Stefan Rieger
Tekst z 20/02/2009 Ostatnia aktualizacja 24/02/2009 12:26 TU
Niektóre z większych gwiazd, gdy się starzeją, zapadają się w sobie grawitacyjną siłą swej inercji i przestają odtąd promieniować, przemieniając się w czarne dziury. Francja, która z promieniowania swej kultury uczyniła jeden z głównych wektorów swego wpływu, zdaje się tak zapadać w sobie, nie tyle samoistnie – gdyż pod względem żywotności kultury nie ma się czego wstydzić, w międzynarodowym pejzażu spustoszonym przez komercję – ile dzięki polityce zaniechania, uprawianej przez władze, dla których kultura ostatnim wydaje się zmartwieniem.
Oczywiście obecny prezydent Francji nie jest jedynym przywódcą, który „wyciąga kalkulator (jeśli nie zatyka sobie uszu), gdy słyszy słowo kultura”. Należy do pokolenia polityków wyrosłych w czasach, gdy etos sklepikarza à la Mrs Thatcher zatriumfował nad etosem dzieci-kwiatów. We Francji jednak, gdzie od Ludwika XIV - na dobre i na złe – prestiż władcy i państwa wspierał się prestiżem kultury: literatury, muzyki, filozofii czy architektury – nagła intruzja sklepikarskiej mentalności jest zrozumiałym szokiem (tym bardziej, że era sklepikarzy, zainaugurowana przed 30. laty przez Thatcher i Reagana, odgwizdała właśnie swój niechlubny koniec).
Szczupak z ogonem pawia?
Przyzwyczajono się do tego, że Monarcha, człek wielkiej kultury, zadba przynajmniej o to, co lubi – książkę, obraz, operę, muzeum Papuasów, cokolwiek... - nie dopuszczając nawet myśli, iż Francuz Numer Jeden wyżej mógłby cenić gracza na giełdzie od gracza na flecie. Nikt nie przyjął bowiem dolnej hipotezy, zgodnie z którą władza o nic nie zadba, gdyż na niczym się nie zna, niczego nie lubi i do niczego jej to niepotrzebne i której kultura równie cyka, jak szczupakom ogon pawia, gdyż drapieżniki grają w innej lidze, gdzie nie estetyczna wartość dodatkowa – a tym mniej „moralność” czy "humanizm” - lecz testosteron gwarantuje wygraną w ewolucyjnym wyścigu zbrojeń.
Kulturalna Berezyna
Nic też dziwnego, że obecna polityka cięcia po skrzydłach kultury – centralnie, ekscentrycznie i lokalnie, od budżetów ministerstw, przez budżety festiwali, teatrów czy stowarzyszeń, po instytucje i fundusze powołane do rozpowszechniania kultury francuskiej za granicą – wzbudza quasi histeryczne komentarze, w stylu „klęska, katastrofa, Berezyna”. Znamienne zaś, że miejscem, skąd dochodzi łkanie, jest samo Quai d’Orsay, Mekka francuskiej dyplomacji, gdzie panuje jakoby odtąd schyłkowa atmosfera, bliska poczuciu zagłady, gdyż fundusze na krzewienie kultury i języka za granicą topnieją w oczach (w ostatniej ustawie budżetowej o 20 do 30 procent).
O zaprogramowanej katastrofie pisały w ostatnich tygodniach różne francuskie dzienniki, od Libération, organu Rotschilda po Le Monde, „le journal de tous les pouvoirs”, czyli organ podlizujący się każdej władzy, co od lat mu wyrzucano: dzienniki, uchodzące za „lewicowe”, lecz oscylujące w strefie wpływów władzy (innych tu nie ma, tak jak nie ma parlamentu).
Cięcie po skrzydłach
Niektóre z funduszy MSZ utrzymano na dotychczasowym poziomie: dotacje dla liceów francuskich za granicą, 100 mln euro na stypendia dla 18 tysięcy zagranicznych studentów czy subwencje dla Alliance française, potężnej sieci prywatnych szkół językowych, dla której to zresztą tylko małe wsparcie, gdyż w dużej mierze się samofinansuje. Ale w innych dziedzinach 2009 będzie rokiem ostrych cięć – w dotacjach, a więc i w personelu.
Ucierpi na tym szczególnie, pisze Le Monde, 148 francuskich ośrodków i instytutów kulturalnych, rozsianych po świecie. Marnym stu milionom euro dotacji z Paryża („co odpowiada nakładom na Operę Paryską”, zauważa kwaśno jeden z dyplomatów) towarzyszy zachęta do szukania pieniędzy na miejscu, co i tak już robiono, zarabiając na własną rękę ponad trzy razy tyle, niż daje MSZ.
Ale że kryzys jest wszędzie, lokalne źródła dochodów także wysychają. Toteż tu i tam zaczyna się zamykać instytuty (np w Edynburgu, Porto czy Rostocku), gdzie indziej tnie się po etatach attachés językowych ( w Polsce minus osiem, twierdzi Libération), albo redukuje się budżet radcy kulturalnego do zera. By już nie wspomnieć o planach zamknięcia szeregu sekcji językowych w RFI, włącznie z polską, co nie mieści się co prawda w tym samym budżecie, lecz za to w tej samej filozofii.
Konkurencja nie śpi
Otóż kryzys wszystkiego nie tłumaczy, gdyż rywale – najwyraźniej inne mając priorytety – raczej rozwijają, niż zwijają działalność za granicą. British Council ma w tym roku podwyżkę budżetu o 5,5%, niemiecki Instytut Goethego dostał w zeszłym roku o 12,4% więcej, a w 2009 przewiduje się dalsze 7,5% podwyżki, a już poza konkurencją są Hiszpanie: budżet ośrodków Cervantesa wzrósł od czterech lat o 66%!
Zapewne francuska polityka kulturalna za granicą wymaga restrukturyzacji. Niektórzy opowiadają się za przecięciem pępowiny między ministerstwem a siecią zagranicznych ośrodków, na wzór British Council, instytucji niezależnej. Zalążkiem takiej reformy mogło być powstanie w 2006 roku Culturesfrance, ale projekt pozostał właśnie w formie zalążkowej. Brak tu „woli politycznej”, zresztą takiej rewolucji w jakobińsko-wersalskiej Francji nikt sobie raczej nie wyobraża.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU