Stefan Rieger
Tekst z 31/03/2009 Ostatnia aktualizacja 01/04/2009 14:00 TU
Zagwarantowanie wszystkim obywatelom dostępu do Internetu jest równoznaczne z gwarancją dostępu do edukacji, zaś władze lub prywatne przedsiębiorstwa nie powinny takiego dostępu odmawiać, pod pretekstem stosowania sankcji za takie czy inne wykroczenia – czytamy w zaleceniu Parlamentu Europejskiego, które przedstawił grecki socjaldemokrata Stavros Lambrinidis i które przyjęto stosunkiem głosów 481 za, 25 przeciwko, a 21 europosłów wzięło na wstrzymanie.
E-analfabetyzm
W uzasadnieniu czytamy, że „analfabetyzm elektroniczny będzie nowym rodzajem analfabetyzmu w XXI wieku”. Lambrinidis porównuje odcinanie kogoś od sieci z zamykaniem przed kimś wrót szkoły, co zdarzało się w poprzednich stuleciach (i, zauważmy, zdarza się jeszcze dziś, na przykład dziewczętom w regionach opanowanych przez talibów).
Czy to oznacza, że dostęp do Internetu jest od tej chwili niekwestionowanym prawem człowieka? Jeszcze nie, gdyż zalecenie Parlamentu Europejskiego nie ma charakteru przymuszającego. Ale jest mocnym sygnałem dla Komisji Europejskiej, by czym prędzej przeszła do stanowienia prawa w tej materii, a przy okazji trzecim już prztyczkiem w nos, wymierzonym rządowi francuskiemu, który teoretycznie może po raz trzeci zignorować ostrzeżenie i trzymać się twardo swej idiotycznej „strategii żandarma”, lecz koszty polityczne tego uporu stale rosną.
Do trzech razy sztuka
Minister kultury Christine Albanel przeforsować chce szybkie przyjęcie ustawy „Twórczość i Internet” o ochronie praw autorskich. Debata w parlamencie wkroczyła w tym tygodniu w ostatnią fazę. W projekcie przewidziano system „tri-strike and you're out”, czyli odłączenie od sieci po dwóch ostrzeżeniach, jako karę za nielegalne korzystanie z P2P. Egzekwowaniem kary zająć się miałby nowy, represyjny urząd, obligujący internetowych dostawców, na żądanie dysponentów praw, do filtrowania danych transmisyjnych klientów i wydawania w ich ręce „piratów”.
Prezydentowi Sarkozy’emu marzy się ponoć narzucenie tego nowego kodeksu całej Unii, ale pomysł odcinania internautów, zważywszy na jednoznaczny sprzeciw europarlamentu, nawet w samej Francji trudno będzie wcielić w życie. Nie mówiąc o tym, że łączące się z tym inne aspekty projektu są równie dyskusyjne.
Sądy kapturowe
Najwięcej wątpliwości budzi stworzenie poniekąd „prywatnego” systemu represji, poza wymiarem sprawiedliwości. Aby mieć dowody przestępstwa, po pierwsze, trzeba prowadzić inwigilację użytkowników, bez ich wiedzy i zgody, a w praworządnym systemie do takiej ingerencji w prywatność nie ma prawa żaden prywatny producent czy dostawca sieci – trzeba po temu sądowego namaszczenia, co wyraźnie stwierdził Peter Hustinx, europejski Inspektor Ochrony Danych.
Jeśli ktoś jest o coś oskarżony, to ma prawo się bronić – a gdzie, kiedy i przed jaką instancją bronić się może internauta, skoro nagle z nieba spadają mu złowrogie ostrzeżenia, a po dwóch napomnieniach przestaje być w ogóle internautą? W końcu, dopóki ktoś mu nie udowodni winy, jest niewinny, ale zanim jeszcze mógłby dowieść swej niewinności, ukarany jest odcięciem od sieci.
Jakobinizm, bonapartyzm i trzeźwy Polak
Francja zaraziła świat rewolucyjnymi ideami, poczynając od Deklaracji Praw Człowieka, po czym próbowała tenże świat podbić napoleońskim orężem. Sprawiedliwy świat pamięta jej i jedno, i drugie. Cieszy na przykład trzeźwość polskich internautów, zrzeszonych w Internet Society Poland, którzy już pod koniec zeszłego roku skierowali petycję do władz, ostrzegającą przed „napoleońskim dryfem”.
Pozwolę sobie zacytować dwa paragrafy tego tekstu, ilustrujące zarazem polską trzeźwość (podejrzewam, że to oksymoron) i anachronizm francuskiego podejścia do kwestii praw autorskich: „Niedozwolone wymienianie plików P2P nie jest problemem egzekwowania prawa, lecz właściwej oferty rynkowej. Zawiódł rynek, nie oferując konsumentom alternatywnych usług. Gdyby branże muzyczna, filmowa i medialna rozumiały, że cyfryzacja to nie tylko więcej tego samego i wymiana sprzętu na nowszy, lecz przede wszystkim konieczność całkiem innego podejścia do potencjalnych klientów, miałyby dodatkowe dochody, a nie dodatkowe koszty na mało efektywne wysiłki egzekucji praw”.
I po drugie: „Wszystkie próbowane dotąd sposoby egzekucji są albo drastycznie nieproporcjonalne lub całkowicie nieskuteczne, a niekiedy mające obie cechy naraz. Od ponad dziesięciu lat międzynarodowa branża muzyczna zwalcza dzielenie się plikami P2P, a każdy jej wysiłek by wymusić egzekucję jest szybko neutralizowany przez rozwój technologii pozwalający przechytrzyć egzekutora. Bez nowego sposobu myślenia ten cykl będzie kontynuowany”.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU