Tekst z 21/10/2008 Ostatnia aktualizacja 22/10/2008 09:56 TU
Tej nocy w Paryżu (w Boulogne) umarł Paweł Jocz, polski rzeźbiarz, malarz i rysownik. Urodził się w 1943 roku w Wilnie, był absolwentem Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Po raz pierwszy pokazał swoje prace w 1967 roku w Sztokholmie. Wystawiał w wielu krajach Europy, uczestniczył w ponad pięćdziesięciu indywidualnych wystawach. Jest autorem monumentalnym rzeźb „Solidarność ludów” (Wielsbeke w Belgii) oraz „Elewacja” i „Chmura poety” (na obrzeżach Paryża). Jego prace znajdują się w siedzibie Polskiej Akademii Nauk w Paryżu i Bibliotece Polskiej na Wyspie św. Ludwika. Był autorem ilustracji do wielu książek, pisał też teksty poświęcone sztuce współczesnej. Od 1967 roku mieszkał we Francji. Zaprzyjaźniony z Józefem Czapskim bywał w Maissons-Laffitte. Po śmierci redaktora Jerzego Giedroycia wykonał jego maskę pośmiertną, którą można obejrzeć w domu „Kultury”.
Mariusz Rosiak tak kiedyś napisał o twórczości Jocza:
"Paweł Jocz urodził się rzeźbiarzem. To nie podlega dla mnie dyskusji. Świat od początku jawił mu się w trzech wymiarach, bardziej może nawet przez dotyk niż spojrzenie - był namacalny, miał materię, temperaturę, kształt. Dopiero, kiedy zaczął rysować, okazało się, że może obejść się bez trzeciego wymiaru. Ale te subtelne i szalenie emocjonalne rysunki zdradzają mimo wszystko - mimo swojej urody i siły - temperament rasowego rzeźbiarza.
Cała rzeźbiarska twórczość Jocza kręci się wokół portretu: tors, popiersie, głowa, rzadziej pełna postać. Materią, w której najlepiej się czuje i w której najpełniej realizuje się jego temperament, jest beton i brąz. Z punktu widzenia rzeźbiarskiego zadanie, jakie stawia sobie Jocz, jest - wydawałoby się - stosunkowo proste: przelać w surową i ciężką materię całą swoją czułość, radość i gniew. Zakląć raz na zawsze najskrytsze swoje przeczucia i obsesje. Znaleźć dla nich kształt, nadać im formę, wzburzyć powierzchnie, by - mówiąc słowami Józefa Czapskiego, który zawsze był bliski Joczowi i którego wielokrotnie odwiedzał w Maison-Laffitte "rzeźbiarsko wyrazić ból i grozę życia". Zwracam uwagę na powierzchnie rzeźb Jocza - napięte, wrażliwe, pulsujące jakimś wewnętrznym życiem. Tak jakby były w stanie nieustannego wrzenia, jakby nigdy nie stygły, nie krzepły...
W tych uczłowieczonych - dosłownie i w przenośni - formach odciska się dramatyzm i patos ludzkiej egzystencji. Tak jakby w człowieku - w jego oczach, grymasie na twarzy, geście, skurczu mięśnia - przeglądał się, a może odciskał, cały kosmos. Człowiek - zdaje się mówić Jocz - to brzmi dumnie, ale i wieloznacznie. Jego portrety - na ogół noszące indywidualne rysy osób żyjących i nieżyjących, bardzo często kompozytorów - wyrażają w tym sensie skargę i skruchę, radość i rozpacz, uniesienie i zwątpienie. Będąc pełne życia - same stają się życiem. Wyrażają zatem to wszystko, co staje się udziałem człowieka w życiu prawdziwym, pozbawionym sztuczności i pychy, maniery i kłamstwa. Szalona, niekiedy niemal konwulsyjna ekspresyjność jego rzeźb najczęściej budowana jest w oparciu o elementy groteski i deformacji - wyraża prymat ducha nad naturą. Rodowód tej ekspresji jest typu Daumierowskiego i Baconowskiego...
Gdybym miał jakoś uogólnić te pobieżne refleksje i uwagi, powiedziałbym, że twórczość Jocza jest kolejnym w sztuce współczesnej wyznaniem, iż nie ma nic trwalszego na tym bożym i bezbożnym zarazem świecie ponad tęsknotę za trwałością, i za transcendencją. Tę tęsknotę Jocz wyraża poprzez swoje rzeźby po mistrzowsku" (Recogito).
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU