Marek Brzeziński
Tekst z 13/04/2009 Ostatnia aktualizacja 13/04/2009 15:11 TU
Wielkanocny poniedziałek. Wielkanoc – radość dla chrześcijan, bo Chrystus zmartwychwstał. To także czas refleksji i zadumy nad wieloma sprawami; okazja, aby je przemyśleć, może po raz pierwszy, a może i po raz kolejny. To taki czas duchowego spokoju, wyciszenia się i myśli nie rozchwianych bogatymi w dynamikę emocjami towarzącymi imprezom sportowym. Wszak to jest Felieton Sportowy, a nie religijny. Oto biorę do ręki Przegląd Powszechny i przebiegam wzrokiempo tytułach - „Historia jako dziedzina kulturotwórcza”, „Wiara przeczy arogancji”, „Kim dla Rogera Haighta jest Jezus?”, „Jan Paweł II wobec człowieka”, albo „ Bóg powiedział raz, dwa razy usłyszałem”, czyli cytat z Psalmów. Bardzo religijnie i bardzo duchowo. I oto w tym samym numerze znajduję jeszcze jeden artykuł – „Futbol – druga religia Włochów”.
To zadziwiający tekst, którego autorem jest Piotr Kowalczuk, dziennikarz nieistniejącej już sekcji polskiej BBC, korespondent radia Vox w Rzymie współpracujący z licznymi pismami oraz stacjami radiowymi i telewizyjnymi w Polsce. Piotr Kowalczuk pisze rzeczy zdumiewające. Zacznijmy od statystyki. 88% Włochów deklaruje się katolikami – do kościoła na Mszę Świętą w niedzielę chodzi 37%. 90% Włochów twierdzi, że interesuje się piłką nożną, ale tylko 35% chodzi na rozgrywki ligowe na stadion albo śledzi je przed telewizorem. Okazuje się, że futbol i religia są na Półwyspie Apenińskim, ze sobą sczepione jak bracia syjamscy, nie tylko dlatego, że najpierw idzie się do kościoła na mszę, a potem na stadion, na mecz, ale także dlatego, że parafialne oratoria i piłka nożna, od lat dwudziestych ubiegłego stulecia, żyją w symbiozie. Oczywiście, faszyzm, podobnie jak komunizm, próbował wykorzystać sport. Widać to jak na dłoni, gdy patrzy się na Igrzyska Olimpijskie w Berlinie, Garmisch-Partenkirchen, Moskwie czy Pekinie, a w przypadku Włoch Mussoliniego, na mistrzostwa świata w piłce nożnej w 1934 roku, które były tak manipulowane, że Włosi je musieli wygrać. Ale to jest czarna strona księżyca.
Tymczasem w szerszym kontekście, co podkreśla w swoim artykule Piotr Kowalczuk, futbol we Włoszech ociera się o sacrum.
Zdaniem autora spora część trenerów, piłkarzy i kibiców jest przekonana, że piłka nożna cieszy się zainteresowaniem w kręgach niebieskich. Stąd nikogo we Włoszech nie dziwi to, że sprawozdawca w telewizji w gorących momentach poleca włoską bramkę opiece Najświętszej Panienki, a trener Trapattoni kropił ławkę wodą święconą. Trapattoni, którego siostra jest zakonnicą, jest człowiekiem głębokiej wiary związanym z Opus Dei. Na mistrzostwach świata w Japonii znalazł pracującego tam od lat misjonarza, który odprawiał reprezentacji Msze Święte. Księża, duchowni, hierarchia kościelna, nie stronią od zajmowania głosu na temat piłki nożnej. Kardynał Bertone, sekretarz stanu w Watykanie, jest zagorzałym kibicem Juventusu Turyn i regularnie komentuje wydarzenia piłkarskie we włoskich mediach. Piotr Kowalczuk przytacza w swoim artykule słowa kardynała oceniającego stronniczość sędziego, który pomógł Korei wyeliminować Włochów. Kardynał powiedział, że „mylić się jest rzeczą ludzką, ale mylić się konsekwentnie to już rzecz diabła”. W XX wieku, placyki i łączki przy istniejących od XVI stulecia we Włoszech oratoriach, były wykorzystywane przez proboszczów do gry w zdobywającą sobie coraz większą popularność piłkę nożną. Powstawała sieć rozgrywek międzyparafialnych.
Piłkę kopały miliony i trudno się dziwić, że to tam stawiały swoje pierwsze kroki przyszłe wielkie gwiazdy włoskiego futbolu.
Meczom na łączkach przy oratoriach przyglądali się poszukiwacze piłkarskich talentów. To w parafialnych rozgrywkach zaczynała się kariera sportowa niedawno zmarłego, byłego kapitana Squadra Azzurra Giacinto Facchettiego, a także innej wielkiej sławy Gianniego Riviery. Grający w Serie A klub Chievo powstał na bazie zespołu jednego z oratoriów na przedmieściach Werony. Piotr Kowalczuk analizując znaczenie, jakie ma piłka nożna w społeczeństwie włoskim, pisze, że wynikiem tak wielkiego zainteresowania i owego zbliżenia z sacrum jest bardzo wysoki poziom dyskusji o futbolu. Piłka nożna, która na przykład we Francji, uważana jest za plebejskie zajęcie o charakterze ludycznym, bliższe raczej jarmarcznym wygłupom niż sztuce, we Włoszech, zdaniem Piotra Kowalczuka „sięga intelektualnej stratosfery.” Dlatego Włosi patrzą na piłkę nożną w szerszym kontekście – to nie jest tylko rytuał ograniczający się do taktyki uganiania się za workiem wypełnionym powietrzem, lecz odbicie, ogólnej, życiowej filozofii. W tym Włosi są podobni do Anglików. Na Wyspach futbolem zajmują się nie tylko kibicie i komentatorzy, ale także ludzie związani ze sztuką – pisarze, dla których futbol stanowi źródło inspiracji i jest artystycznym tworzywem. W czasie mistrzostw świata w 1998 roku miałem zaszczyt usłyszeć z ust króla futbolu, Pelego, opinię, że wszyscy, na całym świecie, grają w piłkę nożną, ale tylko dla Brazylijczyków jest ona powietrzem, którym oddychają, bo płynie w ich krwi. Zapewne Włosi gwałtownie by w tym miejscu zaprotestowali.
Francuzi, którzy zazdrośnie bronią rozdziału państwa od Kościoła zapewne ze zdumieniem przyjęliby stwierdzenie, że piłka to ich druga religia.
Ale mimo, że reprezentant Francji, jest przedstawicielem państwa, to jakoś nikt nie protestuje, gdy piłkarz przed wbiegnięciem na boisko robi znak krzyża, a Franck Ribery, któremu żona pomogła przejść na islam, w rogu boiska unosi ręce ku górze i modli się do Allaha. Czy kibic jest zatem podgatunkiem homo sapiens, takim swego rodzaju homo futbolus? Jeżeli na religię spojrzymy za znanym badaczem kultury z perspektywy biznesu, za Vernem Terpstrą, to musimy wziąć pod uwagę kilka elementów. Według autora, mówiąc o religii, przede wszystkim należy wziąć pod uwagę system filozoficzny, na jakim oparta jest wiara (Terpstra analizuje religię jako zjawisko, stąd pisze o islamie, buddyzmie, chrześcijaństwie, z rozróżnieniem katolicyzmu i protestantyzmu i o hinduizmie). Patrząc na futbol z włoskiego punktu widzenia i przypominając sobie, jaka jest wartość piłki nożnej w społeczeństwie włoskim, śmiało możemy pokusić się o wyjście poza wąskie ramy taktyki uganiania się po murawie i skonstruować „futbolowy system filozoficzny”. Dalsze elementy religii wymieniane przez Terpstrę nie wymagają komentarzy; wiara, przekonania, normy i rytuały.
Sama gra jest najbardziej popularnym rytuałem na świecie przykuwającym do szklanego ekranu w tym samym czasie setki milionów Ziemian.
Podobnie jak w religii, tak i w zjawisku, jakim jest futbol, istnieje tabu – w futbolu najczęściej związane z lokalnymi rywalizacjami. Dni świąteczne, to kolejny element analizy. Dalej przedmioty sakralne. Do odprawienia rytuału kibicowania swojej drużynie, konieczne są szaliki, koszulki z nazwiskami piłkarzy – herosów, plakaty, czy kapelusze. Wreszcie Terpstra wymienia modlitwę. W cytowanych wcześniej przykładach dotyczących włoskich komentatorów czy Trapattoniego odwoływanie się do Niebios jest czymś oczywistym. Ale jak się okazuje nie jest to tylko specyfika włoska. Na wzgórzu nad Marsylią, na tamtejszej bazylice stoi figura Matki Bożej Nieustającej Pomocy. To do niej modlą się przed ważnymi meczami piłkarze tutejszego Olympique’u. Futbol jest zdecydowanie wart studiów antropologów kultury. Może to oni mogliby odpowiedzieć czy tylko dla Włochów piłka nożna jest „drugą religią”.
Żegnamy i zapraszamy
29/01/2010 16:02 TU
Nasza wspólna historia
Kultura - z archiwum RFI
Ostatnia aktualizacja 22/02/2010 17:12 TU
Ostatnia aktualizacja 21/02/2010 11:38 TU