Stefan Rieger
Tekst z 10/10/2008 Ostatnia aktualizacja 14/10/2008 16:11 TU
Zaufanie jest dobre, ale kontrola lepsza, mawiał tow. Lenin. Odkrywają to również poniewczasie apologeci liberalizmu, w chwili gdy spirala nieufności wiedzie ku przepaści. Tyle że w demokracji, w odróżnieniu od tyranii, oba człony równania są ściśle i pozytywnie sprzężone. Postawienie na egoizm jednostki, zgodnie ze słynną formułą Adama Smitha, zdawało się być najlepszą formułą na wzbogacanie się społeczeństw. I nawet było, póki się nie okazało, że puszczenie na żywioł drapieżności i chciwości, w imię "prawa natury", wiedzie do wojny wszystkich ze wszystkimi. A przy okazji również do wyniszczenia planety.
Tow. Lenina i tow. Ultraliberała łączy jeszcze jedno: obaj przepowiadali, że ich ustrój wiedzie do "zaniku państwa". U pierwszego marksistowska utopia była zasłoną dymną zamordyzmu, drugi postanowił ją zrealizować. "Państwo nie jest rozwiązaniem problemu, państwo jest problemem" – zadekretował Ronald Reagan, zainspirowany przez uczniów czarnoksiężnika ze Szkoły Chicagowskiej. Cytował go z lubością, jeszcze przedwczoraj, Bush Junior. Dzisiaj państwo okazuje się jedynym rozwiązaniem. Jak trwoga to do Boga.
Toksykologia talentów
Mrs Thatcher, córka sklepikarza i duchowa prawnuczka Smitha, lubiła mówić, że "nie ma społeczeństwa, są tylko jednostki". Zaprowadziła sklepikarskie porządki, skuła pysk związkom zawodowym, podjęła prywatyzację służb publicznych i kazała wszystkim się wzbogacać, zgodnie z "naturalnym instynktem", wspartym autorytetem Biblii. Podziałało to przez chwilę, lecz rychło się okazało, że instynkty są różne i wzbogacają się tylko niektórzy, a reszta biednieje, zgodnie z Chrystusową przypowieścią o talentach: "Kto ma, będzie miał więcej, a temu kto nie ma, nawet i to będzie zabrane".
Ekonomia wudu
Jesteśmy dziś świadkami i ofiarami finału ponurej mistyfikacji, którą określano mianem (do wyboru) reaganomics lub thatcheryzmu, a która przez ćwierćwieku odmieniła się przez tysiąc złowieszczych przypadków. W krucjatę ku zbawieniu świata ruszyła armia Chicago Boys, typu Jeffrey Sachs & co, misjonarzy prywatyzacji i deregulacji, rycerzy monetarnego rygoru z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, znachorów gospodarczej sanacji.
Uzdrowili świat tak skutecznie, że – jak u Szwejka – "tej nocy dwudziestu symulantów zmarło": Amerykę Łacińską doprowadzili do ruiny (i dziś się dziwią, że niemal cała jest w rękach Chavezów i Moralesów); Rosji Jelcyna pomogli wpaść w łapy nomenklaturowo-siłowikowej mafii; Europę Wschodnią, z Polską na czele (po krótkiej, postkomunistycznej fazie odrzutu), przekształcili w przedszkole dla neoliberalnych neofitów; naturalne nierówności przemienili w kosmiczne kontrasty (czyli różnice dochodów z 1 do 20 w 1 do 500 i więcej, co jest abstrakcją rozsadzającą wszelkie pojęcie ludzkiej wspólnoty), itd...
Nade wszystko zaś rozdmuchali balon ekonomii wirtualnej, czysto finansowej, kosztem ekonomii realnej, do astronomicznych rozmiarów: jak długo żyć można w świecie, w którym globalny PNB to 50.000 mld dolarów, a obroty na samym tylko rynku pochodnych instrumentów finansowych (czyli funduszy hedgingowych & consortes) są kilkadziesiąt razy wyższe?
Uprowadzenie Darwina
Adepci darwinizmu społecznego, jak Herbert Spencer, albo niczego nie pojęli albo rozmyślnie nie chcieli pojąć, że paradygmat walki o byt na kły i pazury należy zrozumieć jedynie po to, by się mu przeciwstawić, orężem ludzkiej kultury i płynącej z niej racjonalnej moralności, która nie ma nic z natury, z definicji amoralnej, lecz jest skonceptualizowanym już genialnie przez Spinozę sposobem na optymalizację jednostkowego bytu i wpisanie go w harmonię Wszechświata, z maksymalnym pożytkiem dla siebie i dla innych, gdyż niestety oba idą w parze.
Przeciekanie dogmatu
Ronald Reagan i Maggie Thatcher wierzyli święcie w starodawną teorię "skapywania" czyli trickle-down theory, której doraźnym przełożeniem w czasach reaganowskich był sofizmat znany jako krzywa Laffera, czyli teoremat jednego z kumpli Miltona Friedmana, zgodnie z którym rząd może zwiększyć swe dochody obniżając podatki. Bogaci bowiem, z wdzięczności za oferowane im ulgi i zachęty, nie będą się wykręcać od płacenia podatków i ochoczo zasilą kasę państwa. Jakoś nie zasilili, zgodnie z przypowieścią o talentach: deficyt kasy wzrósł za Reagana kilkakrotnie.
Teoria skapywania starała się też dowieść, iż wystarczy pozwolić bogaczom się bogacić, by ich prosperita "skapywała" na resztę, czyli średniaka, robola i nawet na margines bez grosza, czci i wiary. Ćwierć wieku reaganomiki, thatcheryzmu i pseudo-darwinizmu społecznego nie zostawiło na "skapywaniu" suchej nitki: biedni są biedniejsi, bogaci ani trochę bardziej szczodrobliwi, chrześcijański ideał dobroczynności nijak się nie sprawdza (biedni i średniacy dają wielokrotnie więcej najuboższym niż bogaci).
Wybiła godzina?
"Ten kryzys będzie godziną prawdy" – przepowiada w swej książce, z którą wstrzelił się w dziesiątkę, miliarder-filantrop George Soros. Strzela sobie w nogę, gdyż swą fortunę zbił na chytrym żeglowaniu między Scyllą egoizmu a Charybdą szaleństwa, podczas ćwierćwiecza finansowego delirium tremens. Ratuje go "etyczne alibi", którego nie mają inni: owa armia klakierów, ekonomistów, ekspertów i polityków, połykających dziś zaskrońce, zaprzeczających swym wczorajszym deklaracjom, unieważniających z dnia na dzień niewzruszone dotąd dogmaty.
Państwo, kontrola, regulacja, odbudowa zaufania... – wrzeszczy armia Piszczyków, co wczoraj krzyczeli wbrew i na pohybel. Nie zagrzeją sobie miejsca w nowej realpolityce, gdyż kryzys będzie głębszy: wykroczy daleko poza epifenomen pęknięcia bańki spekulacyjnej i zakwestionuje wszelkie dotychczasowe dogmaty: hiperkonsumpcji, życia na kredyt, bezkarnej drapieżności, beztroskiej żarłoczności, po nas tylko potop, après nous le déluge...
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU