Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Multimedia

Wielka Sieć sprzeczności

 Stefan Rieger

Tekst z  03/03/2009 Ostatnia aktualizacja 05/03/2009 10:47 TU

Figurą obecnej epoki jest szpagat: oszałamiająca rozpiętość amplitudy między futuryzmem pączkujących technologii, które otwierają przepastne horyzonty, a archaizmem kryzysu i psującej się cywilizacji, ześlizgującej się ku standardom prehistorii. Nikt nie wie, co z tego wyniknie, toteż czytając tu i tam o cyber-mirażach przyszłości, wyłaniających się z laboratoriów, należy brać poprawkę zarówno na archaiczną architekturę Netu, niezdolną zapewne wchłonąć rosnącej wykładniczo liczby megabajtów, jak i na ludzką pospolitość, która skrzeczy.

Prognozy synoptyków zmian technologicznych przyprawić mogą, zaiste, o zawrót głowy. Już w najbliższej dekadzie urzeczywistni się szereg innowacji, które nie tylko zmienią sposób korzystania z Internetu, ale i odmienią nasze życie.

Z wielkiej chmury...

Jednym z obiecujących szlaków rewolucji jest tzw cloud computing, czyli wirtualne zwiększenie do n-tej potęgi mocy obliczeniowej i potencjału wiedzy poprzez udostępnienie wszystkim, za odpowiednią opłatą za usługę, możliwości korzystania z najbardziej wyrafinowanych programów, bez konieczności instalowania ich na swoim komputerze. To nawet nie futurologia, gdyż na przykład Google (jak zwykle), w swym serwisie Google Apps, oferuje już tego rodzaju usługi, w dodatku za frajer.

Innym obiecującym szlakiem, na razie jednak w powijakach, jest Web semantyczny, wiodący ku nowej Wielkiej Sieci. Do tej pory jedynym inteligentnym aktorem (z poprawką na P. T. idiotów), był w tej grze homo sapiens: tylko on jest w stanie rozpoznać zawartość przekazu, wspomagając się narzędziami bardzo przybliżonej selekcji, oferowanej przez wyszukiwarki typu Google, których algorytm opiera się głównie na dyskusyjnym kryterium popularności, lekceważąc semantyczne parametry.

W pogoni za sensem

Web semantyczny polegałby na zamieszczeniu w sieci informacji, które byłyby zrozumiałe dla maszyn i pozwoliłyby im nawiązać kontakt między sobą, bez ludzkiego pośrednictwa. Komputery mogłyby dzięki temu wykonywać szereg zadań w sposób automatyczny, przemieniając Internet w rozrastającą się wykładniczo bazę wiedzy, zalążek sztucznej inteligencji (z założenia wyższej od inteligencji ludzkiej jako takiej, gdyż tej ostatniej znamy aż nadto dobrze fizjologiczne, społeczne i psychiczne ograniczenia).

To jeszcze futurologia, gdyż z przełożeniem semantyki na bajty wiele jest problemów. Dzielenie się dostępem do nieograniczonej bazy danych, gdzie jednym z pionierów jest Amazon, to na razie bardziej realistyczny, i zarazem jeszcze ludzki etap na drodze do automatyzacji. Polega to z grubsza na udostępnieniu dowolnemu z deweloperów, odpłatnie lub za darmo, zastrzeżonej dotąd bazy danych – Instytutu Meteorologii, Krajowego Instytutu Statystyki czy innej tego rodzaju instytucji w świecie – co można było do tej pory zrobić płacąc ciężki roczny abonament, lecz co przełoży się wkrótce na drobne usługi à la carte, z groszowym zaliczeniem.

Dusza przedmiotów martwych

Zaledwie uszczknąłem z futurologicznych miraży, z których część realizuje się już na naszych oczach. Winienem jeszcze wspomnieć o mobilności, czyli sieci dostępnej zawsze i wszędzie, na ekranie komórki; o przedmiotach codziennego użytku, podłączonych do sieci – od zamrażarki i toastera, przez kaloryfery i klimatyzatory zdalnie sterowane, po radia i ekrany wiecznie „in”, a nawet i ruchome schody, światła na skrzyżowaniach lub windy, których funkcjonowanie racjonalizowane jest informatycznie.

Pieskiem czy motylkiem?

To wszystko zresztą zdaje się banalne, by nie rzec trywialne, w zestawieniu z atrakcjami, jakie w laboratoriach są już w stanie mocno zaawansowanym, lecz do rzeczywistości wprowadzają się na razie chyłkiem lub pozostają w stadium spekulacji. Mam na myśli oszałamiające perspektywy nanotechnologii, zawrotne postępy w badaniach na mózgiem, świadomością i sztuczną inteligencją, czy piorunujący rozwój biotechnologii, wiodących ku granicy, o której jeszcze mało wiemy.

W obliczu tych wyzwań możemy zachować się dwojako: iść z prądem, na własne i cudze ryzyko, lub płynąć pieskiem pod prąd, zgodnie z zachowawczą metodą ratuj się kto może. Mimo całego sceptycyzmu i ogromu zblazowania nie zalecałbym, mimo wszystko, metody piesko-niebieskiej, lecz raczej styl motylkowy: raz pod wodą, raz nad wodą, z okiem wlepionym w horyzont i podpowiadającym na bieżąco pragmatyczną zmianę stylu.

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU