Stefan Rieger
Tekst z 16/12/2008 Ostatnia aktualizacja 19/12/2008 11:48 TU
Czasy ręcznego sterowania mediami dawno minęły, lecz nie do wszystkich polityków to dotarło. Jednym z pierwszych gestów prezydenta Mitterranda, blisko trzydzieści lat temu, było obalenie państwowego monopolu i przecięcie pępowiny, łączącej media z władzą. Prezydent Sarkozy, który lubi ręcznie sterować wszystkim, próbuje dziś tę pępowinę zrekonstytuować. Tak odczytuje jego intencje nie tylko lewicowa opozycja, ale nawet i część polityków rządzącej większości.
„Nie mogę zrozumieć, jak można przedstawiać jako postęp coś, co oznacza cofnięcie się o ćwierć wieku wstecz” – powiedział Sarkozy’emu deputowany jego partii i były minister François Baroin. Prezydent bardzo się ponoć zdenerwował, gdyż będąca przedmiotem gwałtownych polemik ustawa o środkach masowego przekazu jest jego ukochanym dzieckiem i przedstawia ją jako rodzaj „kulturalnej rewolucji”.
Robak w jabłku
Rewolucja polegać ma głównie na usunięciu z publicznej telewizji reklamy, w godzinach wieczornych już od 5 stycznia, a później całkowicie, dzięki czemu wyzwoli się ona (w myśl obietnic prezydenta) spod komercyjnej presji i będzie mogła wreszcie spełniać swą pedagogiczno-kulturalną misję, tworząc nową jakość.
Pomysł w założeniu chwalebny i popiera to dwie trzecie Francuzów, ale w jabłku, jakie wąż-Sarkozy podsuwa pod nos Ewie-społeczeństwu, jest robak, a nawet dwa. I Francuzi doskonale to widzą, albowiem aż 74% telewidzów – wedle najnowszego sondażu dziennika Le Parisien – wskazuje jednoznacznie na szkodliwość robaka, który zalągł się w artykule 8 wspomnianej ustawy, przepchniętym już siłą w parlamencie, a dającym prezydentowi wyłączne prawo do nominacji prezesów publicznego radia i telewizji – i, co więcej, do ich odwoływania na gwizdek.
A że drugi robak zalągł się tam, gdzie stoją konfitury – to znaczy w przyjętym sposobie finansowania telewizji z budżetu państwa – oznacza to, że publiczne media będą odtąd zarówno na garnuszku, jak i na łasce i niełasce szefa tegoż państwa, co we współczesnym świecie nie ma omalże precedensu, jeśli wyłączyć „demokratury” à la Putin, dyktatury w stylu chińskim czy północnokoreańskim, lub afrykańskie republiki bananowe.
Diabeł w szczegółach
Toutes proportions gardées, oczywiście, gdyż niewiele jest wspólnych mianowników między Kim Dzong Ilem a Sarkozym, lecz warto pamiętać (nawiązując do „robaka”), że diabeł tkwi w szczegółach i gwoli koniunktury szczegół może nagle spuchnąć i zacząć dyktować swe prawo. Takie obawy wyraził otwarcie związek dziennikarzy publicznej telewizji, który w nowej ustawie widzi „z góry zaprogramowaną katastrofę”.
Opozycyjny tygodnik Marianne widzi w niej „medialny zamach stanu” i podobnie jest to przedstawione w zainspirowanym przez tygodnik Le Nouvel Observateur „apelu pięciuset osobistości”, ze wszystkich stron politycznego spektrum, dostrzegających w projekcie groźbę demokratycznej regresji.
Szekspir nasz współczesny
W tymże parlamencie, wrażliwym na przeciągi, trwa od trzech tygodni prawdziwa guerilla: bezsilna arytmetycznie opozycja zgłosiła 872 poprawki do ustawy, jedynie w celu jej storpedowania lub przynajmniej opóźnienia: wszystkie środki po temu dobre, włącznie z kabaretowymi, jak poprawki domagające się przyznania publicznej telewizji prawa do reklamowania pasteryzowanego mleczka, bez wzmiankowania marki, albo krowiego serka, banana jako takiego czy golonki bezimiennej, acz pożywnej.
Strategia to surrealistyczna, lecz niegłupia, gdyż służy zaalarmowaniu opinii publicznej. Przypomina to ów pamiętny proces amerykańskich Murzynów w latach 60., którzy strugali głupa, by ośmieszyć trybunał, czemu Jan Kott nadał w swym eseju szekspirowskiego wymiaru. Daleki jestem od nadawania socjalistom „szekspirowskiego wymiaru” – bliższy ich bulwarowym rozterkom Courteline, Guitry czy w najlepszym razie Beckett – lecz cieszę się, że w końcu się przebudzili, gdyż od lat dwudziestu nie byli wcale lepsi od prawicy w dziedzinie mediów, których absolutnie centralnej roli w kształtowaniu wizji świata, oświecaniu maluczkich, federowaniu zatomizowanych jednostek żaden z polityków nie umiał lub nie chciał dostrzec.
Skarb narodowy
Gdyby chodziło o samą telewizję, nie byłbym skłonny angażować się w tę debatę tak emocjonalnie, gdyż telewizję uważam, jak Fellini, za szkodnika i współczesną formę Diabła, nawet jeśli śni mi się to medium jako wszechnica, okno na świat i cement ludzkiej wspólnoty. Egoistycznie bardziej się lękam o radio, gdyż publiczne Radio France, odmieniające się przez wiele przypadków – od „Jedynki” czyli France Inter, przez France Culture, po France Musique i dziesiątki regionalnych rozgłośni – to zapewne najlepsze radio na świecie, tryskające humorem, inteligencją, impertynencją i jedyne bodaj antidotum na wymuszony komercyjnie proces równania w dół.
Ile jest mediów na świecie, skłonnych poświęcić cały dzień celebracji stulecia urodzin największego z antropologów, co uczyniło w listopadzie radio France Culture, dzień później France Musique, a w ślad za nimi telewizja Arte, czyniąc z jubileuszu Claude’a Levi-Straussa, najmądrzejszego żyjącego Francuza, festiwal inteligencji, czego żadne z masowych mediów, prywatnych oczywiście, publicznych skandalicznie, nie raczyło nawet zauważyć?
Póki przejechany pies, porwane niemowlę czy wybór Miss France liczyć się będą bardziej, niż misja oświecania i podciągania w górę, póty media spełniać będą jeno rolę igrzysk, opium dla ludu i wylęgarni populizmu. Ustawa audiowizualna Sarkozy’ego ma w swych intencjach temu zaradzić, lecz w praktyce – twierdzą jej przeciwnicy - leczy katar metodą eutanazji.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU