują się wzajemnie na naprzeciwległej ścianie dwa akty Renoira i Picassa, przy czym odkrywa się, że w drugim kompozycja jest odwrócona o ćwierć obrotu.
Ileż takich relacji - i rewelacji - w zestawieniach Świętego Marcina z żebrakiem El Greca z Chłopcem prowadzącym konia Picassa? Demokryta Ribery i Portretu starca Picassa? Infantki Marii-Małgorzaty w wydaniu Velasqueza i w interpretacji Picassa? Tu już jesteśmy w sali o nazwie „Wariacje”, dotyczącej obsesyjnego, na przełomie lat 50. i 60. kanibalizowania Velasqueza, Poussina i Delacroix. Picasso wgryza się w oryginał, wyszarpuje z niego wszystko to, co go frapuje, co składa się na jego piękno, rozkłada na części, rekomponuje, przekształca, nakłada spojrzenia: metoda, która zrodziła kubizm, wychodzi poza jeden obraz i staje się zasadą widzenia.
Sala o nazwie „Rycerze złotego wieku” zawiera głównie obrazy z ostatnich lat życia Picassa: z rozmachem i hojnością barw malowanych muszkieterów, matadorów i karłów – obok Karła Sebastiana de Morra Velasqueza i Salutującego matadora Maneta. W tym wypadku doszukiwanie się konkretnych, malarskich relacji jest niesłychanie trudne – Picasso transponuje nie elementy, lecz raczej nastrój i styl barokowego przepychu.
W jednej tylko sali odniosłem wrażenie że Picasso nie podołał: na parterze, w sali z martwymi naturami i vanitates. Owszem, dorównuje Goyi w przedstawieniach połci mięsa na stole i baranich czaszek, Cézanne’owi w kompozycjach z kubków i dzbanków czy czaszek ludzkich: ale nie osiąga tego uduchowienia, jakie mają Gruszki, orzechy i kieliszek wina Chardina albo słynne cztery dzbanki i kubki Zurbarana z Muzeum Katalońskiego w Barcelonie. Inna rzecz, że to ostatnie dzieło jest bodaj najlepszą martwą naturą, jaką kiedykolwiek wymalowano.Następna wielka sala na parterze nosi nazwę „malarstwo sportretowane” i skupia bardzo różnorodne przykłady relacji portretów kobiecych Picassa ze znanymi dziełami m.in. Courbeta, Ingresa, Maneta, Van Gogha. W ostatniej skupiono wielkie akty: Wenus bawiąca się z Amorem i Muzyką Tycjana, Hendricke zanurzająca się w wodzie Rembrandta, Maja Desnuda Goyi, Odaliska Ingresa w wersji z Nowego Jorku, Olimpia Maneta obcują z ośmioma aktami leżącymi i jednym stojącym Picassa. Ta sala sama w sobie warta jest przyjazdu choćby z innego kontynentu. Jeśli zaś chodzi o Picassa, który głosił, że pragnie malować nagość „taką jaka jest” i którego obsesja na tym punkcie była jeszcze potężniejsza od biologicznej, dopatrywał się on w dziełach poprzedników sposobów i tricków, by to osiągnąć: w rezultacie zniósł on cechujący te wszystkie akty swoisty dystans do widza, swoisty cudzysłów odgradzający je od niego. Tego samego dokonał zresztą w całym swoim malarstwie.
Ta przygotowana z niespotykanym rozmachem wystawa spełnia wszystkie swoje obietnice i warta jest wizyty, ba! – wielu wizyt – tym bardziej, że czegoś takiego nie zdoła się powtórzyć być może nigdy. Warto też zaopatrzyć się przy wejściu w słuchawki i słuchać objaśnień – również po polsku, bo przygotowano je tym razem we wszystkich językach europejskich.
Picasso et les maîtres, Paris, Grand Palais
Picasso/Manet, Le Déjeuner sur l'herbe, Paris, Musée d'Orsay
Picasso/Delacroix, Paris, Louvre
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU