Stefan Rieger
Tekst z 26/12/2008 Ostatnia aktualizacja 31/12/2008 08:55 TU
Trochę się wychylam i w razie czego, jeśli dożyję, odszczekam. W końcu ostatnia próba wrzucenia całej wstecz wciąż przed nami, najgorszego nie sposób wykluczyć; przecież 99,9 % powstałych na Ziemi gatunków wymarło po maksimum 3-4 milionach lat, więc w zasadzie już nas nie powinno być.
Jeśli 2008 był dla mnie pierwszym rokiej nowej ery, to dlatego, że niemające omal precedensu, przez mało kogo przewidziane wydarzenia wpisały się nagle harmonijnie w korpus mych lektur podstawowych – od Richarda Dawkinsa, Daniela Dennetta, Susan Blackmore, Antonio Damasio, Borysa Cyrulnika czy Jareda Diamonda, po Howarda Blooma, Desmonda Morrisa, Nassima Taleba i nade wszystko - dwóch wirtuozów kompleksowej popularyzacji nauki, czyli matematyka Iana Stewarta i biologa Jacka Cohena, których dzieło o nazwie „Załamanie chaosu”, to zapewne najbardziej stymulujący umysł wytwór ludzkiego racjonalizmu dla nas, maluczkich, niezdolnych do żonglowania różniczkami i do okiełznania topologii.
Oswajanie chaosu
Stewart i Cohen ukazują plastycznie niewiarygodną złożoność świata, wobec której tradycyjne narzędzia „twardej”, deterministycznej nauki, skądinąd bardzo pożyteczne, okazują się bezsilne, nie pozwalając niczego przewidzieć. Autorzy pokazują, że w sercu rzeczywistości ład i chaos intymnie są splecione; że chaos czai się wszędzie i minimalne zdarzenia (patrz efekt motyla) mają kolosalne konsekwencje. Lecz, nawet jeśli pachnie to paradoksem, jest to chaos deterministyczny, wszystko bowiem potoczy się tak, jak musi się potoczyć. Szkopuł w tym, że nie możemy z góry wiedzieć, jak.
Aby odkryć prostotę w złożonym świecie (jak brzmi podtytuł tej niezwykłej książki) i ewentualnie móc coś przewidzieć, uzbroić się trzeba w całkiem nowe narzędzia, na razie jeszcze niedoskonałe, pozwalające wgryźć się w istotę będącego w ciągłym ruchu świata, czyli poznać naturę złożonych, nieciągłych układów dynamicznych.
Niewidzialna ręka rynkuWszystko jest układem dynamicznym, a najprostszą tego ilustrację zawdzięczamy pionierowi w tej materii, jakim był genialny matematyk francuski Henri Poincaré. Wyobraźmy sobie plażę o długości 1 km, na której rywalizuje ze sobą dwóch sprzedawców lodów. Jak na niej się ustawią? Dla plażowiczów byłoby najwygodniej, by jeden stanął w ¼ odcinka plaży, a drugi w ¾, gdyż wówczas nikt nie musiałby iść dalej po lody, niż ćwierć kilometra. Dla handlarzy też byłoby to optymalnym rozwiązaniem. Otóż okazuje się, że pchani niewidzialną siłą – zwaną uczenie dynamiką przestrzeni fazowej – obaj ustawiają się w końcu obok siebie, w samym środku plaży.
Nieuchronny ów proces jest wypadkową dwóch wektorów: chciwości sprzedawców i lenistwa klientów. Każdy z obu handlarzy podkraść chce klientów drugiemu i nieubłagane prawo rynku pcha ich ku sobie, do tego samego punktu. Ale wtedy dochodzi do głosu lenistwo klientów, którzy nie chcą daleko człapać po lody, więc ów punkt przesuwa się do środka plaży.
W sumie wszyscy na tym stracili: klienci mają dalej, sprzedawcy nie zarobili ani centa więcej, a zapewne mniej, gdyż leniuchy po prostu rezygnują z lodów. Oto zwięzła metafora „niewidzialnej ręki wolnego rynku”, najlepszego z możliwych światów.
Ortodoksyjna logika i matematyka nie pozwalają jednak tego przewidzieć: układy dynamiczne ukazują swój „cel”, czyli atraktora do którego zmierzają, dopiero po dotarciu na miejsce.
Śmierć homo æconomicus
Dlaczego jednak o tym mówię, podsumowując Anno Domini 2008? Ano dlatego, że rok ten zilustrował jak żaden inny bezradność naukowej czy ekonomicznej ortodoksji w obliczu nieciągłych układów dynamicznych, które nagle skoczyły nam do gardła przy okazji kryzysu finansowego.
Jeśli mówię o 2008 jako o „pierwszym roku nowej ery” to właśnie z tej przyczyny: od kiedy stało się jasne, że omalże nikt z establishmentu, od ekspertów i ekonomistów, po dziennikarzy i polityków nie umiał przewidzieć kosmicznego zgoła krachu, znaczy to jedynie tyle, że opętani ideologią, pseudonauką, stadnym instynktem i wiodącą nieuchronnie na manowce żądzą zysku, wszyscy oślepli i jak lemingi skoczyli w otchłań (aczkolwiek lemingi czynią to jedynie z przyczyn demograficznych, regulując kaprysy ewolucji).
Otchłań była obietnicą Raju na Ziemi, lecz okazała się Piekłem. Wymyślony przez anglosaskich liberałów na przełomie XVII i XVIII wieku homo æconomicus zmarł w tym roku śmiercią naturalną, nie tylko jako aktor „racjonalnej” rzekomo gry w światowe Monopoly, lecz również jako figura antropologiczna: wypiera go nareszcie prawdziwy homo sapiens, o napędzie neurobiologicznym sterowanym emocjami, bardziej zapewne niż interesem czy rozumem. Niekoniecznie mi się to podoba, lecz taka jest prawda tego aroganckiego gatunku, który z pomocą religii czy ideologii przyznał sobie prawo do zniszczenia pozostałych i rządzenia odtąd na pustyni, do (rychłego) odwołania.
2008 jest w tym sensie Rokiem Zerowym: albo zaczniemy od zera, albo zostaniemy wyzerowani. Nie jestem optymistą, choć 2009 – Rok Darwinowski – może nam rzucić koło ratunkowe. Nie wiem wszak czy wielu będzie skłonnych po nie sięgnąć.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU