Stefan Rieger
Tekst z 24/02/2009 Ostatnia aktualizacja 24/02/2009 17:00 TU
Poza pretekstem do wskrzeszenia archaicznych polemik, Rok Darwina może być okazją do uświadomienia sobie uniwersalnej siły idei, która 150 lat temu odmieniła radykalnie naszą wizję świata. Zmienność czyli mutacje – dziedziczenie czyli wierna reprodukcja – dobór naturalny czyli zróżnicowana przeżywalność bytów: ów urzekająco prosty tryptyk składający się na algorytm ewolucji, choć należy zawsze być ostrożnym w budowaniu analogii między biologią a innymi dziedzinami, pomaga dziś w rozszyfrowaniu różnorodnych zjawisk – od funkcjonowania społeczeństw, ekonomii i giełdy, poprzez targowisko myśli, modę i marketing, aż po psychologię, układ nerwowy i mechanizmy świadomości, czy wreszcie – działanie Internetu.
Brutalny w swym anachronizmie kryzys starego systemu nie powinien nam przesłonić faktu, że rodzi się być może na naszych oczach nowa forma „życia”. Nic nie gwarantuje sukcesu temu przedsięwzięciu, tak jak nic nie predestynowało chemicznych cząstek do ułożenia się w łańcuchy ADN, przez przypadek graniczący z nieprawdopodobieństwem.
Trudno jednak nie widzieć w Internecie swego rodzaju roztworu pierwotnego, w którym powstają (jak Matt Ridley zdefiniował żywe organizmy) „zawirowania w strumieniu entropii”, czyli z chaosu deterministycznego, drogą emergencji, wyłania się nowy ład, który następnie – już zgodnie z algorytmem ewolucyjnym Darwina – podlega ulepszeniom drogą naturalnej selekcji i dąży do coraz wyższego stopnia organizacji.
Złożoność i emergencja
Ewolucja Wielkiej Sieci wydaje się w każdym razie we wszystkim niemal zgodna – wyjąwszy skalę czasu, który z otchłani geologicznej przeleciał w cyfrową natychmiastowość czasu realnego – ze schematami ewolucji życia. Wystarczy przyjrzeć się jej parametrom: nieustanna zmienność, którą wyraża spontaniczna twórczość poddana naturalnej selekcji czyli korekcie przez środowisko; cyfrowa wierność reprodukcji, pozwalająca na skuteczne kopiowanie mutacji; brak jakiegokolwiek celu czy inteligentnego zamysłu, gdyż nikt nad tym nie panuje i o rezultacie dowiemy się dopiero post factum, kiedy coś się wyłoni lub przeżyje.
Dopiero zbliżamy się mozolnie do rozpoznania natury złożonych i niestabilnych systemów dynamicznych. Uwięziona w klatce newtonowskich aksjomatów, szukających wciąż przyczyny poniżej - czyli odsyłających do fizyki i chemii, co bywa pragmatycznie płodne, gdyż przekłada się na pompę, termometr lub silnik odrzutowca, lecz naukowo i filozoficznie spycha w otchłań nieskończonej regresji, po elektrony, kwarki i kwanty – nauka ledwie zaczyna zgłębiać tajemnice systemów złożonych i chaosu, z którego wyłania się nowy porządek.
Majsterkowanie sieci
Neodarwinowski paradygmat zdaje się pasować jak ulał do Wielkiej Sieci, która – choć powstała jako projekt naukowo-militarny – wymknęła się rychło spod kontroli naukowców, generałów i polityków. Rozwija się odtąd spontanicznie, poprzez majsterkowanie, drogą prób i błędów, nagłych sukcesów i równie piorunujących zgonów. Nie ma w tym żadnej celowości, o przeżyciu decydują nożyce naturalnej selekcji, co nie znaczy by homo sapiens, z definicji zdolny do myślenia i antycypacji, nie miał żadnych szans na pokierowanie cyberewolucją.
Nie sposób zliczyć przykładów: dobór naturalny obecny jest niemal wszędzie, a jego negatywna strona – począwszy od informatycznych wirusów – jest tego przykrą, a czasem i letalną, czyli zabójczą ilustracją. Tak powstają wolne programy informatyczne, od Linuxa po Mozillę, będące produktem zbiorowej inteligencji; podobnie działa system Wiki, stwarzający nieustannie ulepszaną bazę danych, zdolną odtąd konkurować z akademickimi wszechnicami wiedzy – czasem jeszcze nie całkiem poważną, lecz śmielszą i bardziej aktualną.
Global Brain?
Wielka Sieć, pierwotny roztwór bombardowany inteligencją, cynicznymi projektami i Pershingami jednostkowych zachcianek – tak jak oceaniczną zupę sprzed blisko 4 mld lat bombardowały przypadkowe błyskawice, skłaniając aminokwasy do łączenia się w zupełnie nieprawdopodobne, lecz bardziej trwałe i sprytniejsze związki – zdaje się mieć wszelkie właściwości środowiska, w którym wyłonić się może z deterministycznego chaosu, bez żadnego planu, celu czy „inteligentnego projektu”, nowa forma „życia”.
Kształt tego nowego ładu to przedmiot mglistych jeszcze spekulacji. Nie brakuje jednak teoretyków, przewidujących darwinowsko, iż to majsterkowanie, korygowane przez dobór naturalny, prowadzi do coraz bardziej złożonej i wyrafinowanej formy samoorganizacji, zwanej w świecie owadów społecznych, jak mrówki lub pszczoły, „inteligencją roju”.
Niektórzy, jak Howard Bloom, widzą w tym przejaw walki o byt między „superorganizmami”, od szczepu bakteryjnego po ludzką społeczność. Inni, jak Joël de Rosnay, widzą w tym szansę dla każdego „pronetariusza”, czyli „proletariusza Netu”, który chcąc niechcąc, a tym bardziej chcąc, jest o tej chwili architektem nowego niewiadomoczegoś – ściągając lub wysyłając plik, zdjęcie lub komentarz, poprawiając kod programu lub włączając się do dyskusji.
Wedle niektórych teoretyków – tylko pozornie nawiązujących do teorii noosfery, w której Teilhardowi de Chardin roiło się pojednanie ciała z duszą – wielka sieć cybernetyczno-neuronowa wiedzie do globalnego umysłu, Global Brain, choć nic nie gwarantuje dotarcia do celu, gdyż nic – zgodnie z darwinizmem – nie jest celowe i równie dobrze całe to przedsięwzięcie zaryć może nosem w piachu, co kosmicznie wyjść na swoje, doraźnie i do odwołania.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU