Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Multimedia

Chrzciny cyberdemokracji?

Stefan Rieger

Tekst z 04/11/2008 Ostatnia aktualizacja 07/11/2008 17:58 TU

Jedno jest pewne, bez względu na rezultat: była to pierwsza kampania wyborcza XXI wieku, zwiastująca nowy sposób uprawiania polityki i, być może, odmłodzenie stetryczałej demokracji. Nie ulega też wątpliwości, że to właśnie nowe technologie, sprzężone z Internetem, katapultowały na firmament Baracka Obamę, prawie nikomu nieznanego senatora z Illinois, który głównie dzięki sieci stworzył armię wolontariuszy i zebrał setki milionów dolarów.

Paradoksalnie to John McCain był w tej materii pionierem, gdyż już przed ośmiu laty starał się wykorzystać potencjał Internetu do walki ze swym rywalem, przyszłym prezydentem Bushem, który to medium uważał za chimerę. Ale Web wówczas jeszcze raczkował, o jego „społecznościowej” wersji 2.0 nikomu nawet się nie śniło i dopiero Howard Dean w roku 2004, a już na całego Barack Obama trzy lata później, podczas kampanii w demokratycznych prawyborach, umieli tę szansę w pełni wykorzystać.

Już wówczas, w roku 2007, na stronie PoliticsOnline rzucono pytanie „Czy Obama będzie JFK Netu?”. Czy będzie Kennedym, tego nie wiemy (zresztą życzymy mu lepiej, Kennedy nie taki znów cud…), jest natomiast pewne, że Net był sercem i motorem jego kampanii przedwyborczej – od momentu ogłoszenia kandydatury na YouTube, po zwerbowanie w sieci blisko 2 000 000 ochotników.

Niektóre ze spotów wyborczych i filmików, upichconych przez ekipę kandydata lub jego popleczników, stały się prawdziwymi hitami Internetu, a nawet i tradycyjnych mediów - by wspomnieć przebój „Yes, we can”, który stał się mottem jego kampanii, czy seksowną „Obama girl”, który to filmik obejrzało na YouTube dobre 10 milionów internautów.

Do agitacji wciągnięto nawet niemowlęta, wykorzystując fonetyczną poręczność nazwiska Obamy, kojarzącego się z ich gaworzeniem w stylu „mama” czy „dada”. Ktoś zainicjował wręcz humorystyczne przedsięwzięcie pod tytułem „Send Barack your baby”: zapakuj dziecko i wyślij pocztą do Obamy, on je wycałuje i odeśle…By już nie wspomnieć o prawdziwym bombardowaniu wyborczymi reklamami, na wszelkich możliwych stronach sieci, z zastosowaniem mechanizmów marketingu wirusowego poprzez sieć linków, rozsyłających wici w nieskończoność; ba, skolonizowane zostały nawet gry wideo, by trafić z reklamami do tych, którzy nie oglądają telewizji i prawie nie czytają gazet.

Głównym forum kampanii stało się YouTube, gdzie rozkwitła radosna twórczość. Filia Google’a stworzyła nawet specjalny „kanał” pod nazwą YouChoose, na którym zgromadzono cały materiał video kampanii przedwyborczej. Wedle badań specjalistycznych instytutów, aż 46% Amerykanów korzystało z Internetu w celach informacyjno-agitacyjnych, a ponad jedna trzecia oglądała zadedykowane kampanii filmy – trzykrotnie więcej, niż w roku 2004.

Prawdziwą innowacją okazało się jednak masowe wykorzystanie serwisów społecznościowych, jak Facebook czy MySpace. John McCain także stworzył swe profile, lecz podczas gdy Republikanie trzymali się głównie tradycyjnych metod zbierania pieniędzy, obóz Demokratów zabrał się do tego znacznie inteligentniej, starając się najprzód dowartościować wyborcę i uczynić zeń czynnego uczestnika kampanii. Każdy datek był pretekstem do nawiązania kontaktu, przez telefon czy e-mail. Jak grzyby po deszczu powstawały blogi sympatyków, spotykali się ludzie, którzy inaczej nigdy by się nie poznali, Obama urządzał spotkania i telekonferencje z wolontariuszami – powstała bezprecedensowa sieć społeczna.

Z czysto finansowego punktu widzenia, okazało się to, dla Demokraty, świetnym interesem, rezygnując bowiem z państwowych dotacji, zdołał zebrać trzykrotnie więcej pieniędzy, niż Republikanin – ponad 600 mln dolarów, z tego więcej niż połowę dzięki sieci. Ale jeszcze ważniejsze jest zapewne to, że ta pierwsza w dziejach „horyzontalna kampania” – w odróżnieniu od dotychczasowych „wertykalnych”, których wehikułem były tradycyjne media – wciągnęła do polityki szerokie masy, zwiastując być może rezurekcję demokracji, która ledwie zipie.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU