Marek Brzeziński
Tekst z 23/03/2009 Ostatnia aktualizacja 23/03/2009 11:55 TU
Górą Mont Blanc! Francuski Komitet Olimpijski zdecydowaną większością głosów podjął decyzję, że to Annecy, z rejonu Mont Blanc, z Sabaudii, będzie miało honor ubiegać się o organizację Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2018 roku. W pokonanym polu zostały Nicea i Alpy Prowansalskie, Pelvoux i Wysokie Alpy oraz największy faworyt: Grenoble i Isery. Sukces Sabaudii to dopiero początek boju o przyznanie organizacji Zimowej Olimpiady przez MKOL. Prawdę powiedziawszy szanse są one niewielkie.
Annecy wygrało z kilku powodów. Wielu niezdecydowanych członków Francuskiego Komitetu Olimpijskiego głosowało za Sabaudią zrażone arogancją i pewnością siebie działaczy Grenoble, którzy nie raczyli słówkiem pisnąć na temat przyszłych związków ewentualnego komitetu organizacyjnego igrzysk z ogólnokrajowym ruchem olimpijskim. Delegacja Grenoble nie zachowała klasy i w przeciwieństwie do pozostałej pary pokonanych wyszła przed zakończeniem uroczystości zdruzgotana porażką. Zarówno Nicea, jak i maleńkie Pelvoux, które część konkurencji chciało rozgrywać we Włoszech, pogratulowały sukcesu ekipie z Annecy. Grenoble, gospodarz igrzysk w 1968 roku, przegrało z kretesem, uzyskując zaledwie 9 głosów, przegrywając także z Niceą, wspieraną przez bardziej utytułowaną z sióstr Goitschel, Marielle, bez wątpienia najlepszą narciarkę Francji w historii tej dyscypliny sportu. Nicea chciała kontynuować linię zapoczątkowaną przez Soczi, kurort nad Morzem Czarnym, organizatora igrzysk w 2014 roku. Na sukces Annecy złożyły się: tradycja tego regionu, doświadczenie w organizowaniu dużych imprez, istniejąca już infrastruktura, nie wymagająca ogromnych nakładów finansowych, w tym potężna baza hotelowa oceniana na około miliona łóżek, wreszcie położenie – z jednej strony pełne uroku jezioro, nad którym tak przyjemnie zjeść usmażone jak frytki rybki podawane w restauracji, położonej tuż nad brzegiem. A z drugiej strony – w tle ośnieżone szczyty Alp. Czyż można sobie wymarzyć bardziej bajkowy pejzaż!?
Annecy zyskało poparcie kilkorga słynnych postaci sportu francuskiego.
Poparli tę kandydaturę między innymi – mistrzowie olimpijscy w zjeździe i w freestylu – Antoine Deneriaz i Edgar Grospiron, świetna swego czasu alpejka, Perrine Pelen, a także słynny trener reprezentacji Francji w piłce nożnej, autor największego sukcesu w dziejach francuskiego futbolu, tytułu mistrza świata w 1998 roku, Aimé Jacquet, od wielu lat związany z tym regionem. Do korzystnego wizerunku Annecy przyczynia się fair play w czasie walki o uzyskanie miana francuskiego kandydata i bardzo sportowy charakter tego rejonu – zimą narty i łyżwy, latem rower i sporty wodne. Trochę to smutne, że i takie kryterium w chodzi w grę, co sprawia, że od razu na starcie straciło szanse maleńkie Pelvoux liczące niecałe pół tysiąca mieszkańców. Jednak od olimpiady w Lillehamer MKOL, Międzynarodowy Komitet Olimpijski nie bierze pod uwagę miast mniejszych niż 50-tysięczne. Annecy ma tylu mieszkańców, ilu mieć powinno miasto kandydujące do organizacji igrzysk olimpijskich. Szkoda, bo jak się porówna olimpiadę w Norwegii z igrzyskami w Albertville, to wszystko przemawia na korzyść Lillehamer – niewielkie rozmiary miejscowości sprawiły, że panowała tam prawdziwie sportowo-zimowa atmosfera, a tego nastroju próżno było szukać w rozrzuconych po górach i dolinach miejscach, w których rozgrywano zawody w czasie Igrzysk w Albertville. Dość powiedzieć, że aby dostać się z wioski dziennikarzy do Val d’Isère, gdzie rozgrywano męskie konkurencje zjazdowe trzeba było wstać o czwartej nad ranem i tłuc się kilka godzin autokarem.
W Annecy będzie podobnie, bo góry wprawdzie widać jak na dłoni, ale jednak żeby tam się dostać to trzeba przebyć te pięćdziesiąt – sześćdziesiąt kilometrów.
Konkurencje zjazdowe można rozegrać tam gdzie zaczęły się zimowe igrzyska, w Chamonix. A poza tym La Plagne, La Cluzac, Morzine, Avoriaz – same wielkie nazwy w indeksie francuskich stacji narciarskich. Do tej pory Francja trzykrotnie organizowała zimowe igrzyska olimpijskie. Pierwsza tego typu impreza w dziejach sportu odbyła się w 1924 roku w Chamonix – legendarnej miejscowości w historii narciarstwa i alpinizmu. Następny raz Francuzi gościli zimową olimpiadę w 1968 roku, w Grenoble i w 1992 roku w Albertville. Teraz przed Annecy najtrudniejszy okres. Przede wszystkim nie wolno odpaść w przedbiegach, w czasie wstępnej selekcji kandydatów w 2010 roku. Potem należy zadbać o wywarcie korzystnego wrażenia na członkach MKOL, którzy będą odwiedzali wszystkie miasta kandydujące do organizacji igrzysk. Wreszcie w 2011, w Durbanie, w Republice Południowej Afryki odbędzie się głosowanie i klamka zapadnie. Annecy nie należy do grona faworytów, a co więcej, patrząc z boku, uchodzi raczej za Kopciuszka, skazanego na porażkę. Faworytem jest południowokoreańskie Pyeongchang, które ma w ręku wiele atutów. Koreańczycy już dwukrotnie startowali – raz przegrali z Vancouver, drugi raz z Soczią. Do trzech razy sztuka. Po drugie po igrzyskach w Salt Lake City, w Stanach Zjednoczonych, w Turynie, w Vancouver i w Soczi – teraz pora na Azję, czyli na kandydata z Południowej Korei. Soczi, której wybór jest propagandowym sukcesem Putina i ma się mniej więcej tak do ideałów olimpijskich, jak organizowanie Letnich Igrzysk w Pekinie, uważane jest przez MKOL, za miasto europejskie.
A jeśli nie Pyeongchang i Azja to na europejskim podwórku też czai się groźny konkurent – Monachium, które wraz z Pyeongchang oficjalnie zgłosiło swoją kandydaturę.
Leżące w pobliżu Garmisch – Partenkirchen, które już raz w historii gościło Igrzyska Olimpijskie, w 1936 roku, ma wiele atutów. Znajduje się tutaj słynna, zmodernizowana skocznia narciarska, na której odbywają się zawody w ramach Konkursu Czterech Skoczni; jest też nowoczesne lodowisko, a także trasy biegowe i zjazdowe, na których rozgrywane są imprezy w ramach Pucharu Świata. Tak więc igrzyska u stóp imponującego masywu Zugspitze nie byłyby zaskoczeniem, tym bardziej, że zdolności organizacyjne Niemców są owiane legendą. Porażka Annecy nie jest w tym przypadku czymś wyjątkowym i na pewno Francja odczułaby to w mniej dotkliwy sposób niż porażkę z Londynem w batalii o letnią olimpiadę w 2012 roku. To był cios! Tym bardziej straszliwy, że zadany przez ten pogrążony w ohydnym liberalizmie arogancki Albion. Teraz nie będzie tego problemu, nie będzie takiej stawki, bo wtedy Paryż był pewien swego, ale zgrzeszył taką pewnością siebie, do czego do dzisiaj Francuzi nie chcą się przyznać, że Londyn Tony’ego Blaira wypadł lepiej w tej marketingowej bitwie. Pojawiają się pytania czy warto jest startować, wystawiać na odstrzał tak małą muszkę jak Annecy, by zyskać na punktach w walce o letnie olimpiady w 2020 i 2024 roku, bo tak naprawdę to w grę wchodzi lato i Paryż. Czy zatem warto startować jeśli nie od dzisiaj wiadomo, że ruch olimpijski to rozgrywka grup nacisku, lobbying rozdaje tu karty, a sport francuski i Francja mają w międzynarodowych władzach bardzo mało do powiedzenia. Może nie warto było rzucać na pożarcie Annecy, jak utrzymują sceptycy i cynicy. Ale póki co kandytatura Annecy wywołuje wiele sympatii. Wszak to Wenecja Alp. Bogata w historię. To tutaj święty Franciszek Salezy założył zakon Wizytek i Akademię "Kwiatów i Gór".
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU