Stefan Rieger
Tekst z 20/12/2008 Ostatnia aktualizacja 20/12/2008 16:39 TU
Tak dawno nie doglądałem już tej muzycznej działki, że nawet nie wiem, czy jeszcze coś tu rośnie, co trzeba podlać, a co lepiej wykarczować i nade wszystko – czy jeszcze ktoś tych wyrafinowanych płodów coraz bardziej wyjałowionej ziemi jest spragniony. Nie będę z góry pytał, gdyż nie mam jak – wproszę pod choinkę z tym, co jako Aniołek bez czci i wiary, lecz z minimum wrażliwości i niezależności sądu, uważam za dobry prezent, dla siebie lub bliskich.
Diapasony contra Szoki
Nie wiem, czy Diapason ma mądrzejszych czytelników od konkurencyjnego miesięcznika Le Monde de la Musique, ale z pewnością ten ostatni zdołał sfederować większość przygłuchych krytyków, błąkających się po paryskim bruku, gdyż jego preferencje, wyróżnienia, doroczne nagrody płytowe określane mianem „Szoku”, są dowodem albo głuchoty, albo zaprzedania (czego nie da się wykluczyć, od kiedy pismo związało się na śmierć i życie z komercyjnym Radio Classique, dryfującym od lat ku modelowi szafy grającej à la Classic FM, co jest moim zdaniem śmietnikiem muzycznych iluzji i ambicji, aczkolwiek czasem śmietnik w dobrej dzielnicy więcej wart niż supermarket w slumsach).W każdym razie wstrząsnęła mną wiadomość, że tenże Le Monde de la Musique wyróżnił pośród najlepszych nagrań roku płytę Anne Gastinel ze suitami Bacha, nie dostrzegając ani Queyrasa, ani czegokolwiek godnego w tym roku uwagi – wyjąwszy drobiazg mało oryginalny, jakim jest drugi i trzeci tom kompletu dzieł Debussy’ego, powierzonego brytyjskiej firmie Chandos przez Francuza Jean-Efflama Bavouzet, co również znacznie bardziej obiektywny Diapason uważa za trwałe osiągnięcie, godne złotego runa.
Poza tym w niczym mi po drodze z kolegami z Le Monde de la Musique, tym bardziej, że narazili mi się śmiertelnie zrąbaniem do szczętu (wśród drwali głuchota jest chorobą zawodową) jedynego w tym roku zjawiska, jakim było pojawienie się na scenie Bachowskiej, gdzie od czasu Goulda nikt nowego słowa nie powiedział, nowojorskiej wróżki imieniem Simone Dinnerstein, której Wariacje Goldbergowskie to, rzec by można, Gould zmiękczony instynktem macierzyńskim.
Bach w granicie
Nie można tego samego powiedzieć o Bachu Hélène Grimaud, której przyniósł on nominację do tegorocznych muzycznych Wiktorii, w kategorii Solista Roku. Do pięknej wilczycy mam słabość, ze względu na oczy i ostrą inteligencję, choć drażni mnie jej status Gwiazdy, klasycznej Barbie z ekologiczną wartością dodatkową, ale wobec jej pierwszej Bachowskiej płyty, nagranej dla Deutsche Gramophon, uczucia mam mieszane. To Bach masywny, wykuty w granicie, ani trochę subtelny i dialektyczny, co doskwiera zwłaszcza w Koncercie d-moll, skąd wszelka idea koncertowania, czyli dialogu między orkiestrą a solistą, została przegnana (w tej materii polecam raczej koncerty Bacha nagrane dla Virgina przez innego młodego Francuza, Davida Fraya, co Bruno Monsaingeon uznał za na tyle interesujące, by zadedykować mu swój nowy film).
Lecz muzyczna inteligencja Pięknej Heleny przezwycięża jej opcje estetyczne, gdy inwestuje neurony w meandry polifonii, szczególnie w transkrypcji organowej Fugi a-moll, pomniku Bachowskiej maestrii i w paru preludiach i fugach z Wohltemperiertes Klavier, jak owa potrójna Fuga cis-moll, zbudowana poniekąd na schemacie świętej Trójcy, z pierwszym tematem tworzącym krzyż na pięciolinii, którą to fugę Grimaud zaiste wykuwa w granicie, prowadząc pięć głosów i trzy tematy absolutnie pewną, rozumiejącą wszystko ręką.
Bach skośnooki
Pośród tegorocznych nagród Diapasonu Bach zajmuje sporo miejsca. Zanim porównamy wersję umownie „tradycyjną” z „rifkinowską”, czyli soliści zamiast chóru – do której nawiązał właśnie Marc Minkowski (co już zrelacjonował państwu Piotr Kamiński) – Złoty Diapason Roku spłynął na to, co w tradycji Bachowskiej najlepsze, a czego Mekką stała się od paru lat, o ironio, Japonia. Maasaki Suzuki, nagrywając komplet kantat Bacha, tyleż nierówny co niezrównany, nie mógł ominąć Mszy h-moll, i nie mógł z niej wycisnąć mniej, niż tradycyjne omalże maksimum. Toteż wycisnął i w oczekiwaniu cudu, którego zwiastunem może być Minkowski, zadowolić się musimy ideałem dobrze pojętego akademizmu w wersji Suzukiego, skośnoośnego strażnika północnoniemieckiej tradycji, której pod koniec stycznia w Nantes, w ramach kolejnej edycji Szalonych Dni Muzyki, hołd odda w nowym roku René Martin.
Blechacz, Hamelin i reszta
O wielu płytach, wyróżnionych Diapazonem Roku, już tu wspominałem: komplet nagrań Marcelle Meyer, wznowionych pod szyldem EMI, sonaty Geminianiego pod wirtuozowskim smykiem wiolonczelisty Bruno Cocseta, „Śmierć i dziewczyna” Schuberta w rozpalonej do białości wersji Kwartetu Jerozolimskiego (zapewne drugiego dziś na liście „najwspanialszych spadkobierców”, po Kwartecie Artemis), niedoskonałe lecz porażające energią młodości nagranie Małych Mszy Bacha, które zawdzięczamy zespołowi Pygmalion pod batutą Raphaëla Pichona czy wreszcie, w kategorii Młode Talenty, Preludia Chopina plus dwa nokturny pod palcami Rafała Blechacza.
Nie wspomniałem wszak dotąd o sztuce wokalnej (gdyż monopol ma tu Piotr Kamiński) – a wspomnieć mógłbym o nagrodzonej przez Diapason płycie „Niespodzianka”, zaiste zaskakującej, gdyż ciemnoskóra Kanadyjka Measha Brueggergosman, skrzyżowanie Leontyne Price i Ute Lemper, z dnia na dzień podbiła serca melomanów i krytyki swym temperamentem i repertuarem, od Bolcoma, przez Schoenberga po Satiego.
Nie wspomniałem też o jednej z najbardziej oryginalnych osobowości pianistycznych, która musiała zdobyć aż trzy Złote Diapazony po kolei, by zasłużyć sobie w końcu na Diapazon Roku. Kanadyjczyk Marc-André Hamelin wlecze za sobą nieco kompromitującą opinię pirotechnika klawiatury, wypuszczającego się, co gorsza, na manowce wielkiego repertuaru.
Nie widzę w tym nic kompromitującego, tym bardziej, że Hamelin – primo – wskrzesza nieustannie XIX-wieczne partytury, którymi reszta niesłusznie gardzi, a czyni to, secundo, z najwyższym smakiem, nie zadowalając się bynajmniej samą pirotechniką. W tym roku dowiódł tego po trzykroć: w olśniewających transkrypcjach Leopolda Godowskiego, w projekcie cross-over o nazwie ”In a state of jazz” i wreszcie w porażającej tyleż wirtuozerią, jak muzykalnością, rekreacji jednego z najbardziej megalomańskich tworów XIX-wiecznej pianistyki, jakim jest Koncert na fortepian solo Charles’a Alkana, jednego z najbliższych przyjaciół Chopina. Miałbym jeszcze pod choinkę wiele innych prezentów, ale czas nagli – reszta poczeka do Nowego Roku, co nagle to po Diable, czas odroczyć nasze żądze...
Złote Diapazony Roku
CD2 Debussy – Clair de lune – J-E.Bavouzet 4’40 CHAN10467
CD3 Bach – WtK I, Fuga cis-moll – H.Grimaud 4’10 DG4776248
CD4 Bach – Msza h-moll, Credo – M.Suzuki - 3’35 BIS SA170102
CD5 Alkan – Concerto pour piano, fragm. III cz.– M-A.Hamelin 2’35 Hyperion CDA67569
20/12/2008
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU