Szukaj

/ languages

Choisir langue
 

Post-scriptum

Mozart i Minkowski czyli koci spisek

 Stefan Rieger

Tekst z  06/03/2009 Ostatnia aktualizacja 06/03/2009 17:13 TU

Le Nozze di Figaro, Théâtre des Champs Elysées

Le Nozze di Figaro, Théâtre des Champs Elysées

Kto nie był w tych dniach na „Weselu Figara” w Théâtre des Champs Elysées pod dyrekcją Marka Minkowskiego, nie zdaje sobie pewnie sprawy z tego, do czego zdolna jest muzyka. Ktoś ładnie powiedział (a może mi się przyśniło), że idealnego wykonania największego z arcydzieł ludzkości, jakim jest Figaro pewnie byśmy nie przeżyli. Cudem tylko ocalałem, czepiając się rozpaczliwie śladowych niedoskonałości, by wrócić na ziemię.

Ta opera to wirująca frenetycznie, kryształowa kula – metafora Wszechświata będącego teatrem seksualnego i społecznego dramatu w reżyserii istot mizernych instynktownie, lecz korygujących instynkty kulturą, zwykłym, a może niezwykłym, poczuciem ludzkiej przyzwoitości i trzeźwością rozumiejącej tolerancji.

Paroksyzm świeckiej religijności

Jest w niej apogeum, gdy na pięć minut przed końcem wszystkie mechanizmy oszustwa zostają obnażone. Hrabina, wirtualnie zdradzona przez Hrabiego, udziela mu wspaniałomyślnie rozgrzeszenia. Do tej chwili dramat toczył się na Ziemi, czyli targowisku próżności, namiętności i władzy. W tej przedłużonej przez Minkowskiego ad infinitum ciszy „za pięć dwunasta” wszystkie nasze czynności biologiczne ustały, zbliżając nas do stanu śmierci klinicznej.

(Foto: SR)

(Foto: SR)

Mozart wykorzystuje „czarną dziurę”, by nagle wznieść się ponad pole bitwy i z wyżyn Nieba spojrzeć okiem dziecka-mędrca na kłębowisko uczuć i interesów, by ostatecznie – jak Hrabina – przebaczyć słabym potentatom, uwikłanym w popędy i zmuszonym nawet wbrew ich woli do odgrywania roli dominującego (do czasu) samca. John Eliott Gardiner powiedział kiedyś, że widzi w tym zgoła „najbardziej intensywnie religijną chwilę w dziejach muzyki”.

Lepsze wrogiem dobrego

W „Weselu Figara” wszystko jest z góry dane, z pomocą genialnego librecisty Da Ponte, toteż każdy dyrygent i reżyser mogą jedynie wszystko popsuć, chyba że się umówią, że powstrzymają się od psucia.

Minkowski wielki jest głównie dlatego, że tylko on dzisiaj wie, iż Mozarta nie da się ulepszyć, podrasować czy uatrakcyjnić. Zdumiewa mnie wręcz pokora, z jaką podchodzi do Mozarta ów miś nabuzowany na 2000 Wolt, który tylko w uwerturze pozwala sobie na drobne nadużycia - a może świadomie wpuszcza nas w maliny, zapowiadając frenetyczną opera buffo (choć i tu nie kłamie), zamiast wykładu z kosmicznej tolerancji i harmonii, okupionych utratą resztek złudzeń.

Hierarchia ważności

Marc Minkowski

Marc Minkowski

Dlaczego jednak mówię o Figarze Minkowskiego w kronice poświęconej zazwyczaj polityce, ekonomii czy filozofii? Po pierwsze dlatego, że mam na to ochotę i nie widzę nic, co byłoby nad to ważniejsze. Cóż może przebić największe z arcydzieł pod batutą największego z żyjących dyrygentów, któremu to arcydziełu doświadczony reżyser Jean-Louis Martinoty umiał nadać znamion pastelowej harmonii, unikając „prowokujących do myślenia” anachronizmów i opierając się pokusie przeniesienia akcji do pralni w Berlinie Wschodnim lub sali tortur w Guantanamo? Marnie zresztą świadczy o ludzkości, Paryżu i krytykach fakt, że omalże nikt nie raczył tego wydarzenia zauważyć.

Przechodniu zdejm kapelusz

Drugim z pretekstów do podzielenia się z bliźnimi tym, co najważniejsze, może być zaś książka pod tytułem „Musicophilia”, której autor – jeden z największych neurologów Oliver Sachs, zawdzięczający m.in. sławę bestsellerowi o „Mężczyźnie, który pomylił swoją żonę z kapeluszem” – stara się pokazać na setkach przykładów, powołując się na cytat z Novalisa, że „każda z chorób jest problemem muzycznym i każde z lekarstw jest muzyczne”.

Do książki wielkiego badacza mózgu, który poczuł się zmuszony zrewidować większość swych pewników odkrywszy niewiarygodną i niepojętą jeszcze moc muzyki, nie omieszkam powrócić, by dziś jedynie na gorąco wyrazić mą miłość do Mozarta i mą dozgonną wdzięczość dla Minkowskiego, go-between między Niebem a Ziemią.

Anielska dialektyka i koci geniusz

Ani trochę nie wierzę w Niebo i Duszę, i z niemal równym sceptycyzmem odnoszę się do Ziemi i Ciała, traktowanych przez teologów w kategoriach nikczemności i upadku. Homo sapiens jest znacznie lepszy i znacznie bardziej ohydny, niż zwykło się podejrzewać. Trzeba anioła dialektyki, jak Mozart, by ogarnąć to kłębowisko sprzeczności. Trzeba kociego geniuszu, by wykreować organiczny ład w nieprzepartym strumieniu entropii.

(Foto: SR)

(Foto: SR)

Tym, którzy mają koty – lub których koty mają – łatwiej zapewne przychodzi utożsamienie się z ideałem kociej harmonii, polegającej tyleż na operetkowej inscenizacji seksu w biologicznym teatrze kłów i pazurów, co na filozofii asekuranctwa i komfortu wewnętrznego czyli spiłowywania kantów i życia wedle przykazań feng shui.

U Mozarta, jak u kota, uderza ów stan organicznej łaski, jakby ta muzyka sama się grała, a on sam (jak już kiedyś pisałem) był tam gdzieś w środku, „w stałym punkcie wirującego świata”, zawieszony między niebem harmonii a ziemskim teatrem życia, pociągając z miłością za wszystkie sznureczki, dyrygując kosmicznym baletem nutek i przemieniając chaos w piękno.

CD Mozart – Wesele Figara, IV akt – G.Janowitz/K.Böhm 
DG 435666-2

Żegnamy i zapraszamy

17 grudnia 1981 - 31 stycznia 2010

29/01/2010 16:02 TU

Ostatnia audycja

Pożegnanie ze słuchaczami

Ostatnia aktualizacja 09/02/2010   12:44 TU

Nasza wspólna historia

Paryż - Warszawa

Francja dla Polski na falach eteru

31/01/2010 12:32 TU

Kultura - z archiwum RFI

Piosenka, kabaret, musical

Za kulisami piosenki francuskiej

Ostatnia aktualizacja 25/02/2010   21:42 TU

Teatr we Francji

Paryskie aktualności teatralne

Ostatnia aktualizacja 23/02/2010   14:33 TU

Kronika artystyczna

Paryskie wystawy 2000-2009

Ostatnia aktualizacja 16/02/2010   14:56 TU

Paryska Kronika Muzyczna

Ostatnia aktualizacja 22/02/2010   17:12 TU

POST-SCRIPTUM I MULTIMEDIA

Ostatnia aktualizacja 21/02/2010   11:38 TU