Agnieszka Kumor
Tekst z 21/01/2009 Ostatnia aktualizacja 21/01/2009 18:53 TU
Najnowsza paryska premiera spektaklu Piny Bausch Sweet Mambo odbyła się nietypowo, bo w styczniu. Okazja była jednak po temu spora, mija bowiem trzydzieści lat od pierwszego spotkania Tanztheater z Wuppertalu z francuskimi widzami. Jak wszyscy wielcy mistrzowie, od Jana Sebastiana Bacha po Giorgio Strehlera, Pina Bausch opowiada jedną i tę samą historię, jest to „przy tym historia wesoła,/a ogromnie przez to smutna”.
Pod satynową suknią ciało
Wyspiański miał nosa, wkładając w usta Poety z Wesela te jakże proste i paradoksalne zarazem słowa. Taki jest też najnowszy spektakl Piny Bausch, zaprezentowany w maju 2008 roku w Wuppertalu, a obecnie pokazany w Théâtre de la Ville w Paryżu. Tytuł Sweet Mambo przywodzi na myśl słodki czar wieczoru, łagodnie swingującą muzykę, damy w satynowych sukniach, panów w smokingach, kieliszek szampana i delikatne słowa szeptane do uszka. To wszystko znajdziemy w tym przedstawieniu, ale szkoda, jeśli na tym poprzestaniemy. Przejdziemy obok ważniejszych refleksji, które poczyniła ta przenikliwa obserwatorka „nieznośnej lekkości bytu”, jaką jest Pina Bausch. Inaczej niż niegdyś u Kundery, ale w podobnym gorzko-słodkim wydaniu, blichtr i iluzja złożyły się na obraz mężczyzn i kobiet, w tej niekończącej się historii, jaką rozwija przed nami niemiecka artystka teatru tańca.
Peter Pabst, zwyczajowy scenograf Piny Bausch, umieścił nagą przestrzeń sceny przed zawieszonym w głębi ekranem ze zwiewnej, białej tkaniny. Kontynuował tym samym dekorację z poprzedniego spektaklu Bamboo Blues, jak gdyby pod notatkami z podróży do Indii ukazały się inne, głębsze kwestie, warte eksploracji. W spektaklu bierze udział „tylko” dziesięcioro tancerzy – siedem kobiet i trzech mężczyzn. Ciężar solowych „wypowiedzi” jest wyraźnie po stronie kobiet – wiadomo, one częściej i chętniej wypowiadają swe bolączki w życiu. Mężczyznom oddany zostały głos w drugiej części, niczym drapieżne koty, w powolnym korowodzie przemierzając scenę podniosą wreszcie głos, zdecydują się na solo, ale nie dojdzie do porozumienia.
Kontrapunkty dla rozluźnienia
Momenty tańca pełne melancholii, łagodnej rozpaczy i gorzkiego zaniechania przeplatane są (jakby dla odprężenia) scenkami komicznymi, które zawdzięczamy w dużej mierze jednej ze starszych tancerek zespołu, Nazareth Panadero, dysponującej niewymowną wyrazistością aktorską, zdolnej w oka mgnieniu przejść od tragizmu do komizmu. Poznamy imiona niemal wszystkich członków zespołu, kolorowe suknie kobiet i czarne garnitury mężczyzn są tylko ramą, w którą wprawiona została osobista wypowiedź. Jak we współczesnej literaturze tancerze mówią: „ja”. Złudzenia przyjmują obraz nagich ciał kobiet całowanych przez kotarę przez ich partnerów, albo sentymentalnej komedii z 1938 roku (Der Blaufuchs) w reżyserii Victora Tourjansky’ego z Zarah Leander w roli porzuconej żony i nierozmyślnej kochanki. Nie usłyszymy z niej ani słowa i już po krótkim czasie perypetie bohaterki wydadzą nam się bezprzedmiotowe.
Przypinanie łatek
Kobiety są histeryczne i próżne, mężczyźni egoistyczni i chłodni. A może to druga strona widzi ich takimi? Uwikłani we własne słabości, ogarnięci niepewnością, spragnieni miłości, szukamy jej nieustannie, nabijając sobie kolejne guzy.
Kruchy, słodki, okrutny, gorzki, erotyczny, pozostawiony samemu sobie i zapatrzony w drugiego, taki jest człowiek w oczach Piny Bausch w jej najnowszym spektaklu Sweet Mambo.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU