Piotr Błoński
Tekst z 12/02/2009 Ostatnia aktualizacja 13/02/2009 10:32 TU
Ministerstwo Kultury, które zastąpiło sekretariat stanu do spraw kultury przy Ministerstwie Edukacji, wyposażone zostało w poważny budżet – dodatkowo zresztą powiększony w latach osiemdziesiątych, gdy szefem resortu był socjalista Jack Lang, piewca jeszcze większej demokratyzacji i jeszcze większej hojności wobec wszelkich „twórców”.
Ministerstwo przejęło nadzór nad muzeami i zabytkami i szkolnictwem artystycznym: w latach ’60 tworzyło powstające jak grzyby po deszczu domy kultury – w rzeczywistości na wzór sowiecki, choć Francuzi nigdy nie dopuszczają takiego porównania – ośrodki teatralne i choreograficzne, teatry państwowe lub subwencjonowane. Prowadzi dotąd politykę obrony książki, chroniąc wydawców i księgarzy przed bezwzględnością rynkowej konkurencji: dba także o subwencjonowanie całej wielkiej rzeszy ludzi pracujących w spektaklu i sztukach plastycznych – co jednak dziś sprawia, że liczą oni coraz mniej na swą pracę, a coraz bardziej na te subwencje, czego ilustracją były strajki w czasie festiwalu w Avignon.
Powstała też na całym terytorium kraju struktura administracyjna wyspecjalizowana w zakupach dzieł sztuki współczesnej. Słowem, rozwinięto na ogromną skalę mecenat państwowy – którego uzupełnieniem była przyjęta w 1968 roku ustawa o „dation”, czyli możliwości spłacania podatku spadkowego w dziełach sztuki z pominięciem procedur wyprzedaży, prowadzącej zawsze do rozproszenia kolekcji. Dzięki temu na terenie Francji pozostała np. lwia część twórczości Picassa.
A jednak w ostatnich latach pojawiają się głosy ostro krytykujące tę ministerialną władzę kulturalną.
Nawet były minister kultury Jean-Jacques Aillagon uważa, że ministerstwo to powinno zostać po prostu zlikwidowane. Wskazuje się na szkodliwe dla naturalnego rozwoju sztuki konsekwencje istnienia rozbudowanych administracji: w dziedzinie twórczości teatralnej lub artystycznej potworzyły się bowiem z latami sieci wpływów, które gwarantują dofinansowywanie wciąż tych samych twórców czy rodzajów sztuki, funkcjonujących w całkowitym oderwaniu od gustów i potrzeb publiczności. Ten rozwód między twórczością współczesną a publicznością jest jednak problemem głębszym.
W ostatnim wydaniu kwartalnika Commentaire Marc Fumaroli, członek Akademii Francuskiej i autor głośnej, obrazoburczej książki pt. Państwo Kulturalne, dokonuje fundamentalnej krytyki samych źródeł polityki kulturalnej à la Malraux, wykazując, że doprowadziła ona do skutków dokładnie odwrotnych od zamierzonych.
Malraux śnił o tym, by upowszechniony został pewien corpus dzieł kultury, wspólny dla całej ludzkości, którego klasyczna sztuka europejska byłaby tylko jednym z aspektów. Pogląd „postępowego” intelektualisty stał się zaleceniem obowiązującym ogromną administrację. Doprowadziło to do obniżenia rangi klasycznego dziedzictwa kulturalnego, a wywyższenia zarówno wytworów innych cywilizacji, jak i dzisiejszych form twórczości obcych temu dziedzictwu. Oczywiście to zjawisko nie jest właściwe tylko Francji: na całym świecie tzw. kultura wysoka zepchnięta została do reduty. Ale pod wpływem Malraux – pisze Fumaroli – Francja która, jako jedyny zapewne kraj na świecie, miała zasoby i możliwości afirmacji kultury bardziej ambitnej, szansę tę całkowicie zmarnowała.
Fumaroli nie jest odosobniony: w ostatnich latach coraz szersza grupa francuskich intelektualistów występuje przeciwko pauperyzacji intelektualnej dzisiejszej twórczości artystycznej i jej spodleniu przez układy rynkowe i finansowe. Należy do nich m.in. były dyrektor Muzeum Picassa Jean Clair, którego krzyk rozpaczy wobec komercjalizacji muzeów omawiałem już w tej kronice w ubiegłym roku.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU